Twoje podatki wracają do miasta. Dlatego miasta tak o nie walczą
Znaczna część płaconego przez nas podatku dochodowego od osób fizycznych (PIT) wraca do naszej malej ojczyzny. Ponad 38 proc. do gminy, a niemal połowa do miasta na prawach powiatu jeśli w takim mieszkamy. Dla miast te pieniądze to kluczowy element ich budżetów. W 2020 r. wpływy z PIT stanowiły ponad 43 proc. dochodów własnych miast na prawach powiatu. Dlatego właśnie tamtejsze samorządy tak się skarżyły kiedy osoby do 26 roku życia zostały objęte zerowym PIT-em bądź, gdy podnoszono kwotę wolną od podatku. I dlatego też tak bardzo namawiają osoby, które choć faktycznie mieszkają na ich terenie, to rozliczają się w innym miejscu, do zwrócenia uwagi na to, gdzie składają swój PIT.
Poza odwoływaniem się do poczucia odpowiedzialności za małą ojczyznę wiele miast sięga po bardziej wymierne argumenty. Loterie z nagrodami (głównymi są nieraz samochody), zniżki w komunikacji miejskiej, bilety do aquaparku, dodatkowe punkty przy zapisie dzieci do przedszkoli i żłobków – wszystko to ma przekonać do rozliczenia PIT-u właśnie u nich.
Najzacieklej
o nowych podatników walczą duże miasta, bo tam rozbieżności
między oficjalnymi danymi, a stanem faktycznym są największe.
Ośrodki te przyciągają do siebie wiele osób z innych części
regionu, czy nawet Polski, które często jednak po staremu
rozliczają się w macierzystych stronach, choć w rzeczywistości
już tam nie mieszkają.
Katowice kuszą zniżkami oraz tańszym parkowaniem
Wśród namawiających do rozliczania się w faktycznym miejscu zamieszkaniu są m.in. Katowice, które wyliczają, że wpływy z PIT zapewniają niemal 700 mln zł w liczącym sobie 2,3 mln zł budżecie. Na zachętę oferują Katowicką Kartę Mieszkańca, a wraz z nią zniżki na korzystanie z instytucji kultury, sportu i rekreacji, dodatkowe punkty przy zapisie dziecka do żłobka, a wkrótce również tańsze parkowanie (do skorzystania z Karty trzeba się jednak zameldować, a nie tylko rozliczyć podatek w Katowicach).
Ilu
mieszkańców liczą sobie Katowice? Oficjalnie,
wedle danych tamtejszego
urzędu
miejskiego, w
stolicy
województwa
na koniec roku
2021 na
pobyt stały lub czasowy zameldowanych było 269,3
tys. osób. Nie
można jednak
tej
liczby traktować jako faktycznej liczby mieszkańców, gdyż
dane
Głównego
Urzędu
Statystycznego
z końca czerwca ubiegłego roku mówią
o
ponad 289 tys. katowiczan,
a trudno zakładać, że w ciągu pół roku społeczność miasta
skurczyła się o 20 tysięcy osób. Przy czym pytani przez nas
specjaliści nie
mają wątpliwości, że nawet
dane GUS-u nie oddają w pełni rzeczywistości i sugerują
by,
podobnie jak w wielu innych dużych miastach Polski, dołożyć
do tej
liczby jeszcze z 10 procent.
Woda i komórki prawdę ci powiedzą
Owe 10 procent to jednak wyłącznie sugestia. Chcąc w bardziej wiarygodny sposób ustalić ilu mieszkańców faktycznie zamieszkuje Katowice można skorzystać z działań podejmowanych przez inne duże miasta Polski, które również mają problem z wiarygodnymi danymi dotyczącymi liczby mieszkańców.
W Krakowie próbowano to oszacować analizując zużycie wody z miejskiej sieci (okazało się, że w mieście faktycznie przebywa ok. miliona osób podczas gdy oficjalne GUS mówiły o niespełna 780 tysiącach), podobnie zrobiono we Wrocławiu, gdzie - według szacunków MPWiK – mieszka ok. 825 tys. osób, choć oficjalnie zameldowanych jest ok. 584 tys. Z kolei w Poznaniu sięgnięto po dane z logowań telefonii komórkowej (pokazały one, że w mieście tym w godzinach wieczornych i nocnych przebywa ponad 630 tys. osób, podczas gdy dane GUS-u wskazywały na niespełna 544 tys. mieszkańców.