Fachowcy od lat uprzedzali, że likwidujemy pod pretekstem celów ekologicznych stabilne aktywa energetyczne przed zbudowaniem alternatywy. Pisaliśmy, że transformacja energetyczna w Polsce wymaga nakładów 400 mld euro. Pisaliśmy, że proces całkowitego odejścia od węgla to w Polsce perspektywa 40 lat.
Pisaliśmy, że zbudowanie znaczącej dla bilansu energetycznego elektrowni jądrowej wymaga aż 20 lat oraz 50 mld złotych, co może dać nawet 3.000MW mocy zainstalowanej, podczas kiedy w całym kraju potrzebujemy 25.000MW. Pisaliśmy, że w Polsce nikt poważnie nie pracuje nad technologiami czystego spalania węgla. Pisaliśmy, że mamy zdolność geologiczną dla wydobywania 6 mld m3 gazu ziemnego, podczas kiedy wydobywamy 4 mld m3. Pisaliśmy, że budowane są nabrzeża w portach o zdolności wyładunku ze statków łącznie wolumenu 40 mln ton węgla na rok.
Mówiliśmy, że bezmyślnie zmniejszamy zatrudnienie w górnictwie wyprowadzając z kopalń, za odprawy, ludzi o najwyższym poziomie kompetencji i doświadczenia zawodowego. Mówiliśmy, że nakłady inwestycyjne od 15 lat maleją co roku o 50 proc. w stosunku do roku poprzedniego.
Pisaliśmy, żeby nie zamykać kopalni “Makoszowy” w Zabrzu, bo pozostało tam 140 milionów najmniej zanieczyszczonego węgla w 40 udostępnionych pokładach. Pisaliśmy, żeby nie likwidować kopalni “Krupiński” w Suszcu, bo jest tam węgiel koksowy i kilkaset milionów ton węgla energetycznego. Pisaliśmy, aby nie zamieszczać w umowie społecznej z września ubiegłego roku, harmonogramu zakończenia wydobycia w kopalniach posiadających udokumentowane zasoby węgla.
Pisaliśmy, że trzeba modernizować energetyczne sieci przesyłowe, aby nie tracić w przesyle 15 proc. przesyłanej energii. Można tak jeszcze mnożyć oczywiste stwierdzenia. Trzeba jednak każdej władzy w Polsce, która rządzi w kraju od 15 lat, postawić to samo pytanie: dlaczego bagatelizujecie zadawane pytania, które nie są tylko pytaniami ale są podnoszonymi problemami z gotową ofertą ich rozwiązania?
Za rządy dyletantów zapłacą wszyscy Polacy
Czy indolencja i bagatelizowanie kompetencji nie czynią z decydentów winnymi za nieuchronny kryzys wynikający z technicznej i ekonomicznej niedostępności do podstawowego atrybutu cywilizacyjnego, jakim jest dostatek energetyczny?
Najbardziej dramatyczne jest to, że za naprawę tego stanu rzeczy zapłaci społeczeństwo, ponosząc wysokie koszty ekonomiczne, z dwucyfrową inflacją włącznie. Dziś mamy stan, który nie jest beznadziejny, ale pomimo oczywistej zapaści jest jeszcze bazą i potencjałem do radykalnej poprawy. Trzeba jednak pozwolić pomóc Polsce wykluczając oczywisty absurd nadrzędności legitymacji partyjnej nad dyplomem wyższej uczelni i świadectwem dorobku zawodowego. Stan obecny i przewidywany polskiej gospodarki, zwłaszcza w sektorze paliwowo-energetycznym, uzyskał tragiczny impuls, za sprawą wojny, a zwłaszcza restrykcji wobec agresora.
Czy trzeba czekać na jeszcze silniejszy impuls niż wojna tuż zagranicą?