Jerzy Gorzelik: Uznanie języka śląskiego nie może być "ochłapem z warszawskiego stołu", który zaspokoi śląskie aspiracje

Posłanka Monika Rosa z Koalicji Obywatelskiej twierdzi, że jeżeli opozycja wygra wybory, to w ciągu 12 miesięcy zostanie przyjęta ustawa o śląskim języku regionalnym. W te zapewnienia wierzy… Jerzy Gorzelik. Dodaje jednak, że nie może być to „ochłap z warszawskiego stołu”, który zaspokoi śląskie aspiracje. Z przewodniczącym Ruchu Autonomii Śląska rozmawiał Maciej Poloczek.

fot. Maciej Poloczek
Jerzy Gorzelik

Czy wierzy pan w siłę śląskich parlamentarzystów?
Myślę, że dotychczasowe doświadczenia nie uprawniają do pokładanie w tej sile zbyt wiele wiary. Jeżeli chodzi o regionalną politykę na szczeblu centralnym nie udało się dotąd osiągnąć zbyt wiele, ale w jakimś stopniu ten horyzont się przesuwa. Głównie nie dzięki parlamentarnej reprezentacji, ale tej intensywnej aktywności szeroko rozumianych środowisk śląskich. Także jako krąg ludzi zaangażowanych w kwestie kultury, a nie tylko wąsko rozumianej polityki. To właśnie pozwala liczyć na to, że pewne ograniczone cele, które współtworzą tę śląską agendę, po zmianie władzy na szczeblu centralnym, będą mogły być zrealizowane.

Pytam w kontekście zapewnień posłanki Moniki Rosy z Koalicji Obywatelskiej, która twierdzi, że po wygranych przez opozycję wyborach wystarczy 12 miesięcy, aby udało się to, czego nie udało się przez jakieś 15 lat, czyli uznanie śląskiego za język regionalny. Twierdzi, że przekona do tego śląskich parlamentarzystów, a później parlamentarzystów z całej Polski. Uda się?
Nie wykluczałbym. Nawet gdybym miał postawić jakieś niewielkie pieniądze, to postawiłbym na to, że się uda. Dlaczego? Ponieważ działalność śląskich stowarzyszeń od wielu, wielu lat służyło przygotowanie polskiej opinii publicznej na taki krok. Ale jest to krok minimum, ponieważ Ślązacy dali sobie legitymację do znacznie odważniejszych działań. Przypomnę, że w 2014 roku udało się zebrać ponad 140 ponad podpisów pod wnioskiem o uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną, a to jest postulat zdecydowanie bardziej ambitny. Zatem gdybym miał prognozować, sądzę, że śląski język regionalny to jest coś, co w perspektywie realnej zmiany większości parlamentarnej jest realne.

Optymistycznie.
To nie jest postulat, który dla większości polskich elit politycznych brzmiałby groźnie. Natomiast musimy uważać, by nie był to ten ochłap z warszawskiego stołu, który zostanie rzucony po to, żeby zaspokoić nasze aspiracje. Takie mogą być oczywiście intencje części tych, którzy podniosą swoje ręce w głosowaniu za uznaniem śląskiego za język regionalny, ale my nie możemy dopuścić, by na tym poprzestano. Musimy także wywierać presję na naszych reprezentantów w Sejmie i Senacie, by domagali się więcej. W takich sytuacjach obowiązuje prosta zasada: brać, ale nie kwitować.

Czyli śląski język regionalny to dopiero początek?
Tak naprawdę to, co najważniejsze, związane jest z pojęciem mniejszości etnicznej. Musimy bardzo konsekwentnie domagać się tego, by Ślązacy, jako mniejszość etniczna, do stosownej ustawy zostali dopisani.

Wracając do języka regionalnego. Posłanka Rosa twierdzi, że w jego uznaniu pomogą wyniki spisu powszechnego. Choć ich jeszcze nie znamy, to przewiduje ona pół miliona śląskich deklaracji. Wyniki poprzedniego spisu w tym nie pomogły, czy teraz coś się zmieniło?
Zmienił się szerszy kontekst. To znaczy nie spełniły się prognozy tych, którzy uważali, że mamy do czynienia z jakąś przejściową modą, że Ślązaków można po prostu zbyć, że wystarczy spokojnie czekać, a problem się sam rozwiąże. Nic z tego. Okazuje się, że w tej sferze tożsamości i kultury dzieje się wciąż bardzo wiele, jeśli nie coraz więcej. Inaczej nieco niż w polityce. To polityczne skrzydło jest niewątpliwie w tej chwili słabością ruchu śląskiego, natomiast to kulturowe jest jego niekwestionowaną siłą. Jeżeli pojawia się coraz więcej tłumaczeń klasyki literackiej na śląski, jeżeli pojawiają się oryginalne utwory literackie pisane po śląsku i to jest zjawisko, które narasta, to jest to dosyć wyraźny sygnał, że nie mamy do czynienia z czymś, co można po prostu zlekceważyć w dłuższej perspektywie. Nie zapominajmy też o takim prostym psychologicznym mechanizmie oswajania politycznych decydentów z pewnymi postulatami. Jeżeli one są podnoszone konsekwentnie w perspektywie wielu lat, jeżeli za nimi stoją realne emocje, ale także dokonania, to trudno się konsekwentnie takim roszczeniom śląskiej społeczności opierać. Ale oczywiście hurraoptymistą nie jestem.

Czyli uznamy język śląski, ale nie macie co marzyć o mniejszości etnicznej?
Jak już wspomniałem, w moim przekonaniu taktyka, którą przyjmie opozycja w przypadku przejęcia władzy, to będzie robienie minimum. To będą minimalne koncesje, tak by nie zadrażniać sytuacji, nie irytować Ślązaków, ale też by nie dawać im zbyt wiele. Nie dziwi mnie, że te głosy, które teraz są podnoszone w kręgach opozycji, dotyczą tylko języka regionalnego, a nie mniejszości etnicznej. W przypadku mniejszości etnicznej to są jedynie odosobnione głosy parlamentarzystów z naszego regionu. Wystarczy się w te głosy wsłuchać, by wiedzieć, na co możemy liczyć na tym etapie. Naszą klęską będzie, jeżeli na tym poprzestaniemy.

Jeżeli chodzi o kwestię języka regionalnego to podobno cała dzisiejsza opozycja demokratyczna popiera ten postulat – tak twierdzi posłanka Monika Rosa. Jednak z drugiej strony Donald Tusk podczas spotkania na Campus Polska mówił, że Ślązacy muszą się sami o to postarać.
Donald Tusk mówi różne rzeczy. Choć niewątpliwie jest politykiem, który ma wiele zalet, nie jest jakimś wzorem wiarygodności, który można by ustawić w Sèvres pod Paryżem. Przypomnę, że Ślązacy się postarali, bo wspomniałem już o tej wielkiej akcji zbierania podpisów pod obywatelskim projektem ustawy w 2014 r. To był bodajże jedyny przypadek, kiedy udało się zebrać podpisy pod projektem obywatelskim, nie korzystając z instytucji o rozbudowanej infrastrukturze, takiej jak Kościół czy związki zawodowe. Wtedy, jako wspólnota regionalna, daliśmy świadectwo swojej determinacji.

To było w czasach, gdy Donald Tusk był premierem. Zapomniał o tym?
Albo zapomniał, albo nie zauważył. Myślę, że to nikogo nie zaskakuje, bo jeżeli chodzi o politykę wobec Górnego Śląska, Donald Tusk nie odbiega od pewnej ogólnopolskiej normy. Choć wydawałoby się, że jako Kaszub z pochodzenia powinien być bardziej uwrażliwiony na te kwestie, to jednak praktyka polityczna w jego wydaniu wygląda podobnie jak u innych prominentnych polskich polityków. Oczywiście w jakimś stopniu mogę się zgodzić z Donaldem Tuskiem, że Ślązacy sami się muszą postarać. Tylko dodam, że starają się i to w sposób, który nie powinien budzić żadnych wątpliwości już od dłuższego czasu. Być może starać się trzeba jeszcze bardziej i czasem polityków takich jak Donald Tusk może w nieco bardziej stanowczych słowach przywołać do porządku.

Kto by miał to zrobić?
To też rola polityków opozycji z naszego regionu. Rola, którą w polskim systemie partyjnym dosyć trudno odegrać, ponieważ w partiach politycznych panują nieco wasalne stosunki. Ale jeżeli politycy wybierani w naszym regionie chcą być wiarygodni wobec Górnoślązaków, którym zależy na tych kwestiach związanych z językiem, kulturą, tożsamością, to czasami muszą zaryzykować konfrontację z własnymi partyjnymi przełożonymi.

Jak już wspomnieliśmy, mają w tym pomóc wyniki spisu powszechnego dotyczące narodowości śląskiej i języka śląskiego. Wyniki, których nadal nie znamy. Mają zostać podane dopiero we wrześniu 2023 r., dwa lata po zakończeniu spisu. GUS próbuje coś ukryć, czy to tylko ich niekompetencja?
Trudno powiedzieć i trudno powiedzieć, co by było gorsze, bo rzeczywiście jest to coś absolutnie kompromitującego. Być może rozwiązaniem byłoby referendum w sprawie przyłączenia Górnego Śląska do Republiki Czeskiej, bo tam, jak widać, państwo sprawdziło się, i to chyba nie tylko dotyczy kwestii spisu powszechnego, zdecydowanie lepiej. To oczywiście żart, choć czasami żarty, zwłaszcza w Polsce, stają się rzeczywistością.

To ile tym razem będzie tych śląskich deklaracji?
Trudno mi powiedzieć. Można oczywiście wnioskować na podstawie tych danych, które już zostały opublikowane. I myślę, że tutaj intuicja pani posłanki Rosy nie zawodzi, że to może być około pół miliona. Nie ulega wątpliwości, że to będzie największa mniejszość w Polsce i to mniejszość nieuznawana, co jest pewnym wstydem dla państwa polskiego. Ale reprezentanci państwa polskiego już nie nad takimi kompromitacjami przechodzili do porządku dziennego. A to, jak pracuje GUS i jak długo te głosy liczy, chyba już nie wymaga komentarza. Wszystko, co było do powiedzenia, już na ten temat powiedziano. Nie twierdzę, że trzeba nad tym spuścić zasłonę milczenia, bo oczywiście nie można milczeć, gdy państwo zawodzi. Ale na państwa portalu także już opublikowano wiele tekstów, które wyraziły właściwą ocenę sytuacji i taką, którą także podzielam.

Monika Rosa

Może Cię zainteresować:

Monika Rosa: "Wystarczy 12 miesięcy, by doprowadzić do uznania śląskiego za język regionalny"

Autor: Maciej Poloczek

02/01/2023

Marsz Autonomii

Może Cię zainteresować:

Liczbę osób deklarujących narodowość śląską poznamy dopiero dwa lata po zakończeniu spisu

Autor: Patryk Osadnik

21/12/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon