Ósma taka fabryka na świecie. Kupcy z Bytomia nie przestraszyli się ryzyka
„Kupcom Guttmann i Spółka z Bytomia G/Śl. na mocy & 16, 17 i 18 ustawy przemysłowej Związku Północnego Niemiec (…) zezwala się na granicy pól miejskich Bierunia Starego w powiecie pszczyńskim, według załączonego planu, zatwierdzonego 12 czerwca 1871 r. oraz rysunków dotyczących budynków produkcyjnych, zatwierdzonych 2 i 12 czerwca 1871 r. , jak również opisu z dnia 27 kwietnia 1871 r. odnośnie otrzymywania nitrogliceryny, zatwierdzonego 12 czerwca 1871 r. założyć fabrykę dynamitu” – taka decyzję 1 lipca 1871 roku wydał Urząd do Spraw Wewnętrznych Królewskiego Rządu Pruskiego w Opolu, umożliwiając tym samym budowę pierwszej na Śląsku fabryki dynamitu.
Schlesische
Sprengstaff Fabrik (Śląska Fabryka Materiałów Wybuchowych) – bo
taką nazwę przybrały zakłady w Bieruniu Starym – była ósmą
na świecie, drugą w ówczesnych Niemczech i pierwszą na terenie
ziem obecnej Polski fabryką produkującą dynamit. Tak jest, proszę
Państwa, ósma fabryka dynamitu na całym świecie powstała właśnie
u nas. Wcześniej
aniżeli tego typu zakłady w Wielkiej Brytanii, czy Francji
(zaledwie dwie takie
fabryki działały w Stanach Zjednoczonych, jedna w Niemczech).
Pod tym względem byliśmy w absolutnej światowej czołówce –
dość zresztą powiedzieć, że gdy wiosną 1872 r. fabrykę w
Bieruniu Starym (tak, tak, postawiono ją w kilka miesięcy)
opuszczały pierwsze partie dynamitu, wynalazek Alfreda Nobla liczył
sobie zaledwie cztery lata (od chwili opatentowania) i w wielu
krajach świata podchodzono
do niego z dużą rezerwą ze
względu na groźne wypadki, do jakich dochodziło przy jego
produkcji.
O wspomnianym w akcie erekcyjnym bieruńskiej fabryki Oscarze Guttmanie w niektórych źródłach można przeczytać, że był wspólnikiem samego Alfreda Nobla, w innych jest mowa wyłącznie o pracy w należących do słynnego wynalazcy fabrykach. Na pewno jednak urodzony na terenie dzisiejszej Serbii Guttman był utalentowanym chemikiem, dziennikarzem, autorem wielu fachowych publikacji, przedsiębiorcą i ekspertem w dziedzinie materiałów wybuchowych. Jak widać, nie bał się też ryzyka. Ani tego biznesowego, ani związanego z charakterem produkcji (w dokumencie wydanym przez królewski urząd zastrzeżono, że udzielone zezwolenie „w każdym czasie” może zostać cofnięte ze względu na „ewentualne szkody i niebezpieczeństwa, jakie mogą wyniknąć z uruchomienia fabryki”).
Berlińska spółka kupuje grunty na Śląsku i produkuje granaty dla carskiej armii
Kiedy z Bierunia wyjeżdżały pierwsze ładunki wybuchowego wynalazku Alfreda Nobla, na drugim końcu Górnego Śląska trwały już prace przy budowie kolejnej śląskiej fabryki dynamitu. Tym razem w roli inwestora wystąpiła berlińska spółka Lignose Spregstoffwerke Geselschaft mit beschränkter Haftung, która na miejsce budowy wybrała Krupski Młyn.
Berlińska spółka odkupiła grunty nad Małą Panwią (dostęp do wody był konieczny ze względu na specyfikę procesów technologicznych) od hrabiego Franza Huberta von Tiele Wincklera (syna Huberta von Tiele i Waleski von Winckler), a także gospodarstwo młynarza Krupy. Na tych gruntach w 1872 r. zaczęła budować zakład o nazwie Oberschlesische Actien-Gesellschaft für Fabrikation von Lignose Schiesswollfabrick für Armee und Marine in Kruppamühle (Górnośląska Spółka Akcyjna do Produkcji Lignozy – Wełny Strzelniczej dla Armii i Marynarki w Krupskim Młynie). (Interesujesz się historią i gospodarką Śląska - bądź na bieżąco, zapisz się do www.slazag.pl/newsletter)
Fabryka w Krupskim Młynie rozpoczęła działalność w 1874 r., na początku produkując wyłącznie czarny proch strzelniczy i bawełnę strzelniczą do granatów, a od końca kolejnej dekady - także dynamit i ciężkie pociski artyleryjskie. Trafiały zarówno na rynek krajowy, jak też na eksport, np. do Rosji. O ich jakości mogli przekonać się m.in. Japończycy podczas walk z carską armią w 1905 roku. Ów rozgrywający się na Dalekim Wschodzie konflikt zakończył się klęską zamawiającego (tzn. Rosji), ale samemu producentowi przyniósł na tyle duże zyski, że pozwolił na rozbudowę fabryki, która stała się jedną z największych w całej, skupiającej 10 zakładów, grupie kapitałowej „Lignose”. Jak widać teza, że na wojnie dobrze się zarabia (przynajmniej niektórym) sprawdziła się także w tym przypadku.
Rzecz
jasna dobrze zarabiało się nie tylko za sprawą armii. Popyt na
materiały wybuchowe zapewniało także dynamicznie (nomen omen)
rozwijające się górnictwo, które na
długie dekady stało się odbiorcą produktów z obu śląskich
fabryk (bo był to nie tylko dynamit, ale też spłonki, lonty, a w
czasach nam bliższych inne rodzaje materiałów wybuchowych).
Od dynamitu po zderzaki do „malucha”. O Noblu przypomina wyjątkowa ławeczka
Pierwsze lata istnienia śląskich zakładów dynamitu to niekończąca się seria nowych inwestycji, modernizacji, ale też awarii, przypadkowych wybuchów i przymusowych przestojów. O warunkach, w jakich produkowano dynamit dziś czyta się niczym bajki o żelaznym wilku. Dość powiedzieć, że np. w Krupskim Młynie materiały wybuchowe niemal do końca XIX stulecia wytwarzano przy oświetleniu naftowym, zaś sam ich transport z początku odbywał się konnymi zaprzęgami, które poprzedzał żandarm ostrzegający dzwonkiem okolicznych mieszkańców o niebezpiecznym ładunku (tak było do czasu doprowadzenia do fabryk bocznic kolejowych).
Mimo niełatwych początków, zakładom udało się nie ulec zagładzie. Przetrwały zmiany własnościowe, zawirowania związane z podziałem Górnego Śląska po I wojnie światowej (fabryka w Bieruniu została w 1924 r. wykupiona z rąk niemieckich udziałowców przez polski kapitał, przy czym ze względów reklamowych zachowano starą nazwę, tyle że w polskiej wersji językowej), spektakularne wypadki (eksplozja, do jakiej w 1918 r. doszło w Krupskim Młynie kosztowała życie ponad 20 pracowników i doprowadziła do niemal całkowitego zniszczenia zakładu) oraz szabrownicze spustoszenia po przejściu frontu w 1945 r.
Oba zakłady działają do dziś dnia, choć ich działalność z biegiem lat została bardzo mocno zdywersyfikowana o sektor tworzyw sztucznych (pod ich szyldem produkowano m.in. milicyjne kaski oraz zderzaki do fiata 126p), a i same wytwarzane tam materiały wybuchowe to już zupełnie inna „liga” niż to, co produkowano w czasach Alfreda Nobla.
A skoro już o szwedzkim wynalazcy mowa, to czy ktoś z Was wie, gdzie znajduje się jedyny w Polsce pomnik pana Alfreda? Jeśli pomyśleliście o Śląsku, to… intuicja Was nie zawiodła. W sierpniu 1917 r. niedaleko siedziby firmy Nitroerg (dziś pod jej szyldem działają oba zakłady) w Bieruniu odsłonięto pomnik przedstawiający siedzącego na fotelu wynalazcę dynamitu.
Może Cię zainteresować:
Człowiek Dynamit i przeprawa przez Styks. Tak wyglądała Industriada w Tarnowskich Górach
Może Cię zainteresować: