Joanna Stebel: Przodownik pracy w kryzysie, czyli jak upadała Elektrociepłownia Miechowice

Jest wrzesień 2023 roku. Wraz z grupą przyjaciół zwiedzamy Elektrociepłownię Miechowice, na terenie której prace rozbiórkowe właśnie nabierają rozpędu. Nie wiemy jeszcze, że za kilka miesięcy nad częścią zabudowań rozciągnie jednak pieczę wojewódzki konserwator zabytków. Nie wiemy też, w jakiej kolejności poszczególne elementy kompleksu elektrociepłowni będą zamieniały się w gruz.

Przesuwam palcami po zimnych urządzeniach nastawni. Czuję się jak w centrum zarządzania wszechświatem albo na mostku statku Enterprise i w zasadzie tyle samo wiem o sterowaniu elektrownią. Tym bardziej wygaszaną elektrownią. Rozdzielnia prądu stałego, uziemienia, rezerwa. Oprowadzający mnie po sterowni pracownik z wieloletnim doświadczeniem uśmiecha się, widząc moje zdziwienie.

Elektrociepłownia Miechowice w Bytomiu odchodzi do historii

Jeszcze wiosną 2023 roku coraz większymi susami w stronę historii zaczęła odchodzić hala maszyn. Pamiętam jej zapach i majestat, gdy jeszcze była kompletna. Równolegle pod naporem głodnych destrukcji gigantycznych maszyn zaczęła upadać kotłownia. Wkrótce runął pierwszy z elektrofiltrów. Zimno, majestatycznie i profesjonalnie. Budowlańcy nie próżnowali także w wakacje, z impetem rozpoczynając wyburzanie potężnych kotłów, które jeszcze parę miesięcy wcześniej podziwiałam w pełnej krasie.

Moja ostatnia wizyta na terenie wyburzanej elektrociepłowni w sierpniu 2024 roku boleśnie utwierdziła mnie w przekonaniu, że żadnego ratunku już nie będzie. Już dawno było na niego za późno. Trwał długi weekend, aura sprzyjała zabawom na świeżym powietrzu. Gwar i rozmowy wypełniały również powietrze w obrębie miechowickiego kolosa, jako że trwał tam… Zlot miłośników ASG.

Chociaż należy postawić sprawę jasno – choć Elektrociepłownia Miechowice jednoznacznie odchodzi już do historii, to trzeba ją uchronić przed zapomnieniem i wymazaniem z dziejów Bytomia. Jej cztery charakterystyczne kominy w chwili pisania tych słów nadal obecne w krajobrazie, były oczywistym widokiem dla kilku pokoleń. Widać je znad stawu zapadliskowego Brandka, z trasy kolei wąskotorowej, z okolic ruin bytomskiej karbidowni, z centrum handlowego Plejada czy też z Góry Gryca.

Mury giganta są pomnikiem pracy ofiar niewolniczej, jenieckiej pracy

Jak to już bywa w przypadku zakładów przemysłowych wzniesionych w nieludzkich czasach II wojny światowej, tak i mury miechowickiej elektrociepłowni są de facto pomnikiem ofiar niewolniczej, jenieckiej pracy. Oryginalny budynek wzniesiono rękami jeńców wojennych, przymuszonych przez hitlerowców do wyczerpującej pracy. W wywiadzie prasowym z końca 2023 roku Zygmunt Niemiec, opiekun elektrociepłowni, tłumaczył, że plan Niemców zakładał uruchomienie ośmiu kotłów oraz czterech turbozespołów. U schyłku wojny, w 1944 roku, działały trzy turbozespoły, a czwarty był na ukończeniu.

W ówczesnym układzie granic Beuthen, czyli dzisiejszy Bytom, jak i teren obecnych Miechowic, znajdowały się po niemieckiej stronie granicy. Co istotne, były to także tereny przygraniczne. Przebieg granicy regulowała, między innymi, rzeka Bytomka. Górny Śląsk był potężnym centrum przemysłowym, a działające na terenie dzisiejszej konurbacji katowickiej elektrownie w Szombierkach (Schomberg) oraz Zaborzu zaopatrywały w cenną energię elektryczną nie tylko kopalnie i huty, ale także domy czy też tramwaje. Stworzona w pobliżu kopalni węgla kamiennego „Preussengrube” (późniejsze „Miechowice”) nowa elektrownia miała być zabezpieczeniem energetycznym dla odległego o 200 kilometrów Wrocławia (Breslau) na wypadek ataku aliantów.

Tragedia w Miechowicach. Regularne mordy na ludności cywilnej

Historia pokazała jednak najgorsze możliwe oblicze wojny. Zimą 1945 roku na terenie Miechowic rozegrał się wyjątkowo bestialski rozdział Tragedii Górnośląskiej. 25 stycznia 291. dywizja wojsk sowieckich podeszła pod Bytom, zaś pułk 309 nacierał w stronę Miechowic, określanych jako silny punkt oporu. Atak na Miechowice nastąpił tamtego dnia między godziną 15 a 16. Miejscowości broniły improwizowane grupy stworzone z niedobitków z innych jednostek. Silny kontratak wojsk niemieckich nastąpił w Stollarzowitz, czyli dzisiejszych Stolarzowicach.

Pierwszą ofiarą cywilną walk w Miechowicach został Wincenty Bober, który zwyczajnie wyszedł z piwnicy aby zobaczyć, co się dzieje. Oprócz niego tamtego dnia zginęło około 30 osób. Wspominając nazwiska ofiar, nie wolno zapomnieć o księdzu Johannesie Frenzlu, który zginął w Stolarzowicach, do ostatnich możliwych chwil udzielając sakramentów. Jego ciało było tak zmasakrowane, że dało się je rozpoznać tylko po koloratce.

W dniach 26 i 27 stycznia przewaga w Miechowicach zmieniała się kilkukrotnie. Celem Niemców było wypchnięcie Sowietów do lasu miechowickiego. 26 stycznia trzech oficerów ze sztabu 309. pułku piechoty zostało rannych. 27 stycznia, po przegrupowaniu 118 korpusu i ruszeniu do walk, rozpoczęły się regularne mordy na ludności cywilnej. Tamtego dnia Miechowice trzykrotnie przeszły z rąk do rąk. W tym samym czasie miał miejsce początek ulicznych walk o Bytom. Ostatecznie Sowietom walczącym w Miechowicach udało się utrzymać przewagę.

Przyczyną tak ogromnej agresji była plotka o rzekomej śmierci nieznanego sowieckiego oficera, według której agresorem był chłopak z Hitlerjugend. W rzeczywistości była to jednak miejska legenda służąca jako przykrywka dla zbrodni popełnionych w dziesiątkach śląskich miast.

Zwłoki ofiar zbrodni miechowickiej grzebano w kocach i prześcieradłach, w mogile masowej zlikwidowanej w 1969 roku pod pretekstem budowy linii tramwajowej. Jej trasa miała rzekomo przebiegać w rejonie ulicy Warszawskiej. Rzecz jasna, taka linia nigdy nie powstała, gdyż realnie nigdy jej nie planowano. Chodziło tylko i wyłącznie o zatarcie śladów. Być może w obecnie istniejącej kwaterze głównej na cmentarzu szczątki ofiar mieszają się ze szczątkami oprawców…

Świetnie zaopatrzone śląskie zakłady przemysłowe stały się łakomym kąskiem dla Sowietów, którzy, celebrując krwawe zwycięstwo, rozpoczęli wywózkę do ZSRR wszystkiego, co przedstawiało wartość materialną. Jeszcze we wspomnianym styczniu 1945 roku czerwonoarmiści najprawdopodobniej doprowadzili szeroki tor do miechowickiej elektrowni i wywieźli na wschód ponad 800 wagonów sprzętu, również wspomniane kotły i turbozespoły.

Istnieje plotka, chociaż należy podkreślić brak możliwości jej potwierdzenia, że w latach 70. Związek Radziecki miłościwie postanowił odsprzedać Polsce mienie skradzione z elektrowni w Miechowicach. Ponieważ do transakcji nie doszło, to ciężko spekulować, czy w ogóle miała ona mieć miejsce.

Największa elektrownia w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej

W latach 50. XX wieku nasza bohaterka była największą elektrownią w kraju. 7 listopada 1953 roku, co z wielką pompą obwieściło „Życie Bytomskie”, prąd z Miechowic popłynął aż do huty imienia Bolesława Bieruta w Częstochowie. Swoją drogą, tego samego Bolesława Bieruta, który „pożyczył” pieniądze ze skarbca Organicznego Autonomicznego Województwa Śląskiego i, niczym prawdziwy rodzic po komunii dziecka, jakoś zapomniał je zwrócić. Samą autonomię zniósł 6 maja 1945 roku. Do dzisiaj jest to jedyny dekret Bolesława Bieruta, którego nie obalił żaden z rządów po 1989 roku.

Kolejny istotny punkt w historii rozwoju zakładu przypadł na rok 1955, kiedy to elektrownia osiągnęła moc 220 megawatów. Jak przystało na przodownika pracy z krwi i kości, walczącego w 1964 roku o tytuł Zakładu Pracy Socjalistycznej jako pierwszy zakład w energetyce, w poprzednim ustroju elektrownia nosiła imię Stanisława Drzymały. Był on górnośląskim działaczem komunistycznym oraz współorganizatorem Rad Robotniczych i Żołnierskich.

No właśnie, elektrownia! Dlaczego więc miejsce to przechodzi do historii jako elektrociepłownia? Ponieważ, podobnie jak jej starsza siostra z Szombierek, została przekształcona z elektrowni w elektrociepłownię. W przypadku Miechowic budowa układów ciepłowniczych rozpoczęła się w 1960 roku.

Obiektu na miarę łódzkiej "Fuzji" czy dąbrowskiej "Fabryki Pełnej Życia" już tu nie będzie

Stara, wyburzana obecnie część zakładu zakończyła działalność w 2019 roku. Wtedy teren zakładu pulsował jeszcze życiem, a pracownicy oraz ochrona skrupulatnie powstrzymywali głodnych wrażeń miłośników opuszczonych miejsc tak od strony ulicy Energetyków, jak i od strony zabrzańskiego Osiedla Młodego Górnika. Mimo to w internecie dość regularnie ukazywały się, mniej lub bardziej amatorskie, fotografie i filmy z wnętrz modernistycznego kompleksu. Dzisiaj okazują się one bezcennymi pamiątkami ukazującymi świat, którego już nie ma.

„Kask ochronny, rzecz to mała, ale za to głowa cała” – głosi nieco orwellowski minimural przy wejściu na odchodzącą w odmęty przeszłości halę maszyn. Niewątpliwie kask jest potrzebny na terenie kompleksu bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Skłamałabym, mówiąc, że nie żałuję miechowickiej elektrowni. Moje serce wręcz pęka, bo przecież organizacja przestrzeni w stylu łódzkiej Fuzji czy dąbrowskiej Fabryki Pełnej Życia miałaby tutaj ogromną szansę na sukces. Przestrzeń kulturalna zlokalizowana z jednej strony nieco na uboczu, z drugiej strony tuż przy trasie DK88 mogłaby pozytywnie wpłynąć na rozwój Miechowic, ale i całego Bytomia.

Mogłaby, ale to się już nie stanie.

EC Miechowice

Może Cię zainteresować:

Konserwator blokuje rozbiórkę zabytkowej elektrociepłowni w Bytomiu. "Zachowanie leży w interesie społecznym"

Autor: Michał Wroński

25/05/2024

Rewitalizacja szybu „Krystyna” i EC Szombierki z dofinansowaniem z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji

Może Cię zainteresować:

Rewitalizacja szybu „Krystyna” i EC Szombierki z dofinansowaniem z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji

Autor: Michał Wroński

10/09/2024

Szyb Krystyna, Bytom, wnętrze

Może Cię zainteresować:

Joanna Stebel: Cesarz jest pusty, czyli krótka historia długiego upadku symbolu przemysłowego Bytomia - wieży szybu Krystyna

Autor: Joanna Stebel

06/09/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon