Jak dotkliwy, w obliczu wojny w
Ukrainie, czeka nas kryzys
energetyczny w Europie?
W
trakcie niedawnego pożegnania
profesora
Mariana Zembali powiedziałem, że rozbłyski rakiet i bomb Putina,
które szósty
tydzień spadają na Ukrainę, są jak elektrowstrząsy dla naszych
serc: budzą z uśpienia, niemocy, bezruchu i nakazują działać. To
porównanie dobrze pasuje również do odpowiedzi na pana
pytanie. Eskalacja agresji Rosji wywołała bowiem u wielu
przebudzenie czy olśnienie co do prawdziwych przyczyn kryzysu
energetycznego w Unii. Zrozumiano, że Rosjanie to część problemu,
a nie część jego rozwiązania.
Trzeba
było olśnienia, by pojąć, do czego prowadzi Nord Stream 2?
Po
kolei. Od jesieni mamy choćby
rekordowo drogi gaz. To w dużej mierze wina rosyjskiego Gazpromu,
który nie napełnił przed zimą swoich magazynów na terenie UE, po
czym nie zwiększał dostaw i to mimo wysokich cen gazu. Zamiast
zarabiać, wolał wymuszać uruchomienie Nord Stream 2, nowego
rurociągu do Niemiec. Przypomnę, że musiał on najpierw - zgodnie
ze znowelizowaną dyrektywą gazową, za przygotowanie której
odpowiadałem - uzyskać certyfikat, że jest zgodny z prawem Unii i
nie zagraża jej bezpieczeństwu energetycznemu. Sami promotorzy NS2
od początku poddawali w wątpliwość czy będą w stanie spełnić
te warunki. Ostatecznie rząd niemiecki wstrzymał certyfikację,
jeszcze przed inwazją Rosji na Ukrainę, w reakcji na uznanie przez
Putina niepodległości samozwańczych „republik” Ługańskiej i
Donieckiej. Dzisiaj projekt Nord Stream 2 jest martwy.
Mówi
pan: „w Europie zrozumiano, że Rosja to problem”. Jest
pan pewien, że zrozumiano?
Tak.
Rosyjska wojna sprawiła też, że
przed kolejną zimą jest otwartość państw członkowskich na
wspólne zakupy energii z krajów trzecich. To cieszy, bo to powrót
do pomysłu, który - przewodnicząc Parlamentowi Europejskiemu -
przedstawiłem wraz z Jacquesem Delorsem w ramach Europejskiej
Wspólnoty Energetycznej 12 lat temu. Od początku mocno popierał to
PE i Komisja Europejska, ale blokowały rządy państw UE w Radzie -
często z inspiracji swoich tzw. czempionów energetycznych. Na
szczęście - to już wydaje się być przeszłością.
Zależność od rosyjskich surowców pcha nas do zagłady
Czy
agresywna polityka Rosji i rozpętana wojna powinny
zrewidować europejskie myślenie o Zielonym Ładzie i
odchodzeniu od
węgla?
Spójrzmy
prawdzie w oczy: wspomniane już pociski i bomby, którymi wojsko
Putina od tygodni barbarzyńsko ostrzeliwuje Ukraińców, ich domy,
szpitale dziecięce czy przytułki, finansowane są także - niestety
- z naszych pieniędzy za surowce energetyczne. Unia Europejska
sprowadza z Rosji 46 proc.
węgla, 40 proc. gazu
i 27 proc. ropy
naftowej - środki za to trafiają do rosyjskiego budżetu, przede
wszystkim militarnego. Jeżeli możemy więc zareagować w jakiś
naprawdę mądry i znaczący, a przy tym przyzwoity sposób na
zbrodnie dokonywane przez Rosjan w Ukrainie, to tylko przyśpieszając
- a nie opóźniając - naszą transformację energetyczną!
Pamiętajmy: jej efektem ma być docelowo rezygnacja z gazu, ropy i
węgla w ogóle. Tylko to
skutecznie odetnie Kreml od naszych pieniędzy. To nie przypadek, że
Putin był zawsze największym wrogiem Europejskiego Zielonego Ładu.
Na Śląsku już mówi się o
renesansie górnictwa.
Używanie
agresji Rosji na Ukrainę do atakowania - dla doraźnych celów
wyborczych - polityki klimatycznej Unii jest żenujące, a
jednocześnie - skrajnie szkodliwe i nieodpowiedzialne. Przypomina mi
to identyczne próby, podejmowane 2 lata temu, w reakcji na wybuch
pandemii koronawirusa. Paradoks polega na tym, że zarówno ten
kryzys epidemiologiczny, jak i trwająca wojna są właśnie
potwierdzeniem czemu polityka ta jest absolutnie potrzebna. COVID-19
pokazał jak złudne poczucie kontroli sytuacji przez ludzi może
zamienić się nagle w dramatyczną bezradność wobec zagrożenia
zewnętrznego - nie tylko globalnego ocieplenia. A rosyjska inwazja
unaocznia to, o czym już mówiłem: zależność od ropy, gazu i
węgla pcha nas na skraj klimatycznej zagłady, po drodze finansując
wojenną machinę Putina. Dlatego uważam, że główne założenia
Zielonego Ładu - cele redukcji emisji CO2 na 2030 i 2050 rok
nie zmienią się. I na jedno, i
na drugie zgodziły się zresztą na szczytach Rady Europejskiej w
2019 i 2020 r. rządy wszystkich krajów członkowskich, w tym
Polska; jest to ponadto zapisane w Europejskim Prawie o Klimacie.
Wtedy
jeszcze nikt nie wyobrażał sobie wojny.
Dlatego,
choć strategia powinna
pozostać bez zmian, pewnym
modyfikacjom może ulec sposób jej realizacji.
Jakim
modyfikacjom?
Pojawia
się sporo pytań. Po pierwsze o większą rolę dla energetyki
nuklearnej, nawet jeśli 20 proc.
uranu UE importuje z Rosji.
Swoją drogą, ten import należy
przerwać. Po drugie o to, jak godzić szybsze odchodzenie od węgla
- choćby w ciepłownictwie systemowym, tak kluczowym dla walki ze
smogiem w naszych miastach – z ograniczaniem importu rosyjskiego
gazu. Po trzecie czy rozszerzać unijny system handlu uprawnieniami
do emisji CO2 (EU ETS) na sektor budynków i transportu - sprawa
ważna również dla Polski. Z czwartej - mamy pytania o wyższe cele
dla odnawialnych źródeł energii czy efektywności energetycznej na
2030 rok.
Timmermans w kwietniu w Katowicach
To
wszystko gigantyczne koszty, przy których - zwłaszcza dziś - pojawiają się wątpliwości gospodarcze czy nawet bytowe, zwłaszcza w Polsce, zwłaszcza na Śląsku.
Podkreślę tylko, że istotne jest nie samo ustalanie coraz
ambitniejszych celów, ale - pełna determinacja w ich rzetelnym
wypełnianiu. To wszystko, również to, o co pan pyta, będzie tematem naszego XIV
Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach już za niecały
miesiąc. Na moje zaproszenie udział weźmie w nim trzech
wiceprzewodniczących Komisji Europejskiej - Frans Timmermans, Valdis Dombrovskis
i Maroš
Šefčovič oraz Komisarz ds. Energii, Kadri Simson. Będziemy
wspólnie zastanawiać się jak pilnie zmniejszać zależność od
surowców energetycznych z Rosji tak, by nie ucierpiała na tym
konkurencyjność i wzrost naszej gospodarki, by nie uderzać w
odbiorców indywidualnych i gospodarstwa domowe oraz nie zwiększać
zjawiska ubóstwa energetycznego.
Opublikowany
w
marcu przez
Komisję Europejską plan
„REPower EU” zakłada odejście od rosyjskich paliw kopalnych na
długo przed 2030 r. i jeszcze w tym roku zmniejszenie importu
gazu z Rosji o dwie trzecie. Czy to w ogóle realne? I jak to się ma do Pakietu
Wodorowo-Gazowego, którego sprawozdawcą jest Pan w Parlamencie
Europejskim?
Oczywiście, że realne. A pakiet
ma zapewnić konkretne rozwiązania prawne, które przybliżą nas
m.in. do realizacji planu
„REPower EU”. Podam konkretny przykład: mniej rosyjskiego gazu
oznacza zapotrzebowanie na większe ilości płynnego gazu LNG,
chociażby ze Stanów Zjednoczonych lub Kataru. Rośnie więc
strategiczne znacznie terminali LNG - takich jak nasz w Świnoujściu
czy za parę lat w Zatoce Gdańskiej. Ważne zatem, by utrzymać dla
nich niższe stawki taryf przesyłowych. To brzmi może odrobinę
technicznie, ale sprowadza się do jednego: by koszt odchodzenia od
energii z Rosji był możliwie jak najmniej odczuwalny w portfelach
Polek i Polaków czy dla naszych przedsiębiorców - zwłaszcza tych
małych i średnich. Kolejny przykład - wspólne zakupy gazu przez UE, o których rozmawialiśmy
na początku. Jeszcze jeden: uznanie magazynów gazu za infrastrukturę
krytyczną i przyjrzenie się ich strukturze właścicielskiej.
Operatorzy rosyjscy, na czele z Gazpromem, nie powinni mieć kontroli
nad żadną, absolutnie
żadną tego typu infrastrukturą energetyczną w Unii. To będzie na
pewno jeden z priorytetów moich prac nad tym pakietem.
Do
tego dochodzi sprawa bardziej długoterminowa: zapewnienie warunków
rozwoju dla gazów niskoemisyjnych - biogazu, biometanu, wodoru. W
tym celu niezbędne jest stworzenie jasnych ram prawnych i rozwiązań
sprzyjających produkcji takich gazów w Unii, rozwojowi odpowiedniej
infrastruktury i sieci. Jak pan
widzi - tych „klocków” jest niemało. Jeśli się je jednak
umiejętnie poskłada, to wierzę - wracając do pana pytania - że
nasze szybkie uniezależnienie od gazu z Rosji jest na wyciągnięcie
ręki.
Komisja Europejska opublikowała już projekt rozporządzenia w sprawie magazynów gazu. Jak one mają działać w praktyce?
Magazyny
dostarczają 25-30 proc.
gazu wykorzystywanego zimą - im więcej zapasów, tym mniejsze
ryzyko przerw w dostawach czy manipulacji obliczonych na windowanie
cen. W obecnych, niepewnych czasach, to zasoby
na wagę złota. Dlatego musimy
zdążyć przygotować stosowne rozwiązania przed następną zimą.
Dziś wydaje się to może odległą perspektywą, jednak
aby wszystkie magazyny w UE były
wypełnione w 80 proc.
przed 1 listopada (a
taką właśnie polisę ubezpieczeniową proponuje KE;
w kolejnych latach ma to być nawet 90
proc.), gaz do nich należałoby
zacząć zatłaczać w zasadzie od zaraz. Stąd szybka ścieżka
legislacyjna - z ramienia Parlamentu Europejskiego kieruję pracami
nad ostatecznym kształtem tych przepisów. Zrobię wszystko, by
zostały one przyjęte w najbliższych tygodniach.
Ceny uprawnień do emisji CO2 w dół
Takie
kwestie jak wykorzystanie
wodoru
czy zgazowanie węgla krążą
po rządowych programach dla
Śląska od lat i zupełnie
nic z tego nie wynika.
Za
25-30 lat będą prawdopodobnie tylko dwa nośniki energii: prąd i
właśnie wodór, który ma szansę być kołem zamachowym nowej
zielonej rewolucji przemysłowej i obniżania emisji CO2 w wielu
gałęziach gospodarki. Myślę tu na przykład o przemyśle
energochłonnym - branży stalowej czy chemicznej. W tym sensie wodór
może stać się istotnym elementem dobrze pomyślanej i zaplanowanej
strategii efektywnej i sprawiedliwej transformacji Śląska i
Zagłębia; gwarantem zrównoważonego rozwoju całego regionu oraz
atrakcyjnych i trwałych miejsc pracy. Czy tak się stanie? W dużej
mierze zależy to od nas, to decyduje się „tutaj i teraz”.
Trzeba jednak jak najszybciej wyjść poza zaklęty krąg rządowych
programów i obietnic - nie tędy droga.
A
jest jeszcze, postulowana np. przez związki, droga pośrednia? To
znaczy: wykorzystanie węgla, ale w czystych technologiach
energetycznych?
Myślę,
że dążenie do uniezależnienia się od rosyjskich paliw kopalnych
- o czym już mówiliśmy – sprawia poniekąd, że
każda technologia, która nas ku
temu przybliża, jest warta rozważenia. Sam
mówię: „wszystkie ręce na
pokład”. Z drugiej strony, 24 lutego - wraz z rosyjską inwazją
na Ukrainę - czas prezentacji w Excelu czy Power Poin definitywnie
się skończył; nadszedł czas działania. Jestem wielkim
zwolennikiem czystych technologii węglowych - promuję je od lat.
Dzisiaj pytanie podstawowe brzmi jednak: czy mamy na to węgiel? Na
razie główną bolączką rządu wydaje się być odcięcie od
dostaw tego surowca z Rosji - stanowi on do 70 proc.
węgla, który kupujemy zagranicą. Odrębną kwestią jest cena
uprawnień do emisji CO2.
Czy
wojna powinna
zdecydowanie przyspieszyć
procesy reformy ETS?
Gdy
wybuchła wojna Rosji przeciw Ukrainie i pojawiły się pierwsze
sygnały o odchodzeniu od rosyjskiego gazu - nawet kosztem dłuższego
pozostawania przy bardziej emisyjnym węglu - ceny uprawnień na
rynku ETS powinny były naturalnie podskoczyć do góry. A co się
stało? Niespodziewanie spadły! Pojawiły się głosy, że to w
wyniku działań rosyjskich podmiotów, które - w obawie przed
unijnymi sankcjami - uciekały z systemu. Trudno to ocenić - myślę
jednak, że cała sytuacja pokazała dobitnie, że rynek ETS jest
dziś skrajnie nieprzewidywalny; i że naprawdę potrzebuje reformy w
tym zakresie.
Chodzi o obniżenie cen tych uprawnień, czy raczej uregulowanie rynku?
Złożyłem taką poprawkę, z grupą europosłów z różnych
krajów członkowskich. Chodzi o ograniczenie dostępu do systemu ETS
tylko do podmiotów, które kupują uprawnienia do emisji CO2 na
własny użytek - lub w ich imieniu. Mam nadzieję, że ostatecznie
uda się przekonać do tego większość moich koleżanek i kolegów
w komisji ITRE (Komisja Przemysłu,
Badań Naukowych i Energii Parlamentu Europejskiego).
Co
to oznacza dla Śląska?
Dopóki
większość energii elektrycznej nadal wytwarzać będziemy z węgla,
jest istotne,
by zbyt wysokie ceny uprawnień ETS nie uderzały w konkurencyjność
naszej gospodarki czy konsumentów indywidualnych.