Wywiad z Mariuszem Śrutwą, byłym napastnikiem Ruchu Chorzów
Gdy rozmawialiśmy przed rozpoczęciem wiosennej rundy Ekstraklasy dawał pan Ruchowi Chorzów 30 proc. szans na utrzymanie. Okazało się, że to było bardzo optymistyczne założenie.
Na to wygląda, choć jest jeszcze teoretyczna szansa na utrzymanie. Nikła, bo nikła, ale jest takie prawdopodobieństwo wynikające z rozkładu meczy i przeciwników. Ruch ma przed sobą trzy spotkania z zespołami z końcówki tabeli. Należy wszystkie trzy wygrać, żeby myśleć o utrzymaniu i liczyć na korzystne wyniki w innych spotkaniach zespołów z dołu tabeli, które teoretycznie mają trudniejszych rywali. W związku z tym jest taka mała nadzieja, że jeszcze może być dobrze.
Ruch Chorzów ma 26 punktów, a Puszcza Niepołomice, która jest tuż nad strefą spadkową ma 33, więc jest nadzieja.
Niestety Radomiak który miał podobną liczbę punktów i bardzo trudne spotkania przed sobą z tej strefy uciekł. Lepiej by było gdyby Ruch miał teoretyczną możliwość przeskoczenia większej liczby zespołów. Zostały jednak tylko dwa w zasięgu Ruchu. W tym wszystki trzeba mieć trochę szczęścia i oby się udało.
Jakie są teraz procentowe szanse?
Z tych 30 proc., o których mówiłem to zostało może 5 proc.
Te 5 proc. to i tak optymistycznie. Trener Ruchu, Janusz Niedźwiedź, w jednym z ostatnich wywiadów mówił, że mają mniej niż 1 proc. szans na utrzymanie.
Pamiętam wypowiedzi trenera Niedźwiedzia sprzed jakiś trzech kolejek, w których twierdził, że wszystko jest jeszcze możliwe i bardzo szybko ten poziom optymizmu zmalał do minimum. Trochę się dziwię, bo przy rozpoczęciu rundy był znacznie większy i teraz, po dwóch wygranych, powienien się utrzymywać na podobnym poziomie, a nie zmaleć do 1 proc.
Wspomniał pan o dwóch ostatnich spotkaniach - ze Śląskiem Wrocław i Lechem Poznań. To kandydaci do tytuły mistrza Polski, a przegrali z kandydatem do spadku.
W tych meczach Ruch zagrał bardzo przyzwoitą piłkę, a przede wszystkim skuteczną. To jest to, co zawodziło wcześniej, kiedy Ruch stwarzał bardzo mało sytuacji strzeleckich. W tych spotkaniach bardzo ważnych - z Puszczą Niepołomice, Górnikem Zabrze, Widzewem Łódź – ciężko było mi się doszukać jakiejkolwiek myśli, koncepcji i planu na to, żeby zdobyć trzy punkty. To wszystko było od przypadku do przypadku i boisko to potwierdzało.
Wszystko wcześniej było źle?
Niektóre mecze można było uznać za fajne i dobrze rozegrane. Chociażby mecz z Jagiellonią Białystok i tylko brak szczęścia wpłynął na to, że nie było kompletu punktów. Mimo wszystko to za mało, żeby powiedzieć, że ta runda była udana. Choć kibic zawsze powinien do końca wierzyć i ja to czynię.
Wracając do tych dwóch ostatnich spotkań. Co się stało, że zespół, który nie potrafił wygrać z ligowymi średniakami wygrał z tym z czołówki?
Po pierwsze Ruch zaczał grać dwoma napastnikami i zaczął częściej stwarzać sytuacje, z jednym napastnikiem to słabo wychodziło na boisku. Ważny aspektem jest też sama pschychologia piłki i to co się dzieje w drużynie. Myślę, że wcześniej presja była tak duża, że niektórzy zawodnicy nieprzyzwyczajeni do grania na poziomie Ekstraklasy nie potrafili sobie z nią poradzić. Gdy ta presja z nich spadła i przestano od nich wymagać, bo pogodzono się już ze spadkiem, to nagle Ruch zaczął grać bardziej przyzwoicie. Ma trochę więcej szczęścia, te zagrania decydujące o stworzeniu sytuacji są lepsze i samych sytuacji jest więcej.
A może na koniec sezonu piłkarze chcą się pokazać, bo część pewnie będzie szukać nowych klubów?
Tak też może być, ale żeby na to pytanie dobrze odpowiedzieć, to trzeba być bliżej szatni.
Patrząc na cały mijający sezon, to co nie zagrało?
Jeden z powodów to bardzo nietrafione transfery. Ruch grając w niższych klasach rozgrywkowych posiadał charakter, była to drużyna, która miała pewien styl. Ruch Chorzów nie był wtedy drużyną pierwszego wybory do awansu, było wiele lepszych piłkarsko drużyn. Ruch posiadał jednak swój styl, charyzmę i to, co powodowało, że był drużyną i potrafił wykonywać zadania boiskowe do perfekcji. Potrafił zastępować braki wyszkolenia tą taktyczną dyscypliną, zaangażowaniem, pressingiem i to wszystko funkcjonowało bardzo dobrze.
Tego zabrakło w Ekstraklasie?
Siłą rozpędu, gdyby zostawiać tak, jak było i nadal opierać Ruch na takim stylu, dobrać tylko kilku zawodników pod ten styl, to by zadziałało. Postanowili jednak trochę zmienić styl, oprzeć grę na jakiś dwóch zawodnikach, którzy teoretycznie gwarantowali wyższy poziom piłkarski. Okazało się jednak, że ten wyższy poziom piłkarski był i tak za niski, wokół tych zawodników nie było solidnego wsparcia i zamiast polepszyć, to wszystko zostało zachwiane.
Czyli zmiana stylu gry, to był błąd?
Kluczowy błąd. Na fali euforii awans do Ekstraklasy mógł się przerodzić w to, że Ruch w pierwszych pięciu meczach zdobyłby osiem czy dziesięć punktów. Teraz przełożyłyby się one na inne miejsce w tabeli, na to, że ta pozycja w tabeli byłaby lepsza przez cały sezon, a piłkarzom grałoby się łatwiej z bagażem punktów, a bez bagażu presji związanej z walką z utrzymaniem.
Coś jeszcze miało wpływ na tak słabe wyniki?
Równie istotny jest brak konsekwencji. Uważam, że zmiany trenerów, przy całym szacunku dla nich wszystkich, doprowadziły do tego, że nie widać było konsekwencji w prowadzeniu zespołu i w tej chwili nie można powiedzieć kto jest głównym winowajcą prawie pewnego spadku. Pierwszy trener, Jarosław Skrobacz, został zwolniony w momencie, kiedy były przed nim najłatwiesze mecze w sezonie. I na dodatek wymieniony na swojego asystenta.
Ten ruch był dosyć niezrozumiały.
Nie rozumiem co ta zmiana miała wywołać, ponieważ to był jeden sztab ludzi i pracowali jednolicie. Więc przyszedł trener Jan Woś, który w czterech meczach osiągnął dobry wynik punktowy, ale stwiedzono, że nie wiadomo kto jest winien – ten pierwszy czy ten drugi i po czterech meczach trenerowi Wosiowi podziękowano i postawiono kogoś innego. W związku z tym trener Janusz Niedźwiedź może teraz powiedzieć, że wziął drużynę w beznadziejnej sytuacji. Doprowadzono do tego, że nie wiadomo, który trener ponosi największą winę za to, co jest obecnie.
Spadek jest prawie pewny. Co to będzie oznaczać dla Ruchu Chorzów?
Będzie to trzęsienie ziemi i sprawdzian przede wszystkim dla władz klubu, ponieważ będzie to dla nich pierwsze przeżycie negatywne. Pierwszy sygnał, że nie zawsze się wszystko udaje. Będzie to także duży uszczerbek finansowy dla klubu, bo pieniądze w Ekstraklasie są znacznie większe niż w 1. lidze. A niektórym zawodnikom trzeba będzie płacić, bo zgodnie z obecnymi przepisami nie jest łatwo rozwiązać kontraktów zawieranych na poziomie ekstraklasowym. A Ruch nie należy do krezusów i raczej zwykle jest pod kreską.
Trzeba będzie także budować drużynę na 1. ligę.
To będzie kolejny problem - znaleźć zawodników, którzy w tej trudnej 1. lidze będą w stanie zagwarantować taką jakość, że nie będzie to równia pochyła, jak za poprzednim razem. Mam nadzieję, że uda się zbudować taki zespół, żeby Ruch w kolejny sezonie, po ewentualnym spadku, walczył o awans, a nie bronił się przed kolejnym spadkiem. Będzie to na pewno duże wyzwanie, przede wszystkim dla osób zarządzających klubem.
Ta „niebieska zmiana” we władzach Chorzowa pomoże Ruchowi?
Na pewno nie będzie gorzej. Ta zmiana będzie oznaczać, że łatwiej będzie planować finanse i budżet klubu oraz to wszystko, co związane będzie np. z budową stadionu. Wszystko będzie bardziej klarowne dla sensownego prowadzenia klubu.
Wierzy pan, że teraz nowy stadion dla Ruchu Chorzów powstanie? Jeżeli nie zbuduje go prezydent Szymon Michałek, to chyba nikt go nie zbuduje.
Myślę, że powstanie. Z rozmów z prezydentem Michałkiem wiem też, że ma właściwe podejście do budowy stadionu. W jego wypowiedziach często było słychać, że ten stadion powinien mieć dodatkowe funkcje, które pomogą go utrzymywać. Trzeba znaleźć sposób i jakiś „złoty środek”, by ten stadion w miarę szybko wybudować, a jednocześnie nie popełnić błędu wielu innych polskich miast, w których pod naciskiem chwili zbudowano stadiony, a teraz są problemy z utrzymaniem tych obiektów. Potrzeba w tej sprawie dużo spokoju i chłodnej kalkulacji.
Może Cię zainteresować: