Miejsce akcji: Gliwice, ul. Hutnicza, ówczesne Kolegium Nauk Społecznych i Filologii Obcych, sala wykładowa.
Czas akcji: przerwa między wykładami, albo zajęciami – najprawdopodobniej z lingwistyki, ale nie pamiętam dokładnie... nie przykładałem się na studiach, okej?
A więc siedzę sobie w ławce i mówę: „Dzisiaj po zajęciach ida na bana do Katowic”. Na co moje koleżanki i koledzy z roku: „Ty niewychowany chłopcze ze wsi” (ich reakcje podkoloryzowałem dla dramatyzmu) „przecież w gliwicach nie ma już bany (Co nie jest, technicznie rzecz ujmując, prawdą. Ale niech im będzie.), idziesz na BANHOF, a do katowic jedziesz CUGIEM”.
W tych paru zdaniach wyjaśnili Chopa z Łazisk – cwaniaka, który od samego początku studiów wszystkich uczył godać po naszymu. Upokorzenie, którego wtedy doznałem, trwało jakieś... 15 sekund. Ale, jak widać, musiało odcisnąć ogromne piętno, skoro właśnie dokładnie opisałem całą sytuację i wrzuciłem do Internetu.
A jak to jest w Powiecie Mikołowskim?
To jakże dramatyczne wydarzenie zburzyło cały mój światopogląd. Przecież w Łaziskach bana mówi się na dworzec. Nawet ludzie mieszkający w okolicach zabytkowego dworca kolejowego w Łaziskach Średnich mówią, że miyszkajōm na Banie. W Mikołowie też mają bana – to nawet jest napisane w paru miejscach na budynku! Jaki banhof ja się pytam?
Okazuje się, że oba określenia są jak najbardziej odpowiednie. Żeby to zrozumieć, musimy zaakceptować fakt, że (Uwaga! Uwaga! Kontrowersyjna opinia!)język śląski ma inną historię, niż język polski. Szczególnie tę najnowszą. Tak więc nie da się niektórych rzeczy przetłumaczyć słowo w słowo.
Zacznijmy od banhofa. Banhof znaczy dworzec...no dobra, może niektóre rzeczy da się tłumaczyć słowo w słowo, ale z banōm będzie inaczej. Obiecuję.
Bana to przede wszystkim kolej. Możemy pociś na bana, co oznacza, że idziemy na dworzec, żeby wyruszyć w podróż pociągiem. W końcu bana albo banka to piękne śląskie określenie na tramwaj – czyli lekką kolej uliczną. Można powiedzieć, że bana to takie określenie-parasol, które niesie za sobą cały semantyczny szereg różnych określeń związanych z podróżowaniem koleją.
Trochę językoznawstwa
Śląska bana wywodzi się z niemieckiego bahn, które oznacza "drogę". W tym kontekście mowa o "drodze żelaznej" (Eisenbahn), więc zarówno kolej jak i tramwaje spełniają te "żelazne" kryterium. Stąd bana to "tramwaj", ale kolejarze to ajzynbanioki, a bana mówi się często także na beszōngi, czyli nasypy kolejowe – mówi Adrian Goretzki z katowickiego biura tłumaczeń PoNaszymu.
Zaś przewodniczący Rady Języka Śląskiego, Grzegorz Kulik zdradził mi, że w jego rodzinnym Radzionkowie znaczenie słowa bana było podobne do mojego łaziskiego znaczenia.
Korzystajmy z banōw, tak szybko odchodzą
W gruncie rzeczy wszystko rozchodzi się o to, że Łaziszczoki i Mikołowioki nie mają i nigdy nie mieli tramwajów. Najprawdopodobniej, jak w XIX wieku zobaczyli pierwszy pociąg, powiedzieli „toć, to je ta słynno bana” i tak już zostało.
Poza tym, ten piękny, zabytkowy dworzec w Łaziskach, o którym wspomniałem na początku, stoi i się kruszy. Ma funkcjonalny peron z ławeczkami, tablicą informacyjną i takim typowym, niebieskim znakiem z napisem „Łaziska Średnie”, a pociagi (pozwoliłyby Łaziszczanom dojechać w 7 minut do Tychów) i tak się tam nie zatrzymują. Podobno nie ma na to funduszy. Na co nie ma funduszy, ja się pytam? Nie ma funduszy, żeby nacisnąć hamulec? Make it make sense.