„Pamięć pogranicza” to krótkie historie przeplatane zdjęciami, o zapomnianych żydowskich miejscach na Śląsku i w Zagłębiu. „Wszystkie te kawałki drewna, ślepe ściany wyburzanych kamienic, klatki schodowe i martwe podwórka przemawiały do nas wielowiekową i piękną historią, jednocześnie stawiając nam przed oczami kataklizm, który zniszczył bezpowrotnie ten świat” – piszecie w tej książce. Czy to rodzaj waszego subiektywnego przewodnika po dawnym pograniczu, śladem zapomnianego żydowskiego świata?
Nie mieliśmy pomysłu stworzenia przewodnika. To nawet nie miała być książka! Te historie są do czytania w fotelu. Nie trzeba być na miejscu. My nie zawsze, odnosząc się do miejsca, piszemy stricte o nim. Czasami piszemy o fotografii związanej z tym miejscem albo jakimiś wspomnieniami. Myślę, że ludzie z Warszawy, Krakowa, Tel Avivu też spokojnie mogą to sobie czytać w fotelu, ale może ich to również zachęcić do wybrania się w trasę po dawnym pograniczu.
Wspomniałaś, że to nie miała być książka? Dlaczego więc przybrała taką formę?
W 2018 roku odbyliśmy fantastyczną podróż z naszym znajomym z Nowego Jorku Henrim Lustigerem-Thalerem. Jego matka pochodziła z Będzina, ojciec z Tarnowa. Chcieliśmy go wprowadzić w to, czym się zajmujemy. Pracuję w Gliwicach, w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich, gdzie zajmuję się historią Żydów niemieckich. W Będzinie, gdzie jest nasza fundacja Brama Cukermana, zajmujemy się historią Żydów polskich. Zaczęliśmy jeździć z Henrim po okolicy, pojechaliśmy z nim do Wielowsi, do Pyskowic, do Mysłowic, do Koźla. Pokazaliśmy mu Górny Śląsk. Pojechaliśmy też do Sosnowca. On stwierdził, że mamy szczęście, że tu żyjemy, bo oni w Stanach czy w Kanadzie „tego” nie mają. Mówił, że nie wszyscy mają to – wątpliwe moim zdaniem – szczęście.
Dlaczego wątpliwe?
Bo przecież dotykamy tego, bo się wydarzył Holokaust. Henri powiedział wtedy, że mamy najpiękniejszą pracę na świecie. Ja na to: Co ty opowiadasz? Ja bym wszystko dała, żeby Holokaust nie miał miejsca i wtedy mogłabym zajmować się czymś innym. Odpowiedział: Mówisz jak Żydówka. Ale ja tak czuję. Wtedy powiedział: „Zróbmy z tych naszych podróży jakiś projekt, ja wam wydam książkę naukową”. A z nas przecież żadni naukowcy. Jednak zaczęliśmy, pod jego namową, działać . Na początku w ogóle jakoś nie czułam tego projektu... Zrobiliśmy fotografie, pogawędziliśmy nad nimi i , miejscami które odwiedziliśmy, potem i złożyliśmy wnioski w 2021 roku do Stowarzyszenia Żydowskiego Instytutu Historycznego i do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego. Jedni i drudzy dali nam pieniądze na projekt „Pamięć pogranicza”, który miał polegać na sfotografowaniu 20 miejsc, które były naszym autorskim wyborem, i dopisaniu do nich cytatów, krótkich notatek historycznych - co to za obiekt - plus opowieści świadków historii, którzy widzieli np. jak płonęła synagoga oraz wypowiedzi aktualnych mieszkańców tych okolic.
Nie w formie książki?
To miał być prosty projekt. Jednak, gdy przysiadłam nad nim, to okazało się, że do każdego miejsca miałam milion myśli, przypominały mi się anegdoty, przyjazdy Żydów i ich hisotrie. Więc stało się tak, że do każdego miejsca uwiecznionego na fotografii powstały już nie notatki, a opowiadania, takie mini-eseje, wzbogacone o cytaty, relacje, fakty historyczne, ale wciąż takie nasze bardzo osobiste, prywatne. Niektóre historie rodziły się w trakcie pracy nad tym projektem. Np. opowieść o Naftalim i Cheskielu Besserze z Katowic i domach modlitwy na Tylnej Mariackiej. Żydzi polscy nie modlili się po 1922 roku w katowickiej synagodze, bo przecież wybudowali ją Niemcy. To są opowiadania złożone z myśli, anegdot, historyjek, ale też przywołujemy źródła, jak np. Księgi Pamięci.
Czyli śmierć też się tu pojawia?
Na początku naszej pracy myślałam, że będziemy skupiać na życiu, ale to, co stało się w czasie II wojny światowej ze światem żydowskim, z cywilizacją europejskich Żydów - od tego się nie da odciąć. Na końcu jest zawsze się to pojawi.