Roman Fritz jest posłem z Rybnika oraz wiceprezesem Konfederacji Korony Polskiej, partii Grzegorza Brauna, jednej z trzech obok Nowej Nadziei Sławomira Mentzena i Ruchu Narodowego Krzysztofa Bosaka, współtworzących Konfederację. W rodzinnym mieście jest znany jako przedsiębiorca i działacz katolicki. (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się i bądź na bieżąco: https://www.slazag.pl/newsletter).
W środę 20 marca 2024 r., podczas pierwszego czytania poselskiego projektu ustawy, zasłynął wystąpieniem po śląsku, w którym stanowczo sprzeciwiał się uznaniu śląskiej godki za język regionalny.
- Jest kilkanaście, a może kilkadziesiąt śląskich gwar języka polskiego. (...) Po kiego pierona Ślonzokom ktoś chce naciepać nauka jakiejś jednyj sztucznyj wymyślonej godki? Ktoś wbrew historycznej i naukowej prawdzie dostał zadanie spotrzebować jakieś emocjonalne resentymenty na rzecz politycznego kapitału. Do autorów projektu: skończcie fandzolić, wyciepcie swoje graczki na hasiok, bo nieładnie się bawicie moi drodzy. Wniosek? Język śląski nie istnieje, nie ma takiego zwierzoka - mówił w Sejmie.
Śląskiej godki nauczył się w domu
Kto nauczył Romana Fritza tak dobrze godać? - W domu, w rodzinie, to tam kształtuje się kultura - odpowiedział. Przyznał, że przemówienie przygotował wcześniej z pomocą translatora (według naszej wiedzy: tego opracowanego przez Grzegorza Kulika), ale z racji ograniczenia czasu wystąpień klubowych z 10 do 5 minut, na mównicy sejmowej zaprezentował ,,swój śląski, od serca", a kartkę z tekstem z translatora odłożył. Marcin Zasada pytał, czy to nie paradoks, że najlepiej posługujący się śląską godką poseł udowadniał w Sejmie, że język śląski nie istnieje?
- A cała reszta na odwrót. Udowadniają, że istnieje, a nie potrafią w nim mówić. (...) Usiłują i ledwo dukają, no to rzeczywiście paradoks. Ja uwielbiam śląskie gwary i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Jest ich całe mnóstwo i niech rozkwita tysiąc kwiatów, żeby one wszystkie były kształtowane i pielęgnowane, bardzo byłbym rad. Inaczej się przecież mówi w Cieszynie, inaczej w Opolu, inaczej w Radzionkowie i Bytomiu, inaczej w Katowicach i Chorzowie, a inaczej w Rybniku - mówił Roman Fritz.
,,Śląski to gwara, a nie język"
Czy to zróżnicowanie jest przeszkodzą w uznaniu śląskiego za język regionalny? Poseł Konfederacji przyznał, że w pewnym stopniu tak, ale nie jest to główny problem. Przypomniał, że podczas słynnego wystąpienia wymienił wypowiedzi kilku autorytetów w dziedzinie językoznawstwa i literatury, m.in. prof. Jana Miodka czy prof. Franciszka Marka, których zdaniem śląska godka nie jest językiem.
- Gwary śląskie są po po prostu gwarami języka polskiego. (...) Z tego co ja wiem, dialekt jaki najbardziej jest odległy od tego literackiego polskiego, którym się posługujemy dzisiaj, a nie tego na który ja się powoływałem w moim wystąpieniu sejmowym - staropolszczyzny, najbardziej odległym jest chyba dialekt podhalański. On ma zupełnie inaczej akcent stawiany. Tam jest na pierwszą sylabę najczęściej, a śląski i wszystkie inne gwary czy dialekty, mają tak jak polski na przedostatnią sylabę. To jest charakterystyczny rys języka polskiego.
,,Za projektem stoi skrajna lewica"
Jak dodał, zgodnie z przysięgą poselską, jako poseł jest zobowiązany do głosowania za tym co jest prawdą. Nie ma czegoś takiego jak język śląski, więc nie można głosować za jego uznaniem. Prowadzący program Marcin Zasada zwracał uwagę, że w świetle Europejskiej karty języków regionalnych lub mniejszościowych oraz polskiego prawa, język regionalny to kategoria polityczna, nierozstrzygająca naukowego sporu.
- Wie pan, jak ja już słyszę o czymś europejskim, to już zaczynam porządnie się zastanawiać, czy my chcemy coś zadekretować w głosowaniu, czy też chcemy mówić co jest prawdą, a co nie. Mamy do czynienia z głosowaniem typu czy 2x2 jest 5 i większość sejmowa podnosi rękę i naciska przycisk, że tak - mówił poseł Konfederacji.
Jego zdaniem wyniki spisu powszechnego nie są wiążące, bo gdyby zamiast kategorii ,,język" była tam kategoria ,,mowa" lub ,,gwara" śląska, wyniki byłyby takie same. W jego opinii, uznanie śląskiej godki za język regionalny to projekt stricte polityczny, za którym stoją siły skrajnie lewicowe. - Forpocztą i ekspozyturą jest niejaki europoseł Łukasz Kohut, który przeszkadzał w dyskusji i wykonywaniu mandatu posła - mówił.
Czy podobnie jak jego lider, Grzegorz Braun, postrzega projekt uznania śląskiej godki za język regionalny jako pierwszy etap do dezintegracji państwa polskiego?
- To nie jest tylko opinia Grzegorz Brauna, nawet pan Łukasz Kohut i jemu podobni podkreślają, że uznanie języka regionalnego to jest pierwszy etap. Drugim etapem ma być uznanie mniejszości etnicznej, potem - czego on już teraz nie mówi, ale co np. w Ruchu Autonomii Śląska widać czarno na białym - jest uznanie narodowości śląskiej.