I to napisawszy deklaruję, że już mi się to przydarzało i znów spróbuję to zrobić. Na razie tylko to pierwsze, bo na to drugie jeszcze chyba czas nie nadszedł.
Po przeczytaniu wielu książek i napisaniu kilku, po godzinach dyskusji i kłótni kategorycznie mogę zapewnić, że historia Górnego Śląska jest trudna, wkurzająca, pełna momentów i postaci wspaniałych, ale niepozbawiona także wstydliwych, bolesnych i takich, co do których Ślązak by wolał, żeby nigdy ich nie było.
Gdyby nie plebiscyt Śląsk byłby piękny i bogaty?
Dlaczego jest trudna? Bo prawo do niej rościli sobie i wciąż roszczą zarówno Ślązacy jak i Niemcy, Czesi i Polacy. I każdy z nich widzi ją głównie z własnej perspektywy, odmawiając innym prawa do własnego poglądu. Jednym z niewielu odstępstw od tej reguły była opasła „Historia Górnego Śląska”, współredagowana przez profesora Ryszarda Kaczmarka. Ale ilu się znajdzie takich, którzy z ręką na sercu pochwalić się może, że ją przeczytali, a przynajmniej do niej zajrzeli?
Historia Górnego Śląska jest też wkurzająca. Trudno się nie irytować, gdy się patrzy na zmarnowane okazje, błędy i głupie decyzje, które mściły się krzywdą, poniżeniem i często śmiercią.
W ostatnich latach z lubością jako przykład zmarnowanych okazji, błędów i głupich decyzji różne osoby podają górnośląski plebiscyt z 1921 roku. Zaraz zaczną robić to ponownie, bo w marcu wypadnie kolejna rocznica tego wydarzenia. Wieszają i znów wieszać będą psy na tych, którzy w plebiscycie agitowali do poparcia polskiej opcji. Wieszać będą bezpardonowo, odważnie, bo anonimowo. Nie przypominam sobie żadnej osoby, która by pod swoim wyrokiem się podpisała i w dodatku w miarę sensownie go uargumentowała.
Wcale mi przy tym nie chodzi o to, żeby kogoś bronić, ale brzydzę się linczu. W dodatku śmieszą mnie pohukiwania o tym, jaki ten Śląsk mógł być piękny, młody i bogaty, gdyby nie plebiscyt i to, co się po nim wydarzyło.
Co zrobimy z tą rocznicą?
Otóż nie! Opowieści o tym śląskim niebie są równie śmieszne i oderwane od rzeczywistości jak bajki o tak zwanej Wielkiej Lechii. Śląskie niebo w 1921 roku wszyscy wyobrażali sobie po swojemu: jedni w Niemczech, inni w Polsce, a nieliczni w czymś oddzielnym, śląskim. Jeśli się wczytać w to, co sami o tym myśleli, wcale z tym pragnieniem nieba nie różnili się od nas. Chcieli sprawiedliwej płacy (o pracę na Śląsku nikt nie musiał się specjalnie wtedy martwić) i poczucia, że nie są kimś gorszym na własnej ziemi. W marcu 1921 roku kazano im wybierać między Niemcami, które znali, i Polską, która była zagadką nawet dla samej siebie.
Trzeciej – śląskiej opcji w tym plebiscycie nie było, bo tak zdecydowały mocarstwa. Francuzów obchodziło tylko osłabienie Niemiec, Anglicy próbowali przypilnować równowagi, bo wiedzieli, że jej brak to ryzyko wybuchu kolejnej wojny. Jeśli już do kogoś można by składać zażalenie o to, że duża część Ślązaków poczuła się wystrychnięta na dudka, stawiałbym na tych pierwszych. I chętnie się pokłócę z tymi, którzy mają inne zdanie, ale wolę rzeczowe argumenty od okładania się maczugami inwektyw.
Na razie jednak maczugi są wciąż w modzie. Zamiast poczytać o tym, jakie racje mają inni, każdy woli upierać się przy swoich. To łatwiejsze od rozwikłania sporów o taką czy inną wojnę i sztandar, pod którym trzeba było walczyć i ginąć.
Rocznica marcowego plebiscytu będzie okazją, by każdy mógł się przekonać, czy o historii Górnego Śląska potrafimy i chcemy rozmawiać bez sięgania po maczugi. Ale jakoś nie robię sobie specjalnie dużych nadziei.