W Katowicach PO nie walczy. PiS też nie, choć udaje, że jednak tak
W stolicy województwa chętnych do walki o prezydenturę wyraźnie ubyło. O ile przy okazji poprzednich wyborów w roku 2018, a także tych jeszcze wcześniejszych (w roku 2014) o najważniejszą funkcję w mieście ubiegało się ośmiu kandydatów, to tym razem jest ich zaledwie pięciu.
Swojego przedstawiciela nie wystawiła nawet najważniejsza obecnie w krajowej polityce Platforma Obywatelska, która po tym jak dostała dla swojego człowieka stanowisko wiceprezydenta oficjalnie poparła (żodyn się nie spodziewał) Marcina Krupę uznając, że w Katowicach „nie trzeba nic za bardzo zmieniać”. Jedynym człowiekiem z platformerską przeszłością, który rzucił wyzwaniem urzędującemu prezydentowi miasta jest Leszek Piechota, w przeszłości senator PO, który przeszedł na drugą stronę politycznej barykady i pod szyldem PiS-u zasiadał w Senacie, zabiegał o prezydenturę w Chorzowie, a dziś chce powalczyć o najwyższy urząd w Katowicach. Pytanie o to jak bardzo ostro kandydat PiS zamierza rozliczać Krupę z zarządzania miastem jest raczej pytaniem retorycznym – w końcu PiS przez 9 lat współrządził Katowicami, a przed poprzednimi wyborami poparcia w imieniu tej partii Marcinowi Krupie udzielił prezes Jarosław Kaczyński.
Zdecydowanie ostrzej poczyna sobie opozycyjny radny Dawid Durał, którego popiera Polska 2050 Szymona Hołowni, Ruch Autonomii Śląska, Kato Protest, a także śląskie struktury partii Razem. Gdyby ktoś był ciekawy, jak się do tego ma postawa Nowej Lewicy (dawne SLD), to wyjaśniamy, że nijak – NL popiera bowiem Marcina Krupę. Stawkę kandydatów uzupełnia startujący pod szyldem Konfederacji i Bezpartyjnych Samorządowców Jacek Budniok, który proponuje budowę metropolitalnego metra i kolejowego „ringu”, a także Marek Strzałkowski, zgłoszony w ostatniej chwili przez KWW Gaja System Młodzi dla Przyszłości Teraz.
W Gliwicach kontynuacji nie będzie. Jest za to rozłam w obozie
Śledzenie lokalnej sceny politycznej w Gliwicach było przez lata niczym śledzenie rozgrywek niemieckiej Bundesligi, w której grać może każdy, ale od ponad dekady mistrza i tak robi Bayern Monachium. W Gliwicach Bayernem był Zygmunt Frankiewicz (26 lat rządów), nawet jeśli – jak w styczniu 2020 r. - nazywał się Adamem Neumannem. Rządy Neumanna kontynuacji mieć jednak nie będą, bo urzędujący prezydent nie zdecydował się zabiegać o reelekcję.
Frankiewicz tym razem „pobłogosławił” innego ze swoich dawnych zastępców – Mariusza Śpiewoka. W przeciwieństwie do sytuacji z przedterminowych wyborów w styczniu 2020 r. popierany przez Frankiewicza kandydat nie ma poparcia Platformy Obywatelskiej. Ta wystawiła własną kandydatkę – radną Katarzynę Kuczyńską–Budkę, prywatnie żonę ministra Borysa Budki, z którym to Budką wspomniany Frankiewicz (jako senator KO) jeszcze kilka miesięcy temu co rusz pojawiał się na konferencjach prasowych, by wspólnie piętnować PiS-owski rząd za centralizację kraju i demolowanie samorządowych finansów. To może dziwić, choć nie musi – każdy kto pamięta polityczną drogę Zygmunta Frankiewicza wie, że jego relacje z PO w różnych momentach układały się bardzo różne.
Kuczyńską–Budkę popiera Lewica, a nieoficjalnie mówiło się także, że także Trzecia Droga, która swojego kandydata nie wystawiła. W tej sytuacji grono pretendentów sprowadza się do pięciu nazwiska – poza wymienioną dwójką jest w nim jeszcze gliwicki radny PiS, Łukasz Chmielowski, Kajetan Gornig ze zrzeszającego miejskich aktywistów komitetu Nowy Ratusz oraz Marcin Głowienka z KWW Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy.
Lewica odpuściła Sosnowiec. Idzie ramię w ramię Platformą
W stolicy „czerwonego Zagłębia” lewica nie wystawiła swojego kandydata do najważniejszego urzędu w mieście. Czegoś takiego w Sosnowcu jeszcze nie było odkąd 22 lata temu przywrócono bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Ostatnie dwie kampanie lewica przegrała, ale nie zdarzyło się, aby odpuściła w przedbiegach. Tym razem lewica postawiła na urzędującego prezydenta Arkadiusza Chęcińskiego, który dzięki temu startuje pod szyldem Platformy i Lewicy (w ramach wspólnego komitetu PO i Lewica idą także do rady miasta).
Przez
pewien czas spekulowano, że kandydatem Lewicy mógłby zostać poseł
Łukasz Litewka, który jesienią w brawurowych stylu zdobył
poselski mandat, dystansując starych partyjnych wyjadaczy, ale
finalnie skończyło się na spekulacjach. Rękawicę Chęcińskiemu
rzuciła tylko Trzecia Droga, która wystawiła Karinę Wojtusiak
oraz PiS, którego przedstawicielem w prezydenckiej potyczce będzie
radny Jacek Dudek.
W Dąbrowie Górniczej odpuszcza z kolei Platforma. Stawia na człowieka lewicy
Dokładnie
odwrotna aniżeli w Sosnowcu jest sytuacja w Dąbrowie Górniczej,
gdzie to
PO
nie wystawiła swojego kandydata decydując się na poparcie
wywodzącego się z lewicy, choć
startującego
z
własnego komitetu urzędującego
prezydenta
Marcina Bazylaka. Za
rywali Bazylak będzie miał:
Tatianę
Duraj-Fert z
KW
Dąbrowskie Inicjatywy Społeczne, która
w 2018 r. została zgłoszona do wyścigu o prezydenturę przez PiS,
by potem wycofać się ze startu oraz
reprezentującego
KW
PiS radnego
Mateusza
Stępnia,
który po raz pierwszy stanie do rywalizacji o najważniejszy urząd
w mieście.
Komisarz faworytem w Tychach. Były szef pomaga, brat nie przeszkadza
W Tychach każdy inny scenariusz niż wygrana obecnego komisarza miasta, a do niedawna jego wiceprezydenta – Macieja Gramatyki – byłby olbrzymim zaskoczeniem. Nie tylko dlatego, że Gramatyka ma poparcie swojego byłego szefa, przez 23 lata prezydenta Tychów, a obecnie senatora Andrzeja Dziuby, a także Platformy Obywatelskiej (sam zresztą startuje z komitetu KO). Także dlatego, że Trzecia Droga, której jednym z liderów w regionie jest Michał Gramatyka, czyli brat Macieja Gramatyki swojego kandydata w tym wyścigu nie wystawiła.
Za
rywali mieć będzie: Marka Niedbała z Lewicy, Sławomira Wróbla z
PiS, Mateusza Śmiglewskiego z Konfederacji, a stawkę uzupełnia
Dariusz Wencepel z lokalnego KW Tychy Nasza Mała Ojczyzna.
W Rudzie Śląskiej Michał Pierończyk kontra debiutanci i uparty poseł
Gdy półtora roku temu Michał Pierończyk wygrał przyśpieszone wybory prezydenckie od razu zapowiadał, że będzie starał się o reelekcję, więc jego start żadną sensacją nie jest. Ciekawie wygląda natomiast porównanie tego jak zmieniło się w tym czasie jego polityczne zaplecze. Daremnie w nim dziś już szukać działaczy PO, którzy obecnie wystawili własnego kandydata – miejskiego radnego Arkadiusza Pilarza.
Dla Pilarza będzie to debiut w rozgrywce o najważniejszy urząd w mieście, czego nie da się powiedzieć o Marku Wesołym. Ten już po raz czwarty próbuje sięgnąć po prezydenturę. Tym razem czyni to oficjalnie jako kandydat PiS, choć jeszcze kilkanaście miesięcy temu przekonywał, że partyjny szyld jest wyłącznie kulą u nogi. Być może doszedł do wniosku, że będąc posłem PiS-u i tak nie uda mu się udawać bezpartyjnego, więc szkoda czasu na pozory.
Stawkę
kandydatów uzupełnia Arkadiusz Grzywaczewski, działacz sportowy, w
przeszłości dziennikarz, a podczas przyśpieszonych
wyborów
prezydenckich
w 2022 r. współpracownik Marka Wesołego.
Finalnie
do prezydenckiego wyścigu nie przystąpiła Aleksandra Poloczek,
choć po uzyskaniu przez nią świetnego wyniku w jesiennych wyborach
parlamentarnych wiele osób spekulowało, że tak właśnie się
stanie. Trzecia
Droga kandydata nie wystawiła i zapowiada, że poprze
jednego z tych, którzy biorą udział w rywalizacji. Którego? - Ta
informacja zostanie przekazana w stosownym czasie –
zapowiedział
tajemniczo Michał Gramatyka.
Deja vu w Zabrzu. Szykuje się „dogrywka” po latach
Niespełna 1500 głosów przesądziło w 2018 r. od tym, że prezydentem Zabrza została Małgorzata Mańka–Szulik, a nie Agnieszka Rupniewska. Urzędująca prezydent i jej najgroźniejsza rywalka z poprzednich wyborów w tym roku ponownie walczyć będą o najważniejszy urząd w mieście. Mańka-Szulik startuje z własnego komitetu, Rupniewska pod szyldem Koalicji Obywatelskiej. Jeśli wierzyć medialnym analizom w mieście jest klimat do zmiany w ratuszu, choć ile te analizy są warte okaże się 7 kwietnia wieczorem.
Odnotujmy,
że spośród uczestników wyborczej batalii sprzed pięciu i pół
roku tym razem w szranki ponownie staną też: Borys Borówka (PiS) i
Kamil Żbikowski (lokalny komitet). Stawkę uzupełniają: Sebastian
Dziębowski (lokalny komitet), Rafał
Musiołek (KWW Konfederacji i bezpartyjni Samorządowcy) oraz sejmikowa
radna (od kilku miesięcy w klubie PO, wcześniej od początku
kadencji w PiS) Alina
Nowak, która
startuje ze swojego własnego komitetu.
W Bytomiu Wołosz ma czterech rywali. Jednemu marzy się miejska kopalnia
Były senator PO, dyrektor biura poselskiego Wojciecha Szaramy, niestrudzony inicjator referendum w sprawie odwołania władz miasta oraz działaczka Lewicy proponująca posadzenie 770 drzew na 770 lecie miasta – oto rywale popieranego przez PO i Trzecią Drogę Mariusza Wołosza w wyborach prezydenckich Bytomiu.
A teraz konkretnie. Wspomniany były senator PO, to Andrzej Misiołek, który powalczyć chce o najważniejszy urząd w mieście pod szyldem KWW Konfederacji i Bezpartyjnych Samorządowców. Barw PiS-u bronić będzie radny Maciej Bartków, znany w Bytomiu pasjonat historii, zaś KKW Lewicy zgłosił Annę Niezgodzką. Stawkę uzupełnia Artur Kamiński z KWW Zjednoczeni dla Bytomia, który w zeszłym roku dwukrotnie bez powodzenia próbował doprowadzić do referendum w sprawie odwołania obecnych władz miasta, a wśród swoich postulatów wyborczych ma m.in. likwidację straży miejskiej i przejęcie przez miasto od Skarbu Państwa... kopalni.
Grono
pretendentów byłoby większe, ale z wyścigu odpadła startująca
pod szyldem lokalnego komitetu Ewa Surowiec, gdyż okazało się, że
nie zebrał on wystarczającej liczby podpisów.
W Chorzowie kampania kręci się wokół stadionu dla Ruchu
Są takie miasta, gdzie Polska 2050 jawnie lub skrycie popiera kandydatów Platformy Obywatelskiej, ale akurat Chorzów do nich nie należy. Tutaj partia Szymona Hołowni postawiła – podobnie jak i Ślonzoki Razem – na rywala urzędującego i cieszącego się poparciem PO prezydenta Andrzeja Kotali.
Wybrańcem obu ugrupowań jest startujący z własnego komitetu Szymon Michałek, kojarzony w mieście głównie z zabiegami o nowy stadion dla Ruchu Chorzów i krytyką aktualnego prezydenta za niespełnione obietnice dotyczące budowy obiektu dla „niebieskich”. W październiku zeszłego roku Michałek wziął udział w słynnej konferencji prasowej Mateusza Morawieckiego, gdy ten na trzy dni przed wyborami parlamentarnymi na stadionie przy Cichej obiecywał, że 100 mln zł na nową arenę dla Ruchu zostanie przekazane „praktycznie wkrótce”, co po zmianie władzy w Warszawie okazało się mieć wartość „praktycznie żadną”, a dla samego Michałka stało się raczej obciążeniem. Zwłaszcza, że na domiar złego niedawno przyszło mu się jeszcze tłumaczyć w mediach z niekoniecznie pożądanych znajomości w środowisku chorzowskich Psycho Fans.
Trzecim
zgłoszonym w Chorzowie kandydatem jest startujący pod szyldem PiS
radny Grzegorz Krzak, przewodniczący
klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości w chorzowskiej Radzie Miasta.
Świętochłowice: małe miasto wielkich emocji
Aktualny prezydent, były prezydent oraz dwóch byłych wiceprezydentów – gdyby nadchodzące wybory były konkursem na największe zagęszczenie członków władz miasta na karcie do głosowania, to malutkie Świętochłowice wygrałyby ten konkurs w cuglach.
Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że obecny prezydent Daniel Beger w 2018 r. zaledwie o 122 głosy wygrał ze swoim poprzednikiem Dawidem Kostempskim i że to Beger przedstawił później radzie miasta uchwałę pozbawiającą Kostempskiego mandatu radnego (skargę na tą decyzję odrzucił finalnie Naczelny Sąd Administracyjny, co przesądziło o tym, że poprzedni prezydent stracił miejsce w radzie miasta), to można być pewnym, że emocji nie zabranie. Zwłaszcza, że poza Begerem i Kostempskim (obaj startują ze swoich własnych komitetów) w stawce mamy jeszcze byłego zastępcę Kostempskiego – Bartosza Karcza (popiera go PO) oraz byłą zastępczynię Begera, Sonię Kwaśny (KW Ruch Ślązaków), która także brała udział w wyborczej rozgrywce w 2018 r. i którą Beger po kilku miesiącach odwołał ze stanowiska (sprawa znalazła później finał w sądzie).
Dla kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że piątą kandydatką do prezydenckiego fotela jest Janina Zięba startująca z komitetu PiS.
W Siemianowicach Śląskich nagła wolta przed ostatnią prostą
Gdyby liczbę kandydujących na urząd prezydenta uznać za kryterium atrakcyjności miasta to Siemianowice Śląskie byłyby najatrakcyjniejszym miastem Metropolii. Do rywalizacji o najważniejsze stanowisko w mieście przystąpiło bowiem aż ośmioro kandydatów.
Jest wśród nich aktualny prezydent Rafał Piech, który jednak nie otrzymał poparcia ze strony stojącego za nim przez ostatnie lata Stowarzyszenia Mieszkańców Siemianowic. Piech startuje więc z własnego komitetu, a SMS wystawiło własnego kandydata – przewodniczącego swojego klubu w radzie miasta Marcina Janotę – i w mediach społecznościowych ujawnia wewnętrzny konflikt z Piechem, jaki od miesięcy miał trawić stowarzyszenie.
Wśród pozostałej szóstki kandydatów znajdziemy zarówno przedstawicieli PO oraz PiS (Anna Zasada – Chorab i Danuta Sobczyk), jak też innych lokalnych komitetów (Adam Cebula, Karina Siwiec – Magielnicka, Krzysztof Szyga, Jan Wieczorek).
Na marginesie wyborów prezydenckich w Siemianowicach Śląskich warto też zwrócić uwagę na wybory do tamtejszej rady miasta. O mandat radnego walczyć będzie bowiem Rafał Piech, jego żona i syn. Gdyby całej trójce udało się wejść do rady, to – zgodnie z prawem – będą mogli w niej założyć własny, rodzinny klub radnych.
Może Cię zainteresować:
Co ze 100 mln zł na stadion Ruchu Chorzów? Władze miasta czekają na spotkanie z ministrem
Może Cię zainteresować: