W drodze do redakcji obserwowałem roześmianych ludzi w kolejkach po pączki. Wiedziałem, że Ukraińcy wtedy ustawiali się w kolejkach po broń.
W drodze na materiał spotkałem matkę z chłopcem, który dostał być może swój pierwszy plastikowy pistolet. Nie zdążyło go nawet rozpakować z folii. Wkrótce okazało się, że Rosjanie zbombardowali przedszkole, a kilkoro dzieci zostało ciężko rannych.
W drodze do domu słyszałem dźwięki muzyki i głosy bawiących się w podziemnym lokalu studentów. Kilka godzin później mieszkańcy Ukrainy siedzieli w głuchej ciszy piwnic, nasłuchując, skierowanych na Kijów przez Władimira Putina, nalotów.
Przypomniało mi to jeden z najbardziej druzgocących utworów Czesława Miłosza - Campo di Fiori:
„W Rzymie na Campo di Fiori
Kosze oliwek i cytryn,
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów.
Różowe owoce morza
Sypią na stoły przekupnie,
Naręcza ciemnych winogron
Padają na puch brzoskwini.
Tu na tym właśnie placu
Spalono Giordana Bruna,
Kat płomień stosu zażegnął
W kole ciekawej gawiedzi.
A ledwo płomień przygasnął,
Znów pełne były tawerny,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli przekupnie na głowach.
Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.
Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
Śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.
Morał ktoś może wyczyta,
Że lud warszawski czy rzymski
Handluje, bawi się, kocha
Mijając męczeńskie stosy.
Inny ktoś morał wyczyta
O rzeczy ludzkich mijaniu,
O zapomnieniu, co rośnie,
Nim jeszcze płomień przygasnął.
Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
O tym, że kiedy Giordano
Wstępował na rusztowanie,
Nie znalazł w ludzkim języku
Ani jednego wyrazu,
Aby nim ludzkość pożegnać,
Tę ludzkość, która zostaje.
Już biegli wychylać wino,
Sprzedawać białe rozgwiazdy,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli w wesołym gwarze.
I był już od nich odległy,
Jakby minęły wieki,
A oni chwilę czekali
Na jego odlot w pożarze.
I ci ginący, samotni,
Już zapomniani od świata,
Język nasz stał się im obcy
Jak język dawnej planety.
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety”.
Jest to wiersz o tym, co w ludziach najgorsze, czyli o obojętności, ale i o nadziei, która wyraża się w ostatnich wersach, gdzie po wielu latach, na nowym Campo di Fiori, poeta wznieca bunt sprzeciwu wobec ludzkiej tragedii.
Choć w dniu wybuchu wojny, kiedy Rosja zaatakowała niepodległą Ukrainę, wróciłem do domu przybity bezsilnością, to szybko zdałem sobie sprawę z tego, że tym razem udało się wzniecić zapowiadany w utworze Czesława Miłosza bunt. Być może nie poecie, choć jego zasług dla budowania świadomości społecznej wykluczyć do końca nie możemy, ale ludziom. Ludziom dobrej woli, którzy zaczęli organizować zbiórki społeczne, transport dla uchodźców i miejsca noclegowe pod własnym dachem. Karuzela pod murami getta na moment przestała się kręcić.
Stan zawieszenia nie trwał zbyt długo. Po kilku dniach z internetowego dna wylazła rzesza botów i - niestety - prawdziwych ludzi, którym wszelkie formy pomocy dla obywateli Ukrainy zaczęły przeszkadzać. Choć coraz więcej osób wsiada na karuzelę, odetnijmy im prąd, aby nie ruszyli z miejsca.
PS W dniu wybuchu wojny obywatele Ukrainy zebrali się na katowickim rynku. Po kilku godzinach dołączyli do nich Polacy. Spotkali się pod... karuzelą.