Polskie prawo umożliwia stosowanie marihuany leczniczej od 2017 roku. Można ją kupić w aptece od stycznia 2019, bo wtedy pierwsze dostawy suszu konopi trafiły do nas z Kanady.
Kamil
Piesiur z Pszczyny (wyraził zgodę na podanie pełnego nazwiska)
kolejny miesiąc staje przed katowickim Sądem Okręgowym pod
zarzutem nielegalnego wytwarzania środków odurzających –
marihuany. Pięć miesięcy siedział w areszcie, a teraz siedzi na
ławie oskarżonych. Proces toczy się już bardzo długo.
Lekarz wypisuje recepty, ale...
Policja
zabezpieczyła cztery dorodne krzaki konopi
– rosnące nielegalnie, ale z zakupionych legalnie nasion. Kamil Piesiur przyznaje,
że zaryzykował; potrzebował marihuanę, bo łagodziła nieznośne
bóle kręgosłupa. Przekonał się o jej skuteczności, gdy zdobył
porcję na „czarnym rynku”. Jednak lekarz prowadzący nie zgodził
się na leczenie marihuaną, traktując zioło jak używkę.
Tymczasem ten sam Kamil Piesiur jest od wielu miesięcy pacjentem
kliniki w Łodzi, gdzie lekarz zaleca 2 gramy marihuany dziennie i
wypisuje potrzebne recepty.
Prokurator
przedstawia własne racje. Z czterech krzewów, zdaniem biegłego
farmaceuty, oskarżony mógłby pozyskać 52 tysiące porcji
marihuany, bo krzaki ważyły 8 kg, a najmniejsza porcja na rynku to
0,15 grama. Obrońca, mecenas Stelios Alewras, kwestionuje te
wyliczenia.
– Dla
terapii istotny jest kwiatostan, a nie łodygi, które stanowią trzy
czwarte rośliny – wyjaśnia adwokat. – Gałęzie nie są
marihuaną, tak jak łodyga pomidora nie jest pomidorem. Marihuaną
są kwiaty tego zioła. Obrońca domagał się nowej opinii i z niej
wynika, że łodygi rzeczywiście marihuaną nie są.
Kamil
Piesiur wpadł w kolizję z prawem, gdy nie mógł jeszcze liczyć na
receptę. Sam więc zajął się uprawą. Nie ma dowodu, że posiał
konopie dla celów handlowych.
Inny sąd, sprawa podobna
Inna
sprawa, która toczy się przed Sądem Rejonowym w Tarnowskich
Górach, jest skutkiem tego, że pacjent otrzymał receptę, ale
marihuany w aptece brakowało i nie było wiadomo, kiedy będzie.
Więc chory, teraz oskarżony, sam zaczął uprawę konopi.
Tarnogórski sąd we wrześniu ubiegłego roku sprawę umorzył z
powodu braku szkodliwości czynu, ale Sąd Okręgowy w Gliwicach, po
zaskarżeniu tego orzeczenia przez prokuraturę, wrócił ją do
ponownego rozpoznania.