KATowice – od pierwszej próby do największych koncertów. Gdy wymyśliliśmy tę wycieczkę na tegoroczne święto Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii, czuliśmy, że to świetny pomysł. W dodatku, idealnie skrojony pod Kierunek GZM - kapitalną inicjatywę mikrowypraw po różnych zakątkach Śląska i Zagłębia. Zapisy wydarzyły się błyskawicznie. Na naszym spacerze z Irkiem Lothem, założycielem i bębniarzem KATA spodziewaliśmy się niewiele ponad 30 osób. Przyszło dwa razy tyle.
Po pierwsze, w pełni skorzystaliśmy z gościnności Pałacu Młodzieży w Katowicach. To właśnie tam rozpoczęła się historia najważniejszego zespołu metalowego w Polsce. Około roku 1980 chłopaki z katowickiego Tauzena zaczynali tam swoje próby, jeszcze jako grupa instrumentalna, zanim, po przeglądzie muzycznym w Bytomiu, zjawił się u nich kędzierzawy młodzieniec o imieniu Roman. Byliśmy dziś we wnętrzach Pałacu Młodzieży, w których KAT zagrał swój pierwszy i drugi koncert. Rozmawialiśmy o początkach wielkiej kariery, o inspiracjach Deep Purple, a nawet o takich historiach, jak wspólny występ z grupą o nazwie Sabotaż (z Koszutki!), która w rzeczywistości stanu wojennego omal nie została przymknięta za nieprawomyślną nazwę.
Potem był spacer na północ - przez sąsiedztwo dworca PKP, z którego KAT odjeżdżał np. udowadniać jurorom Jarocina, że demówka, którą nagrał w studiu Radia Katowice, to ich dzieło, a nie starszych kolegów ze śląskiej sceny bluesa. Mijaliśmy dawną siedzibę Radia TOP, w którym śp. Kamil Durczok o mało nie wyrzucił z pracy prezentera, który o godz. 16. puścił singla z tekstem Kostrzewskiego o tym, jak "naga budzisz się w wielkich... jajach". Albo nieistniejącą księgarnię przy Młyńskiej, przed którą stało się godzinami po płyty KATA.
W pełnym słońcu, szukając cienia, doszliśmy pod Spodek, gdzie anegdoty piętrzyły się jedna za drugą. Jak akustycy schrzanili pierwszy koncert KATA z Metalliką w 1987. Jak Hetfield wypił pół flaszki żytniej w szatni. Jak chłopaki z Metalliki dziwili się, że chłopaki z KATA "tak ostro łoją". Jak podczas jednego ze słynnych występów na scenie Spodka, Kostrzewski przyjmował kielich ze sztuczną krwią od... pomalowanej na złoto striptizerki.
Tak, były konkursy. Irek Loth przygotował nagrody: archiwalne plakaty KATA z autografami i... serio: pierwsze wydanie debiutanckiego singla grupy z utworami "Ostatni tabor" i "Noce Szatana" (też z autografem). Byli fani KATA, więc z odpowiedziami na trudne pytania nie było problemu. Były zdjęcia, autografy i zbiorowy wniosek, by wszystko to, co wydarzyło się w śląskiej kulturze w XX wieku częściej wykorzystywać jako produkt turystyczny. Następnym razem znów w Katowicach, a może w Bytomiu, gdzie całe życie mieszkał Roman Kostrzewski i gdzie dziś ma swój skwer?
Może Cię zainteresować: