Rybnicki Okręg Węglowy to moja ojcowizna, która nigdy nie przestaje mnie zaskakiwać. W ubiegłych latach miałam ogromną przyjemność współtworzyć cykl wycieczek „Podróżuj z Ignacym”, gdzie wraz z rybnicką Zabytkową Kopalnią Ignacy odkrywaliśmy przed uczestnikami tajemnicze, mało znane, a nawet mroczne karty okolic Rybnika i Wodzisławia Śląskiego. Mogłam odkryć na nowo miasta, o których myślałam, że przecież znam je od podszewki, jestem tam od dziecka... Zaskoczyły mnie nawet moje rodzinne Rydułtowy. I wiem, że zaskoczą jeszcze nieraz.
Dlaczego Radlin zaskoczył mnie najbardziej
Zdecydowanie Radlin był tym miastem, które zaskoczyło mnie najbardziej. Okazało się, że wiedziałam o nim najmniej! Myśli kłębią mi się w głowie, próbując ułożyć dla Was skróconą, a jednocześnie kompletną i spójną historię tej perełki historycznej Płaskowyżu Rybnickiego. Bo pod nazwą „Radlin” kryją się tak naprawdę mniejsze miejscowości, z których każda kryje osobne sekrety, w tym początki najstarszej kopalni na ziemi rybnickiej – „Hoym” (obecnie Zabytkowa Kopalnia „Ignacy”) czy też wyjątkowo makabryczną tajemnicę szybu „Reden”, do którego gestapowcy wrzucali żywcem swoje ofiary.
Swego czasu miasto zadbało o wyeksponowanie swoich walorów historycznych. Do dziś znajdziemy na jego obszarze tablice informacyjne ilustrujące historię ciekawych i godnych uwagi miejsc, także tych aktualnie nieistniejących, zastąpionych nową zabudową. Dawniej funkcjonowała także strona internetowa „Szlaku Emmy i Marcela”. Niestety, dziś jest ona dostępna wyłącznie archiwalnie, a projekt zdaje się być porzucony. Niektóre z tablic, wyeksponowane szczególnie na działanie słońca i warunków atmosferycznych, z czasem stały się mniej czytelne. Nadal warto jednak je przestudiować!
Zrozumienia Radlina nie ułatwia współczesny podział administracyjny, bo dzisiejszy Radlin Drugi, historycznie będący przecież jego częścią, jest dzisiaj... dzielnicą Wodzisławia Śląskiego. Musicie bowiem wiedzieć, że w czasach współczesnych Radlin uzyskał „niepodległość” dopiero 1 stycznia 1997 roku. Wtedy znaczna część jego historycznych ziem została wyodrębniona jako samodzielne miasto, dziś liczące około 18 tysięcy mieszkańców.
Warto w tym miejscu dodać, że Radlin jako gmina miejska nie jest oficjalnie podzielony na dzielnice.
Za starego piyrwy, bo kiedyś to było
Przez długi czas tereny dzisiejszego Radlina należały do dóbr rycerskich i były dość skromnie zaludnione. Obszerną notkę na temat tych ziem sporządził pod koniec XIX wieku kronikarz wodzisławski, Franz Henke. Opisał Radlin jako jedną z największych wsi powiatu rybnickiego i podzielił go na Górny, Dolny i Obszary. Każda z dzielnic dysponowała własną pieczęcią z herbem. Znakiem Radlina Górnego było serce z wyrastającymi dwoma kwiatami, Dolnego – mężczyzna toczący koło od wozu, a Obszary obrały sobie za herb skrzyżowane grabie, kosę i cep.
Życie codzienne najaktywniej toczyło się w Radlinie Dolnym (dziś jest to wspomniany Radlin Drugi). To tutaj mieściły się kościół, filia parafii wodzisławskiej oraz szkoła podstawowa. W 1870 r. wprowadzono obowiązek szkolny. Zaczął także rozkwitać przemysł – w 1883 r. uruchomiono kopalnię „Emma” (dziś: „Marcel”), oddawszy do użytku szyb „Mauve” (obecny „Wiktor”). Do losów naszej „Ymy” jeszcze powrócimy. Powstanie i rozwój kopalni nieodłącznie łączyły się z rozwojem mieszkalnictwa oraz niezbędnej dla robotników i ich rodzin infrastruktury.
Pod koniec 1918 roku władzę objęła polska Rada Robotnicza, co nie umknęło uwadze włodarzy niemieckich. Po stronie niemieckiej narastał niepokój wywołany możliwym powstaniem Polskiej Republiki Radlińskiej. Wrota piekła nienawiści otwarły się przepastnie po wybuchu II wojny światowej.
Skutki tej wojny odczują jeszcze pokolenia, które przyjdą po nas
Chociaż Radlin jako ośrodek miejski nie ucierpiał w wyniku działań wojennych tak dotkliwie jak sąsiedni Wodzisław Śląski – zbombardowany przez Sowietów – ogrom ludzkiej tragedii poraża do dziś. Już 1 września 1939 roku doszło do „Boju w Głożynach – Festung Glazin”, czyli krwawej walki wojsk niemieckich z polskim 20. Pułkiem Piechoty Ziemi Krakowskiej 6 DP Armii Kraków. Było to jedno ze starć wojny obronnej Polski na głównej linii obrony, które miało miejsce w ramach „bitwy pszczyńskiej”. Te tragiczne wydarzenia upamiętnia odsłonięty w 2009 roku obelisk znajdujący się przed Szkołą Podstawową nr 3 w Radlinie.
W czasach drugiej wojny światowej jeńców wojennych zmuszano do katorżniczej pracy w kopalni „Emma”. Na terenie dzisiejszego boiska przy ulicy Mariackiej istniał wówczas obóz jeniecki dla żołnierzy Armii Czerwonej. Wielu spoczęło na terenie cmentarza w Biertułtowach, czyli w centralnej części dzisiejszego miasta.
Marzec 1945 roku zapisał się w historii ziemi wodzisławskiej w szczególnie makabryczny sposób. Armia Czerwona toczyła krwawe potyczki z wycofującymi się Niemcami. Z uwagi na sytuację na froncie, Niemcy rozważali unieruchomienie kopalni „Emma”. Sprzeciwiali się temu pracownicy, którzy w znacznej większości pozostali na miejscach pracy. 27 marca Sowieci zajęli Radlin, przejmując także władzę nad miejskimi zakładami przemysłowymi (przy kopalni funkcjonowała także koksownia). Czerwonoarmiści wysiedlili większość mieszkańców przykopalnianej osady „Emma”, w ich domach kwaterując sztab 38 Armii Czerwonej, czyli siły bojowe IV Frontu Ukraińskiego. Przez niespełna miesiąc wysiedleni zmuszeni byli mieszkać u krewnych i znajomych. Po miesiącu rozpoczęto odbudowę zniszczonej infrastruktury, a także przywrócenie do funkcjonowania szkolnictwa i administracji.
Koszmar w starym szybie, czyli tajemnica Redena
Do najbardziej drastycznych i niewiarygodnych wręcz wydarzeń doszło jednak na terenie starego szybu Reden, usytuowanego w pobliżu granicy z rybnickim Niewiadomiem. Jego początki sięgają połowy XIX wieku, kiedy to Józef Heintze, mistrz murarski z miejscowości Dąb (dziś – dzielnicy Katowic) zgłosił władzom górniczym budowę prywatnej kopalni. Nazwał ją na cześć Fridericha Wilhelma Redena – dyrektora śląskiego Wyższego Urzędu Górniczego, dzięki któremu powstała, między innymi, najstarsza na ziemi rybnickiej kopalnia węgla kamiennego. Znana Wam już „Hoymgruba”, dzisiejsza Zabytkowa Kopalnia Ignacy, rozpoczęła działalność w 1792 roku. Jej absolutne początki sięgają szybów, których dziś próżno szukać – znajdują się w rejonie tzw. Grubskich Brzegów oraz cmentarza w Biertułtowach, czyli właśnie na terenie miasta Radlin.
Wracając jednak do samego zakładu „Reden”, warunki pracy w kopalni prywatnej były bardzo trudne. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że w jej bezpośrednim sąsiedztwie działała właśnie „Hoymgruba”, która jako zakład królewski – państwowy – mogła pracować bez przydzielonego obszaru. W ciągu 45 lat istnienia kopalni „Reden” została ona kilkukrotnie unieruchomiona, pięciokrotnie zmieniał się właściciel, a liczba pracowników wynosiła zaledwie około 30. W 1887 kopalnię nabyli dyrektor górniczy z Rybnika Gerard Mauve i powiatowy inspektor budowlany Moebis ze Strzelec Opolskich (Gross Strehlitz). Poczynili oni znaczące inwestycje w kierunku unowocześnienia zakładu. Powstały wówczas dwa głębokie szyby z murowaną obudową, a także nowoczesna infrastruktura wraz z napowietrzną kolejką linową do bocznicy kolejowej w Niewiadomiu. Jednym z tych szybów był właśnie „Reden”.
Pod koniec II wojny światowej szyb był już nieczynny, jednak Niemcy postanowili wykorzystać go w inny sposób. Tutaj oddaję głos Stanisławowi Brzęczkowi z Rydułtów, badaczowi lokalnej historii oraz kolekcjonerowi pamiątek z regionu, który w czasie pandemii podzielił się ze mną całością swoich zbiorów. Wśród licznych zapisków i tekstów znajdował się także opis makabrycznych wydarzeń, do których doszło w obrębie starego szybu.
„Tajemnica szybu Reden w Radlinie” (tekst oryginalny)
Od rozpoczęcia w styczniu 1945 roku przez wojska radzieckie oraz polskie nad Wisłą wielkiej ofensywy na zachód, mieszkańcy polskich domów w Radlinie-Biertułtowach zauważyli, że późnymi wieczorami do szybu „Reden” przyjeżdżały różne samochody, skąd po niedługim czasie wracały. Hitlerowcy każdorazowo w drodze powrotnej zatrzymywali się w restauracji u Melcera, gdzie spożywali posiłki, suto zakrapiając wódką, prowadząc przy tym ożywioną dyskusję, z której sąsiedzi zorientowali się, że ci oprawcy drwili z broniących się ich ofiar. Nikt jednak nie mógł się dowiedzieć, jaką tajemnicę otaczają zabudowania szybu.
Zaczęto się tym miejscem interesować i czujne uszy i obserwacje wykazały, że po przyjeździe samochodu po chwili słyszano strzały, po czym samochody odjeżdżały. Teraz już nie było wątpliwości, że szyb stał się miejscem bestialskiej zbrodni, a sterroryzowani mieszkańcy okolicznych domostw nie odważyli się głośno dzielić się ze swoimi spostrzeżeniami.
W końcu marca 1945 roku, tuż po wkroczeniu Armii Czerwonej na teren Radlina – pan Benczek – właściciel lokalu, gdzie znajdował się wlot do nieczynnego już szybu, przyszedł do Józefa Lasoty w Obszarach, przynosząc jemu legitymację z widoczną plamą krwi wewnątrz okładek, scyzoryk oraz trochę drobnych pieniędzy, jakie według jego wypowiedzi znalazł na terenie szybu, które należały do jego syna Alojzego Lasoty.
Pan Józef Lasota powiadomił o tym wydarzeniu organizującą się tu Milicję Obywatelską, wskazując tym samym na pierwszy ślad tajemnicy.
Zainteresowanie tym miejscem rosło, na miejscu kaźni gromadziło się coraz więcej ludzi, a szczególnie zainteresowani byli ci, których najbliżsi z rodzin w ostatnim okresie okupacji zaginęli. Domagali się zjazdu do tego szybu i wyjaśnienia tego zagadnienia.
Powołano 5-cioosobową Komisję Sądowo Lekarską, aby wyjaśnić tajemnicę. W pierwszym dniu działalności Komisja znalazła na terenie szybu zdjęcie mężczyzny oraz wyrwany rękaw z niemieckiego munduru, zaś obok otworu szybowego stwierdzono ślady krwi. Zebrany materiał dowodowy przedstawiono Dyrekcji Kopalni „Emma” („Marcel”) i wnioskowano o sprzęt umożliwiający zbadanie dna szybu. Na linie przymocowanej do kołowrotu powstaniec Alojzy Mika został opuszczony w głąb szybu. Przy pomocy lampki elektrycznej oświetlał otoczenie, a wyniki obserwacji przekazywał telefonicznie.
Kiedy zbliżył się do lustra wody, zauważył na jej powierzchni pływające zwłoki ludzkie. Był to oczywisty dowód, że szyb ten był miejscem straceń i kaźni wielu Polaków. Zbudowano prowizoryczną klatkę szybową, przy pomocy wózka kopalnianego, zwanego kolebą, przymocowaną za pomocą liny do kołowrotu. Na takie urządzenie miano ładować zwłoki pomordowanych. W akcji tej brali udział ratownicy górniczy z aparatami tlenowymi i bosakami strażackimi do wydobywania zwłok. Wyciągnięto na powierzchnię dwóch mężczyzn i sześć kobiet, lecz z powodu grożącego niebezpieczeństwa zawału tego wyrobiska, gdzie obudowa już dawno nieczynnego szybu była popękana i groziła zawaleniem się, zrezygnowano z dalszych poszukiwań.
Zidentyfikowano następujące ofiary wydobyte z szybu:
1. Franciszek KIN ur. w roku 1909 w Skrzyszowie – górnik kopalni „Emma”, przedwojenny działacz PPS. W okresie okupacji pracował w kopalni węgla kamiennego w Mariańskich Górkach koło Witkowic na Zaolziu. Stamtąd co tydzień przyjeżdżał do Radlina, aby spotykać się z kolegami z Armii Krajowej. W dniu 21 sierpnia 1944 roku został przez „Gestapo” aresztowany i osadzony w więzieniu rybnickim. Po 5-ciu miesiącach wywieziony do obozu w Gross-Rosen (Rogoźnica) koło Wałbrzycha. Podczas likwidacji obozu udało mu się zbiec, wrócił do Radlina i tu zginął razem z innymi w szybie „Reden”.
2. Alojzy LASOTA ur. w 1909 roku. Pracował w kopalni jako górnik, po wkroczeniu wojsk hitlerowskich przez kilka tygodni ukrywał się u krewnych w Obszarach. Następnie przyjął pracę zarobkową w firmie niemieckiej „Ernst” przy budowie nasypów i mostów kolejowych. Był członkiem Armii Krajowej, pełniąc funkcję dowódcy kompanii. Marzył o wolnej Ojczyźnie. Kiedy żona go ostrzegała przed grożącym niebezpieczeństwem, odpowiadał, że „Najpierw Ojczyzna i rodzina potem”.
Aresztowano go w dniu 22 stycznia 1945 roku, a następnego dnia wraz z pewną Żydówką wyprowadzony został około godziny 22-giej z gmachu „Gestapo” do samochodu, wywożąc w nieznanym kierunku.
W dniu 24 stycznia 1945 roku „Gestapo” poszukiwało go w domu, twierdząc żonie, matce trojga dzieci, jakoby w drodze uciekł z samochodu konwojowanego. Któżby nie znał kłamstw hitlerowców?
3. Stanisława BIAŁA – matka z Popielowa.
4. Henryka BIAŁA – córka z Popielowa.
5. Marta HAŁA – z Marklowic.
Znaleziono również dowody rzeczowe świadczące, iż jedną z ofiar była Żydówką, uciekinierką z transportu oświęcimskiego, prowadzącego przez Biertułtowy. Ukryła się ona wśród robotnic rosyjskich, kwaterujących w gospodzie u Słaniny w Biertułtowach. Rozpoznał ją dozorujący je miejscowy pan Woźnica, przekazując ją do miejscowej żandarmerii i ci z kolei do Gestapo. Reszta poszła według ustalonego rytuału ludobójstwa. Żydówka i dwaj mężczyźni mieli przestrzelone czaszki oraz ślady pobicia na całym ciele, zostali wrzuceni do szybu już jako nieżywi. Pozostałe ofiary, po uprzednim skatowaniu oraz wypchaniu ust sianem, wrzucono żywcem do czeluści szybu.
Jeden z mężczyzn i Żydówka mieli wytatuowane numery więźniów obozu koncentracyjnego. Stwierdzono, że kobiety miały powykręcane ręce, a suknie związane ponad głową, by nie mogły się bronić.
Nie zdołano zidentyfikować ciał mężczyzn wydobytych na powierzchnię szybu, ani też ustalić liczby ofiar, których ciała prąd wodny przemieścił do podziemnych chodników i wyrobisk.
Wydobyto łącznie 8 osób, to jest ze zidentyfikowaniem tylko 5 osób. Wszystkie zwłoki pochowano na cmentarzu w Biertułtowach w dniu 17 maja 1945 roku.
Szyby kopalni „Reden” zasypano na początku lat 60.XX wieku. Później zburzono kopalniane budynki i komin. Na dawnym terenie kopalni, staraniem kopalni „Marcel” i władz Radlina, utworzono „Park Zbowidowca”. Jego część centralną stanowił Pomnik Ofiar Szybu Reden, dzieło artysty z Radlina, rzeźbiarza Zygmunta Brachmańskiego. Odsłonięto go 1 maja 1973 roku. Uchwałą Rady Miejskiej w Radlinie z dnia 28.10.1999 „Park Zbawidowca” zmieniono na „Park im. Ofiar Szybu Reden”.
Tragiczne zdarzenia upamiętniono krzyżem postawionym w 1945 roku przy ulicy Rydułtowskiej. W wyniku postanowień władz PRL, krzyż przesunięto najpierw na bok, a potem tajemniczo zniknął on z przestrzeni Radlina. W 1990 roku wykonany w pobliskiej koksowni chromoniklowy krzyż wkomponowano w Pomnik Ofiar Szybu Reden i wraz z pomnikiem poświęcono w trakcie uroczystości Bożego Ciała w 1995 roku.
Dziś cały obszar parku został poddany gruntownej rewitalizacji.
Powojenny Radlin, czyli „Emma” staje się „Marcelem”
Chociaż do dzisiaj wielu mieszkańców oraz pracowników kopalni nazywa „Ymą” nie tylko zakład, ale także pobliskie osiedle patronackie, to formalnie nazwa radlińskiej kopalni uległa zmianie 1 maja (a jakże!) 1949 roku. Najpowszechniejszym wyjaśnieniem nowej nazwy jest upamiętnienie Józefa Kolorza ps. „Marcel”, lokalnego działacza związkowego i lewicowego.
Dzięki obecności dużych zakładów przemysłowych Radlin rozrósł się znacznie, w wyniku czego 13 listopada 1954 roku nabył prawa miejskie. To właśnie w latach 50. stał się także ważnym ośrodkiem sportowym na mapie powojennej Polski. W 1951 roku sekcja piłkarska „Górnika Radlin” została wicemistrzem I Ligi Krajowej. Kontynuując tradycje przedwojennego Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, w mieście rozpoczął także działalność ośrodek przygotowań olimpijskich dla gimnastyków. Od 2011 roku, decyzją Rady Miasta, patronem Obiektu Gimnastycznego w Radlinie („Sokolni”) jest Leszek Blanik.
W 1975 Radlin, Rydułtowy, Pszów, Marklowice i Wilchwy zostały włączone do Wodzisławia Śląskiego. Wilchwy pozostały w jego granicach do dziś, a Radlin – jak już wspomniałam – odzyskał niezależność 1 stycznia 1997. Jest w tym ogromna zasługa powstałego na przełomie kwietnia i maja 1990 roku Radlińskiego Towarzystwa Kulturalnego, które skupiało się również na postulacie odłączenia Radlina od Wodzisławia Śląskiego.
We wspomnianej już „Sokolni”, tuż przy granicy z Niewiadomiem i Grubskich Brzegach, znajdziemy także absolutnie cudowne miejsce z duszą. Jest to Izba Pamięci Regionalnej, której działalność to nie tylko aktywizacja lokalnej społeczności, ale również gromadzenie pamiątek i wydawanie publikacji na temat dziejów Radlina. Izbę otwarto 11 listopada 2014 roku. Znajdziemy tu nawet... ząb mamuta! Terminy zwiedzania Izby Pamięci Regionalnej można ustalić indywidualnie, kontaktując się za pomocą figurujących w Internecie danych teleadresowych.
Własną Izbę Pamięci dysponuje również kopalnia „Marcel”. W jej wnętrzach znajdziemy nie tylko pamiątki związane z losami zakładu, ale także zapierającą dech w piersiach, unikatową makietę budynków dawnej kopalni „Emma” oraz miniaturę cechowni autorstwa Bronisława Capłapa, wieloletniego pracownika kopalni. Pan Bronisław piastuje również urząd kustosza Górniczej Izby Pamięci KWK „Marcel”. Izba Pamięci mieści się w budynku dawnej Willi Dyrektora Kopalni Emma z 1908 roku. Warto wspomnieć, że projektantem willi był William Müller, absolwent berlińskiej Bauakademie, autor m.in. domu Oskara Troplowitza w Hamburgu, czy też pałacu Friedländera w Gorzycach. W czasie drugiej wojny światowej budynek przekształcono w kasyno oficerskie. Obecnie działa tu także kawiarnia „Górnicza Strzecha”.
Zawiłe losy „Emmy”, żywicielki lokalnej społeczności
Gawęda o historii Radlina trwa w najlepsze, a dopiero docieramy przecież do jego serca – kopalni „Marcel” („Emma”) oraz jej osiedla patronackiego, a także stale unowocześnianej koksowni, przy której trwa właśnie budowa elektrociepłowni opalanej gazem koksowniczym. Spróbujmy zatem podjąć się niemożliwego i podać w formie skondensowanej historię tych dwóch zakładów oraz pobliskiego osiedla.
Jak wspomniałam wcześniej, kopalnia „Emma” powstała na terenach leśnych miejscowości Radlin i Obszary, rozpoczynając w 1883 wydobycie szybami „Grundmann” („Antoni”) oraz „Mauve” („Wiktor”). Wieżę szybu „Wiktor”, którą ze względów bezpieczeństwa i braku możliwości wstępu na teren kopalni osobom nieupoważnionym możemy podziwiać jedynie przez płot, zaprojektował sam Hans Poelzig. Był on jednym z najwybitniejszych architektów europejskich przełomu XIX i XX wieku, którego liczne realizacje można zobaczyć nie tylko w dzisiejszych Niemczech, ale i na Dolnym i Górnym Śląsku. Jest on także autorem projektów zabudowań rewitalizowanego obecnie kompleksu szybu „Chrobry I” po KWK „Anna” w Pszowie. Warto zobaczyć świadectwa kunsztu tego czołowego działacza przedwojennego Werkbundu, czyli Niemieckiego Związku Twróczego.
Początkowo Poelzig stworzył projekt wieży basztowej na potrzeby kopalni w Niedobczycach, jednak jego realizacja nie doszła do skutku. W 1914, czyli rok później, wykorzystano projekt Poelziga przy budowie wieży szybu „Mauve” („Wiktor”).
Sama kopalnia była jednym z najdynamiczniej rozwijających się zakładów przemysłowych schyłku XIX wieku. W 1885 roku „Emma” wydzierżawiła unieruchomioną rok wcześniej sąsiednią kopalnię „Mariahilf” („Mario pomóż”), która zapisała się na kartach historii jako zakład o szczególnie ciężkich warunkach pracy. Następnie przy kopalni powstały: brykietownia (1891), elektrownia (1908) i koksownia (1911). Wszystkie te zakłady stanowiły z kopalnią jeden wielki kompleks przemysłowy, do którego w 1909 roku przyłączono nieczynną od czterech lat wspomnianą już kopalnię „Reden”. W tym samym czasie powstało nowoczesne osiedle patronackie dla robotników i urzędników kopalni. W 1899 roku właścicielem kompleksu przemysłowego został mieszkający w Berlinie hurtownik węglowy Freidrich von Friedländer-Fuld.
W wyniku trzeciego „powstania śląskiego”, w którym uczestniczyli także radlińscy górnicy i pracownicy koksowni, ziemia rybnicko-wodzisławska została włączona do Polski. Jednakże za sprawą podpisanej przez Polskę i Niemcy „Konwencji genewskiej o Górnym Śląsku” Rybnickie Gwarectwo Węglowe i należące do niego kopalnie pozostały w rękach niemieckich właścicieli. W okresie okupacji, kopalnia „Emma” została przejęta przez niemiecki koncern Zakłady Rzeszy „Hermann Goering”, jako mienie żydowskie. Po II wojnie światowej stała się własnością państwa polskiego i otrzymała wspomnianą już nową nazwę „Marcel”. Kopalnia podlegała stałej rozbudowie oraz modernizacji, a także stała się animatorką życia społecznego i kulturowego poprzez wybudowanie obiektów użyteczności publicznej.
Skoro wspomnieliśmy już o kopalni „Mariahilf”, wspomnijmy także, że poniekąd można dzisiaj zwiedzić teren dwóch dawnych szybów: „Dorel” oraz „Graf Johannes”. W miejscach, gdzie w przeszłości wydobywano węgiel, dzisiaj znajdują się obiekty pełniące zupełnie inne funkcje. Obszar szybu „Dorel” to dziś miasteczko ruchu drogowego, a w miejscu, gdzie kiedyś stały zabudowania szybu „Graf Johannes”, dziś stoi Dom Kultury.
Wspomnijmy jeszcze, że hałda przy kopalni „Marcel” ilustruje okładkę płyty „Necrocosmos” wodzisławskiego zespołu Gallileous. Możemy ją również zobaczyć w teledysku do utworu Artura Rojka zatytułowanego „Sportowe życie”.
Jest węgiel koksujący, będzie stal, czyli jeszcze więcej o przemysłowej potędze Radlina
Węgiel z kopalni „Emma” okazał się koksujący. Dla Rybnickiego Gwarectwa Węglowego z siedzibą w Radlinie był to impuls do dalszego rozwoju. W 1911 działalność rozpoczęła koksownia, w której wytwarzano koks, smołę i benzol. Pracownicy musieli radzić sobie w trudnych warunkach. Gaszenie koksu wyciąganego z baterii koksowniczych odbywało się ręcznie na otwartej poziomej rampie, po czym koks odwożony był na taczkach do sortowni, gdzie sortowano go widłami.
W czasie dwudziestolecia międzywojennego koksownię modernizowano i poddawano dalszej rozbudowie. W 1928 roku uruchomiono sześciokilometrowy odcinek kolejki linowej, którą przewożono węgiel koksujący z kopalni „Anna” w Pszowie. Podczas drugiej wojny światowej również koksownia została przejęta przez niemiecki koncern państwowy „Hermann Göring”. Na terenie zakładu obowiązywało używanie wyłącznie języka niemieckiego, którego młodsi robotnicy mogli nie znać. To powodowało trudności w obsłudze skomplikowanych maszyn.
Niemcy, prowadząc szeroko zakrojoną wojnę, borykali się z odczuwalnym brakiem paliw płynnych dla pojazdów wojskowych. W związku z tym zbudowano instalację, która umożliwiała przerób surowego benzolu na benzynę. W Radlinie przerabiano także benzol surowy, sprowadzany z innych śląskich koksowni, w tym również tych zaolziańskich.
Armia niemiecka otrzymywała materiał pędny do silników czołgowych także z radlińskiej koksowni. W 1942 roku miał miejsce niebywały incydent. Stwierdzono bowiem, że na froncie w Afryce Północnej czołgi otrzymują mieszankę pędną nie nadającą się do użytku. Okazało się, że zanieczyszczone paliwo pochodzi z cystern radlińskich. Dokonanie sabotażu przypisano laborantowi koksowni „Emma”, odpowiedzialnemu za analizę Alojzemu Forajterowi z Obszar, który został aresztowany i zmarł w KL Auschwitz 23.10.1942 w wieku 27 lat.
W lutym i marcu 1945 roku na terenie koksowni ukrywała się grupa dezerterów z Volkssturmu, zbiegów z punktu mobilizacyjnego w Kokoszycach. Wśród nich byli mieszkańcy Radlina. Przymusowe wcielanie cywili do Volkssturmu pod koniec wojny było desperacką decyzją Reichsführera SS, Heinricha Himmlera. Mężczyźni szli do walki bez stosownego wyposażenia, często w swoich ubraniach, a przede wszystkim – nie mając kwalifikacji, a często również i zdrowia. Wielu z nich próbowało się ratować poprzez dezercję.
Działania frontowe Armii Czerwonej, które miały miejsce w dniach 25 i 26 marca 1945 roku, przyniosły poważne uszkodzenia na terenie koksowni. Dzięki poświęceniu i odwadze pracowników, którzy nie opuścili w czasie walk swoich stanowisk pracy, udało się utrzymać ciągłość działania zakładu. W kwietniu 1945 roku koksownia jako samodzielny zakład przeszła na własność państwa polskiego, a w 1950 roku otrzymała nazwę „Zakłady Koksochemiczne Radlin”.
Mimo dalszego rozwoju i modernizacji, koksownia była nadal postrzegana jako zakład szkodliwy dla środowiska. Pojawiały się nawet żądania jej likwidacji. W 1980 roku przeprowadzono reorganizację przemysłu koksowniczego. Radlińska koksownia została włączona do nowo utworzonego Kombinatu Koksochemicznego Zabrze S.A., przyjmując nową nazwę „Zakłady Koksochemiczne Radlin – Zakład nr 5”. W 1994 roku władze miasta Wodzisław Śląski, do którego należał wówczas Radlin, zdecydowały o utrzymaniu koksowni pod warunkiem jej kompleksowej modernizacji, której celem było wyeliminowanie przyczyn szkodliwego wpływu na środowisko. Inwestycje zrealizowane w latach 1995-2009 kosztem 452 mln złotych pozwoliły blisko stuletniej koksowni na dalszy rozwój. Oprócz zwiększenia mocy produkcyjnych i poprawy warunków pracy załogi, niebagatelne znaczenie miały uzyskane efekty ekologiczne w postaci minimalizacji emisji gazów i pyłów do środowiska.
Od 2011 roku koksownia wchodzi w skład grupy kapitałowej Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Pódź na Yma, na spacer wśród familoków
Docieramy wreszcie do tej najbardziej malowniczej części Radlina, czyli osiedla patronackiego kopalni „Emma”. Podczas jednego ze spacerów zaczepił mnie jeden z okolicznych mieszkańców, zaciekawiony tak liczną wycieczką.
- Pani, kiedyś to tutaj nikt nie chciał mieszkać, a dziś ludzie się biją o te mieszkania – zaśmiał się sympatyczny młody mężczyzna, którego piesek zabawiał w tym samym czasie wycieczkowiczów – Teraz tutaj dostać mieszkanie, to ciężko, jak nie masz po kim odziedziczyć...
I rzeczywiście, jak powszechnie wiadomo, przez wiele lat osiedla złożone z familoków nie cieszyły się dobrą sławą. Dziś ten stan rzeczy zmienia się, a niektóre osiedla stają się wręcz oblegane. A co przyciąga ludzi w „Ymie”, której oryginalnym założeniem urbanistycznym było powołanie do życia „osiedla-ogrodu”?
Początkową załogę kopalni „Emma” tworzyli chłopi z Radlina i okolicznych wsi. Prężnie rozwijający się zakład potrzebował jednak coraz więcej robotników. Do pracy przybywali więc mężczyźni z odległych często terenów, którzy wynajmowali pokoje u radlińskich gospodarzy. Nazywano ich „kwaterownikami”. Miejscowi zaczęli za to wyjeżdżać do pracy do Westfalii, gdzie warunki płacowe były o wiele korzystniejsze. Żeby zachęcić robotników do zostania na Śląsku, właściciel Rybnickiego Gwarectwa Węglowego, Freidrich von Friedländer-Fuld, wybudował przy swoich kopalniach na przełomie XIX i XX wieku osiedla patronackie. Największe osiedle robotnicze na terenie obecnego powiatu wodzisławskiego powstało w latach 1897-1913, właśnie przy kopalni „Emma”. Dziś jest to obszar ograniczony ulicami Korfantego, Irysową, Wieczorka i współcześnie zabudowaną ul. Solskiego. Wybudowano domy mieszkalne z czerwonej cegły, z niewielkimi ogródkami przed frontem. Pomiędzy domami stanęły niewielkie budynki gospodarcze, w których hodowano świnie, kozy, kury oraz, rzecz jasna, gołębie.
Na owe czasy było to osiedle bardzo nowoczesne, wyposażone w instalację wodociągową z hydrantami przeciwpożarowymi i kanalizację. Wodę pitną czerpano z wybudowanych na terenie kolonii studni głębinowych. Całe osiedle było zelektryfikowane. Koszty związane z dostarczaniem prądu do zelektryfikowanego osiedla pokrywała początkowo kopalnia. Jednak prąd był włączany dopiero po zmroku i wyłączany o godzinie 22:00. Oprócz budynków mieszkalnych wzniesiono również dom towarowy, kopalnianą gospodę, pralnię, łaźnię dla mieszkańców, piece do wypieku własnego chleba („piekaroki”), magiel, bibliotekę.
Oryginalny wygląd zachowały budynki znajdujące się przy obecnej ulicy Mielęckiego. Tę część osiedla projektował wybitny berliński architekt, William Müller. Powtarza się tutaj ustawienie względem siebie trzech budynków w kształcie litery „U”. Teren wewnątrz zespołu zabudowań zajmowały ogródki uprawiane przez mieszkańców. Partie szczytowe elewacji niektórych budynków stanowi „mur pruski”, czyli charakterystyczny rodzaj ściany szkieletowej. Okna zdobione były drewnianymi okiennicami. Budynki gospodarcze (dawne chlewiki) usytuowane są najczęściej na zapleczu zabudowy mieszkalnej lub poza nią. Ogródki przydomowe oddzielały od ulicy drewniane płoty. Zamierzeniem architekta było nawiązanie do przywołanej wcześniej idei „osiedla-ogrodu”. Osiedle miało przypominać wiejską rodzinną atmosferę, w jakiej dorastała większość mieszkańców.
Powojenna bieda i walka o ziemniaki, czyli dawna „szluchta”
Uwagę przykuwa także niegdysiejsze ślepo zakończone torowisko wewnątrz „Ymy”, na styku ulic Mielęckiego i Wieczorka. Dziś cały teren został poddany rewitalizacji i pełni funkcję rekreacyjną. W przeszłości ślepa bocznica służyła do rozładunku węgla lub produktów spożywczych, będąc nieraz świadkiem dantejskich scen.
„Szluchta”, jak nazywali torowisko mieszkańcy (od niemieckiego słowa „Schlucht” – wąwóz) odżywała zazwyczaj na krótko jesienią, w latach po II wojnie światowej. Wtedy kopalnia „Emma” korzystała z bocznicy kolejowej do prowadzenia tak zwanej „akcji ziemniaczanej”. Setki ludzi przybywało w to miejsce z wózkami ręcznymi, koczując czasem dniem i nocą, w wyczekiwaniu na podstawienie wagonów z ziemniakami. Wtedy należało siłą wtargnąć do wagonu, by napełnić swoje worki przydziałową ilością kartofli, które w uspołecznionym handlu były wtedy niedostępne. Potem czekało się w długiej kolejce do zważenia swojej upragnionej zdobyczy – kartofli, które były zazwyczaj mniej lub bardziej przemarznięte.
Mogłabym tak godzinami, a i tak musicie przyjechać tutaj osobiście
Nasze miasta to prawdziwe skarbnice historyczne, chociaż bardzo często ślady przeszłości są zawoalowane i nieczytelne dla niewprawionego oka. Ale wiecie co? Trzeba jakoś zacząć. Kolejne małe kroczki w odkrywaniu własnego otoczenia sprawią, że w końcu zaczniecie widzieć historię wszędzie. Do tego właśnie Was zachęcam.
Źródła:
- materiały ze zbiorów prywatnych p. Stanisława Brzęczka z Rydułtów
- Andrzej Adamczyk „Reden, Mariahilf. Biertułtowskie kopalnie”
- Andrzej Adamczyk „Kopalnia węgla kamiennego Hoym – Ignacy. 1792 – 1967 – 2011”
- Eryk Holona, Błażej Adamczyk „Radlin. Wypisy do dziejów”

Może Cię zainteresować: