Kajzer Wiluś jest tu łatwo rozpoznawalny. Pikelhauba, pruski mundur, peleryna i może przede wszystkim charakterystyczny wąs, do którego pielęgnacji zatrudniał na cesarskim dworze fryzjera na specjalnie i tylko w tym celu utworzonym etacie.
Churchilla też nietrudno byłoby poznać, gdyby nie był tu stosunkowo szczupły - w końcu świat zapamiętał go jako tęgiego jegomościa i to najlepiej jeszcze z cygarem w ustach. Ale od czasu wykonania zdjęcia miał jeszcze kilkadziesiąt lat, by przytyć. Jest to bowiem fotografia z 1906 roku.
Powstała ona na manewrach wojskowych pod Wrocławiem. Niemcy i Wielka Brytania rywalizowały się już wtedy zaciekle w zbrojeniach morskich, na wyścigi budując wielkie pancerniki i krążowniki. Ale oficjalnie nie były sobie wrogie (nawet zawarta w 1904 r. entente cordiale miedzy Francją i Wielką Brytanią była początkowo sojuszem dość iluzorycznym). A panujące dynastie oraz arystokratyczne rody obu państw łączyły więzy pokrewieństwa i zażyłe stosunki towarzyskie.
Winston Spencer Churchill był wówczas początkującym politykiem. Zasiadał w ławach Parlamentu, ale objęcie pierwszych funkcji w rządzie miał dopiero przed sobą. Jednak, mimo swego mieszanego, angielsko-amerykańskiego pochodzenia (był synem lorda i Amerykanki) też należał do brytyjskich wyższych sfer. Kajzer zaś cenił sobie znajomości z ich przedstawicielami. Dlatego w dniu, gdy powstała wspólna fotografia Wilhelma II, raczej nie obyło się bez wspólnego cygara, a zapewne i czegoś mocniejszego. Tu zaś WSC możliwości miał ogromne (gdy w latach 40. był już premierem Zjednoczonego Królestwa, wypijał codziennie szklankę sherry przed śniadaniem i drugą do, następnie w ciągu dnia parę szklanek szkockiej whisky z wodą sodową, a wieczorem po butelce francuskiego szampana i 90-letniej brandy).
Jak było, tak było, w każdym razie Churchill nie ukrywał swego zachwytu Śląskiem. Miał ponoć powiedzieć wtedy, że to piękny kraj, za który warto umierać.