Robert Zembrzycki
Jaroslaw Juszkiewicz google maps

Jarosław Juszkiewicz, polski głos Google Maps: Ludzie często pomstują na moje "Kieruj się na południe"

Dziennikarz i lektor z Katowic, Jarosław Juszkiewicz, od wielu lat jest polskim głosem Google Maps. Już miał być zastąpiony przez syntezator, ale zrobił się taki raban, że Google zrezygnowało z tego pomysłu. Juszkiewicza można jednak usłyszeć też w innej nawigacji, a nawet w Planetarium Śląskim w Chorzowie, które jest jednym z jego miejsc pracy. O tym, jak stał się głosem Google Maps, czy robi sobie czasami jaja w taksówkach czy Uberach, i dlaczego sam w samochodzie ma wyłączony głos w nawigacji - opowiada w wywiadzie ze ŚLĄZAGIEM.

Rozmowa z Jarosławem Juszkiewiczem, dziennikarzem, lektorem, polskim głosem Google Maps, rzecznikiem prasowym Planetarium – Śląskiego Parku Nauki w Chorzowie

Przyznaję, że często na pana pomstuję, to znaczy na pana głos.
Nie pani jedyna.

Gdy jestem w jakimś nieznanym miejscu, włączam nawigację i tam pan mi nakazuje „Kieruj się na południe”, to ja mówię do siebie: Kurczę blade, gdzie mam się kierować, gdzie jest to cholerne południe?
Tak, mogę się domyślać. Nawet zrobiłem kilka filmików na ten temat, jak znaleźć południe, a jak północ. Bardzo wielu użytkowników sieci do mnie pisze, zresztą chyba gdzieś trochę z tego się wzięła moja popularność, że głos w samochodzie zyskał jeszcze twarz.

Okej, czyli teraz można sobie zwizualizować, na kogo pomstować. Ale mówiąc serio, to jest pan głosem Google Maps i nie zastąpiono pana syntezatorem mowy, bo obronili pana polscy użytkownicy Google Maps. Jak pan przyjął tę obronę Częstochowy?
Ze stoickim spokojem, bo jestem dziennikarzem radiowym i wiem, że rzeczy, które szczególnie dziennikarze radiowi i lektorzy robią, są bardzo ulotne. Czasami się wykorzystuje jakiś materiał, który później przestaje być po prostu potrzebny. I tak mi się wydawało w tym wypadku. Ja nie przyjąłem informacji, że mój głos w Google Maps ma być zastąpiony przez robota, jako jakiegoś straszliwego wydarzenia.

Nie?
Informacja gruchnęła pod koniec pierwszego lockdownu, w maju 2020 roku. Inne rzeczy wszyscy mieliśmy na głowie. Głównie się cieszyłem, że wszystko powoli wraca do normy. Koleżanka z Dziennika Zachodniego, Marzena Bugała, wysłała do mnie SMS-a o treści: „Już cię nie ma w Google Maps”. Włączyłem sobie nawigację i rzeczywiście, usłyszałem syntezator. Pomyślałem sobie, no trudno. I właściwie już nic nie chciałem z tym robić. Pocieszałem się: rany boskie, w końcu jestem dziennikarzem radiowym, bycie głosem nawigacji nie jest najważniejszą rolą w moim życiu. Tym bardziej, że troszkę mi humor poprawił system Yanosik, w którym też straszę (śmiech). Janosik zrobił niesamowitą rzecz, bo następnego dnia, gdy gruchnęła wiadomość o zastąpieniu mnie w Google syntezatorem, umieścił u siebie napis: „My nie zamieniamy ludzi na maszyny”.

Czyli i tak dalej by pan prowadził ludzi w nawigacji, ale już nie w Google?
Tak, w mniejszej formie gdzieś tam w tej nawigacji będę, ale pomyślałem, że jednak jestem winien wytłumaczenie użytkownikom, gdzie są te północ, południe, wschód i zachód. Nagrałem filmik minutowy, może półtoraminutowy, taki pożegnalny, wrzuciłem go najpierw na Facebooka, a potem na YouTube, na mój kanał, gdzie miałem zwykle jakieś filmy z dziećmi, jakieś prywatne zupełnie rzeczy.

Ludzie oglądali?
Następnego dnia było już 300 tysięcy wyświetleń, i to się zwiększało lawinowo. Sprawa trafiła do portali, po trzech dniach ktoś napisał w komentarzach pod aplikacją w sklepie Apple: „O, już jest, wrócił”. Sprawdziłem, i rzeczywiście wróciłem. Pomyślałem sobie: coś niesamowitego. I zadzwonili jeszcze do mnie z Google Polska z informacją, że wprawdzie zastąpienie ludzi maszynami jest pewnie nieuniknione w tym wypadku, ponieważ daje o wiele większe możliwości programistom (właściwie można wszystko kazać powiedzieć maszynom, a u mnie ten zestaw komunikatów nie jest specjalnie bogaty), ale w związku z tym, że są takie protesty, co ich zaskoczyło, to postanowili, że mój głos wróci do nawigacji. No i jestem od 2,5 roku z powrotem. (Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)

W sumie od kiedy jest pan głosem Google Maps?
W 2011 roku po raz pierwszy się tam pojawiłem. Nagranie było chyba zrobione rok wcześniej, czyli musiałem to nagrywać w 2010 roku.

Ile czasu zajęło panu nagranie tych komunikatów? Pewnie dużo, bo komend jest sporo.
Z godzinę.

Serio?
Wcale ich nie jest sporo, tylko trzeba je przeczytać w specyficzny sposób, tak, żeby system mógł je łączyć, a użytkownik nie miał wrażenia, że to jest łączone.

Czyli to są takie krótsze określenia, które potem system łączy w dłuższe frazy?
Tak, czyli na przykład czyta się „za 100 metrów”, no i potem czyta pani „skręć lewo”, „skręć prawo”, „trzymaj się lewego”, „trzymaj się prawego”, pasa.

Mówi to pan w jakiś specyficzny sposób, inaczej moduluje głos niż normalnie?
Tak, mówię to trochę inaczej, nie mogę na końcu zdania czy słowa sztucznie zawiesić głosu, co jest powszechne wśród systemów automatycznych. Więc mówię te słowa specyficznie. Zrobiłem parę podejść do tego, ale właściwie nagranie nie wróciło od klienta, czyli spodobało się od razu.

Tomasz Rożek

Może Cię zainteresować:

Tomasz Rożek doceniony przez prezesa Google. „Ludzie tacy jak Tomek sprawiają, że znikają podziały"

Autor: Arkadiusz Nauka

28/09/2022

Jak to właściwie się stało, że pan się stał głosem Google’a? Jak Google do pana trafił?
Nie bezpośrednio. Robiła to firma, która przygotowywała lokalizacje językowe do nawigacji. Musimy pamiętać, że to nie było w czasach, kiedy wszyscy tego używali. Google Maps była jeszcze wtedy dość młodą aplikacją, była tylko na Androida, jeszcze nie było wersji na iOS. I tak naprawdę nie każdy wiedział, czym to się je. Powszechne były nawigacje jako osobne urządzenia, a nie aplikacje w komórce. W 2011 roku również smartfony nie były specjalnie popularne. Przypomnę, że w 2007 roku dopiero pojawił się iPhone, który też nie miał od samego początku nawigacji, więc to tak naprawdę był początek smartfonów.

Jakim cudem pan nie pozostał bezimienny jako głos Google Maps, tylko ludzie wiedzieli, że to mówi Jarosław Juszkiewicz?
Moja popularność narastała. Kapnąłem się, że coś jest na rzeczy w momencie, kiedy do mojej audycji w Radiu Katowice zapraszałem gości. Gdy moi współprowadzący mówili, że to jest ten gość od Google Maps, to oni sobie zaczynali ze mną robić selfie.

Z redaktorem nie chcieli selfie, ale z głosem z Google Maps już tak?
To tak działa trochę do dzisiaj.

Rozpoznają pana ludzie np. przez telefon? Jak ktoś do pana dzwoni np. z banku albo chce panu sprzedać fotowoltaikę?
Fotowoltaika to są moje ulubione telefony (śmiech). Natomiast nie dalej jak wczoraj (rozmowa odbyła się 8 marca - przyp. red.) musiałem coś załatwić przez telefon i zostałem rozpoznany przez rozmówcę. Więc to się często zdarza. Jakiś czas temu mojej osobie był poświęcony podcast z cyklu Twenty Thousand Hertz. To jest taki bardzo prestiżowy portal zajmujący się sprawami realizacji dźwięku. Robi to ekipa z Kalifornii. Zadali sobie trud dotarcia do lektorów, którzy dali głos do innych lokalizacji językowych.

I co z tego wyszło? Udało im się kogoś znaleźć?
Myślę, że się pani zdziwi, bo większości nie udało się znaleźć, dlatego że lektorzy, którzy byli po mnie, musieli już podpisywać NDA, czyli Non Disclosure Agreement, informację o poufności, według której nie mogli ujawniać, że to oni są głosami Google Maps. Podobnie jak kobieta, która dawała głos Siri - przez ileś lat nie mogła powiedzieć, że to jest ona. I tak również było w wypadku Google Maps. W większości krajów jest już automat i nikt nie ma problemów. W Polsce jakoś tak chyba się do mnie przyzwyczaili. Ale dlaczego o tym mówię? Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, to mniej więcej dokładnie rok temu, prawie co do dnia, na forum polskich lektorów pojawiła się informacja, że w Polsce jest Tatiana Wołoszyna.

Kim ona jest?
To jest ukraiński głos Google Maps, ona jest lektorką. Była w Polsce parę tygodni, bo uciekała przed wojną. Skontaktowaliśmy się i wspólnie nagraliśmy wideo przeciwko wojnie. Mówiliśmy o tym, że kiedyś prowadziliśmy ludzi w miejsca, które lubili, na wakacje, do przyjaciół, a teraz ludzie ze wschodu kierują się na zachód, żeby uciekać przed wojną. Tatiana jest jedynym innym głosem Google Maps, który poznałem.

Czyli rozumiem, że rozpoznają pana ludzie, gdy pan rozmawia przez telefon. A w realu robi sobie pan czasami jaja, podróżując taksówką czy Uberem?
Całkiem niedawno postanowiłem sobie zrobić jajca. I oczywiście, jak zwykle w takiej sytuacji, nie włączyłem telefonu, więc nie ma śladu po tym żarcie. Jechałem do mojego wspólnika, z którym nagrywamy i tworzymy kanał na YouTubie. Co sobotę nagrywaliśmy filmiki (teraz zrobiłem sobie przerwę). Zawsze po drodze zatrzymywałem się w McDonald’sie i kupowałem dwie kawy. Pomyślałem, że zatrzymam się i poproszę, głosem z Google Maps, o kawy, dla mnie i dla mojego wspaniałego przyjaciela. Zobaczę, jaka będzie reakcja. Podjechałem pod okienko w McDrive'ie, mówię TYM głosem: „Dzień dobry, poproszę: dwie kawy, duże, jedną z cukrem”. No i słyszę jakiś taki chichot w tle. Podjechałem pod drugie okienko, a pani mówi: „O, pan z Google”. Ale trzeba mówić w specyficzny sposób, żeby zostać rozpoznanym. W Uberze sobie czasem robię jajca. Tam kierowcy dość często używają Google Maps i czasem mi się zdarza na przykład odezwać się w tym samym czasie co ich aplikacja. Ich reakcja jest bezcenna po prostu.

A jak pan jedzie swoim samochodem, to też pan się pan słyszy? To dziwne uczucie?
Przyznaję bez bicia, że w Google Maps mam wyłączony dźwięk, bo mnie to denerwowało i było schizofreniczne. Jednak niedawno Yanosik mnie obdarował swoim urządzeniem stacjonarnym. Nie wiem, czy pan wie, że można mieć Yanosika w osobnym pudełku. On ma wtedy swój głośnik, gada niezależnie od telefonu. Jak Yanosik ostrzega przed policją, korkami i zagrożeniami, to on jest zawsze włączony. Ja już się do tego przyzwyczaiłem, ale gdy ludzie ze mną rozmawiają przez telefon na głośnomówiącym, jak jadę samochodem, to wtedy ten system lubi się odezwać. Oni słyszą, jak z nimi rozmawiam, a za chwilę – znowu moim głosem: „Za 500 metrów kontrola prędkości”. Moją żonę wybitnie to denerwuje.

No właśnie, moje kolejne pytanie dotyczy pana żony, bo ja sobie wyobrażam, że ona słyszy pana w realu w domu, i jak jedziecie samochodem - to podwójnie.
U nas to jest skomplikowane, bo ona też jest lektorką. Więc my jesteśmy oboje przyzwyczajeni do swoich głosów. Także jest to zupełnie naturalne u nas.

Planetarium Śląskie po modernizacji

Może Cię zainteresować:

Planetarium Śląskie już po modernizacji. Zajrzeliśmy do środka. To teraz Planetarium - Śląski Park Nauki RECENZJA

Autor: Tomasz Borówka

10/06/2022

W jakich reklamach albo innych komercyjnych kawałkach można pana usłyszeć?
Ostatnio Yanosik bardzo dużo reklam daje z moim głosem. Przed pani telefonem właśnie nagrałem dwie. Wystąpiłem chyba w dwóch kampaniach reklamowych McDonald’s. Ale ja bardzo lubię różnego rodzaju akcje, w których niekoniecznie trzeba zarabiać. Razem z jedną z youtuberek wystąpiłem w filmie, w którym zbieraliśmy pieniądze na żywność. Razem z portalem pracuj.pl zbieraliśmy pieniądze na żywność dla schroniska dla zwierząt w Warszawie. Więc to nie jest tak, że głosem zarabiam tylko mamonę. Jestem zawodowym lektorem oczywiście i zwykle biorę pieniądze za to, co nagrywam, ale nie we wszystkich sytuacjach.

Jest pan jednak nie tylko lektorem…
Bycie lektorem to jest jedna noga mojej działalności, bo ja przez 30 lat robiłem audycje radiowe, teraz zajmuję się robieniem podcastów. Po 30 latach odszedłem z radia publicznego. W zeszłym roku, w styczniu, trafiłem do Radia 357. Mam tu co dwa tygodnie audycję poświęconą nowoczesnym technologiom, ale robię też podcasty. A teraz przygotowuję duży cykl podcastów poświęconych kosmosowi dla jednego z dużych wydawców medialnych w Polsce.

Czyli nie dla Planetarium Śląskiego?
Nie, tym razem nie. Ale pracuję też w Planetarium. Jestem rzecznikiem.

Właśnie dlatego pytam o to Planetarium, bo pana głos można usłyszeć w Planetarium, podczas seansów.
Tak. Planetarium jest moją miłością od zawsze, od dziecka. Pierwszy seans popełniłem w Planetarium jeszcze w 2000 roku. A potem wraz z dyrektorem popełniliśmy kolejnych 12. Od momentu, kiedy zapadła decyzja o przebudowie Planetarium, czyli od 2018 roku, jestem tam zatrudniony. Jako rzecznik, ale też zajmuję się różnymi rzeczami medialnymi, prowadzę też Facebooka Planetarium, prowadzę niektóre imprezy, które są w Planetarium i oczywiście piszę scenariusze seansów. Ale potrafię pokazać gwiazdy, jak większość ludzi w Planetarium, którzy coś mają wspólnego z pracą merytoryczną. Każdy z nas musi znać gwiazdozbiory, więc jeżeli by mnie pani spotkała w Planetarium i chciała, żebym pani pokazał niebo, też mogę to zrobić, aczkolwiek pewnie nie znam dokładnie wszystkich gwiazdozbiorów, na przykład nieba południowego, od tego są astronomowie. Ale egzaminy ze znajomości nieba musiałem zdać.

Czyli takie egzaminy obowiązują w Planetarium?
Tak, żeby wziąć do ręki świetlną strzałkę w głównej sali Planetarium, która pochodzi z 1955 roku, jest elementem starego projektora Zeissa, trzeba znać niebo. To jest taki symbol. Właśnie ta strzałka jest słynna wręcz, jeżeli chodzi o śląskie Planetarium.

Wiem, nawet ostatnio byłam z synem na seansie „Kometa nad Szwajcarską Doliną”.
To jest mój seans!

No proszę.
Mam nadzieję, że mały się nie bał, jak Kopernik się nad nim pochylał.

Nie bał się.
To jest moment, kiedy dużo dzieci płacze w sali. Myśmy zrobili to takie straszne trochę.

Nie jest aż tak źle. To jest dosyć krótki seans, ale sporo jest przygód i sporo się dzieje.
Cieszę się, że pani mówi o tym seansie, bo właściwie pamiętam, że ja nie byłem do końca przekonany, czy my trafiamy do dzieci, ale pamiętam premierę tego seansu. To było sporo lat temu. Jeszcze w starym Planetarium. Pamiętam salę pełną dzieciaków i nagle, jak ten statek kosmiczny startuje, cała sala zaczęła odliczać. Jakie to było fajne. I właściwie to jest coś, co rekompensuje całą pracę i cały trud, który jest tam włożony. To, że te dzieciaki po prostu się tym fascynują.

Pan prowadzi jakieś zajęcia z dziećmi w Planetarium?
Nie dalej jak wczoraj (rozmawialiśmy 8 marca – przyp. red.) miałem zajęcia z dzieciakami, bo raz do roku koleżanki, które prowadzą kółka zainteresowań, i Akademię Młodego Astronoma, dla dzieci 7-, 8-, 9-letnich, poproszą mnie, żebym zrobił krótki wykład o misjach kosmicznych. I to jest niesamowite, bo te bąki szaleją, biegają, nie można nad nimi zapanować, ale nagle jak widzą zdjęcia i słyszą, jak się opowiada o tym, co się dzieje w kosmosie, jak wygląda życie astronautów, nagle jakby zamieniają się w dorosłych, słuchają, są zainteresowane i to jest niesamowite. I myślę, że to jest chyba najfajniejsze w pracy z Planetarium, że my nie do końca jesteśmy tacy dydaktyczni, ale gdzieś tam zapalamy tę iskrę i to jest fajne, że ona jeszcze się zapala.

Planetarium, nowy Park Nauki, cieszy się sporym powodzeniem, bo pamiętam, że jak chcieliśmy kupić bilety na seans o Dolinie Szwajcarskiej, to było już sporo wyprzedanych biletów, a przecież ta sala jest spora.
300 miejsc. Musiałbym spojrzeć na statystyki, ale na pewno jesteśmy powyżej 300 tysięcy widzów za zeszły rok, a weźmy pod uwagę, że otwarcie nowej wersji Planetarium było w czerwcu 2022 roku. Więc tak, jest to jest sukces i mam nadzieję, że go utrzymamy. To jest pewien symbol, bo my nie wzięliśmy się znikąd.

Z kosmosu.
Muszę pani powiedzieć, że w latach 50., kiedy Planetarium zbudowano, jak patrzę na te stare zdjęcia, kiedy jeszcze nie ma drzew w parku, to musiało wyglądać jak jakiś statek kosmiczny, który wylądował z kosmosu. To było zupełnie nie z tej ziemi.

No tak, bo wtedy park dopiero powstał, jeszcze nie było wysokich drzew, był inny krajobraz, bardziej księżycowy.
Tak, i w środku tego budynek, który zaprojektował Zbigniew Solawa. Mamy pierwszy szkic Planetarium. Rzadko się zdarza, żeby pierwszy szkic po prostu oddawał rzeczywistość, proporcje się zgadzają idealnie.

A nie tak jak dzisiejsze wizualizacje, które zupełnie nie oddają efektu finalnego.
Ja myślę, że Planetarium bardzo wizualnie zyskało i jest chyba ładniejsze niż było w latach 50. Dziś park odbija się w kopule Planetarium, i za każdym razem ta kopuła w zależności od oświetlenia inaczej wygląda, to jest niesamowite.


Cieszymy się, że przeczytałeś nasz tekst do końca. Mamy nadzieję, że Ci się spodobał. Przygotowanie takich materiałów wymaga mnóstwo pracy i czasu od autorów. Chcemy, żeby zawsze były dostępne dla Was za darmo, jednak aby mogło tak pozostać, potrzebujemy Twojego wsparcia. Zostań patronem Ślązaga na Patronite.pl i dołóż swoją cegiełkę do rozwoju dobrego dziennikarstwa w regionie.

Budowa Planetarium Śląskiego 14

Może Cię zainteresować:

Jak powstawało Planetarium Śląskie. Kosmiczna budowla na archiwalnych zdjęciach

Autor: Redakcja

08/10/2022

Planetarium Śląskie 2

Może Cię zainteresować:

Pierwsza kosmiczna inwestycja na Śląsku. To właśnie o Planetarium pisano: "Pojmiemy ład i sens myśli ludzkiej"

Autor: Tomasz Borówka

23/06/2023