Przypominam sobie ten dialog z filmu „Vabank”, ilekroć zamawiam kanapkę w… zakładzie krawieckim w centrum Florencji. Obsługuje mnie zawsze jeden z dwóch stylowych subiektów – w białej koszuli, spodniach z szelkami i wyglansowanych butach.
Mam wrażenie, że cofam się w czasie albo jestem na planie filmowym. Kanapki są jednak prawdziwe. Podobnie prawdziwe są maszyny do szycia, pudełka po materiałach i szpule nici. Przedsiębiorcy zachowali charakter miejsca, dodając do niego nową funkcjonalność.
A w tym samym czasie w Katowicach
zamykają się restauracje, kończą swoją działalność sklepy.
Przykro mi czytać takie informacje z rodzinnego miasta.
Lofty? Mamy, renesansowe
Nieodłącznym elementem miejskiego krajobrazu są od pewnego czasu lofty oraz zaadaptowane na inne niż mieszkaniowe potrzeby obiekty poprzemysłowe. Na Śląsku też ich nie brakuje. Zaczął, o ile się nie mylę, bytomski architekt Przemo Łukasik swoim Bolko-Loftem.
W mojej florenckiej dzielnicy znalazłem również lofty. Ciekawe, bo w budynku wykorzystywanym przez długie dekady jako więzienie. Le Murate to przestrzeń w dzielnicy Santa Croce, podzielona między bary, biura i mieszkania.
W jednym z biur w Le Murate znalazłem po długich poszukiwaniach najważniejszą w czerwcu we Florencji kasę biletową. Kasę, która sprzedaje bilety tylko na jedno wydarzenie, a poza tym głównie jest zamknięta. Bilety na calcio storico.
Jesteśmy we Italii. Kupienie biletu na cokolwiek, co wzbudza zainteresowanie mieszkańców właściwie graniczy z cudem. Systemy biletowe online we Włoszech się nie przyjęły. Oczywiście działają, ale sama rejestracja wymaga podania mnóstwa danych, łącznie z przysłowiowym numerem buta.
Przed każdym meczem Fiorentiny odbywałem wycieczkę do punktu sprzedaży biletów przy stadionie. Legitymowałem się dokumentem tożsamości, pokazywałem również GreenPass. Wszystkie moje dane, nawet miejsce urodzenia, zostawały następnie wydrukowane na bilecie.
To starsze calcio
AC Fiorentina gra w piłkę nożną. To po włosku calcio, które ma tylko we Florencji swojego historycznego poprzednika, czyli calcio storico. Gra jest połączeniem rugby z mieszanymi sztukami walki, drużyny składają się z 27 zawodników, mecze zaczynają się od uroczystej parady przez Florencję.
Podczas 50-minutowej rywalizacji praktycznie wszystkie chwyty są dozwolone. Zasady są niezwykle proste. Nie wolno kopać przeciwnika w głowę oraz atakować jednego zawodnika inaczej niż „na solo”. Cały turniej składa się jedynie z trzech meczów, bo rywalizują w nim cztery florenckie dzielnice, nazwane od reprezentacyjnych kościołów – biała Santo Spirito, niebieska Santa Croce, zielona San Giovanni i czerwona Santa Maria Novella.
Finał jest zawsze rozgrywany w dniu święta patrona Florencji - świętego Jana, a mecze półfinałowe są dwa tygodnie wcześniej. W tym roku zagrają najpierw biali z niebieskimi, a potem zieloni z czerwonymi.
No właśnie, po 2,5 h w kolejce w Le Murate i użyciu kilku trików, których nauczyłem się za komuny („pan tu nie stał”, „jaki pani miała numerek” itp.), udało mi się kupić bilet na upragniony półfinał. Ten pierwszy. Mam tylko mały problem, z racji tymczasowego miejsca zamieszkania przyjdzie mi w piątek kibicować… niebieskim.