Lukasz litewka posel

Kim jest Łukasz Litewka, polityczna sensacja z Zagłębia? "Ja dobry sąsiad, nie jakieś wyreżyserowane zjawisko"

Nie będę mówił jak Mentzen, że idę do Sejmu przewracać jakiś stolik. Pokornie idę tam wykonywać swoją pracę, znaleźć tam dla siebie miejsce, zrobić coś dobrego. Moja kampania pokazała, że można inaczej. A 40 tysięcy głosów… Nie chcę opowiadać, że mnie to wzrusza, ale... to jest na pewno odpowiedzialność. To nie były głosy na jedynkę na liście, tylko na Litewkę, który na tej liście był ostatni, na człowieka, który od lat jest blisko ludzi - mówi Łukasz Litewka, sensacja tych wyborów parlamentarnych, nowy poseł Nowej Lewicy z Zagłębia Dąbrowskiego.

Znajomi z Facebooka nie głosują, tak mówili.
Tak mówili. I jest wynik. Najlepszy w całym Zagłębiu Dąbrowskim. Trzeci wynik Lewicy w Polsce. Nie chcę kozaczyć, ale chyba nieźle?

Nieźle. Wiem na pewno, że psy nie głosują.
A ja już nie bardzo, patrząc na mój wynik (śmiech).

Kto wymyślił te psy na plakacie wyborczym?
Mam to szczęście, że otaczam się dobrymi ludźmi. Z jednym z nich zastanawialiśmy, jak zrobić w tej kampanii coś kreatywnego, innego niż wszyscy zawsze pokazują. Bo, mówiąc szczerze, wszystkie te kampanie są na jedno kopyto. Więc wpadliśmy na pomysł, że jak przesunę się na banerze trochę w lewo…

Z własnej perspektywy, pan się przesuwał w prawo.
Ale z punktu widzenia wyborcy, w lewo (śmiech). Czyli to, co mi całkiem odpowiada. Najlepsze, że proponowałem, by każdy, komu mój plakat się spodobał, mógł go skopiować ideę. Może dzięki temu ktoś adoptowałby psa ze schroniska. Nikt się nie skusił, poza… jednym schroniskiem.

Plakat wyborczy Łukasza Litewki.
Plakat wyborczy Łukasza Litewki.

Ten wynik. Ponad 40 tys. głosów. Skąd on się wziął według pana?
Pomaganie ludziom, pomaganie zwierzętom to nie był pomysł na kampanię. Moja kampania trwa od 9 lat, gdy zaczynałem swoją działalność, opartą często na drobnych, czasem groteskowych inicjatywach. Ktoś może zapamiętał, że Litewka to ten gość od pralek, które załatwiał potrzebującym. Ok. Ale jak powiedział mi mój przyjaciel, pomaganie ludziom, szczerość zawsze popłacają. Gdy w niedzielę spływały wyniki z poszczególnych komisji, zobaczyłem, ile głosów dostałem w Psarach: 160. Zupełnie szczerze: ja nawet w Psarach nigdy nie byłem. Jestem pokorny i widzę, że moja działalność została doceniona przez wyborców.

A Włodzimierz Czarzasty? Dzwonił?
Dzwonił.

Docenił?
Pogratulowaliśmy sobie wzajemnie. Pan Włodzimierz powiedział mi, że cieszy się z mojego wyniku, bo dzięki niemu Zagłębie Dąbrowskie to jedyny okręg w Polsce, w którym Lewica zdobyła dwa mandaty. Wykręciliśmy rekord – 22 procent poparcia, prawie trzy razy więcej niż w całym kraju.

Kandydat z ostatniego miejsca wprowadza na swoich plecach do Sejmu szefa partii, w dodatku spadochroniarza w Sosnowcu. Tego jeszcze nie było.
Co ja mogę więcej powiedzieć? (śmiech).

Lewica nie zaprosiła pana na wieczór wyborczy?
Nie zaprosiła.

Może nikt nie przypuszczał, że trzeba zapraszać gościa z ostatniego miejsca, tak jak nikt nie wierzył, że ten gość wejdzie do Sejmu z futryną.
Zaproszono wszystkich kandydatów. Więc może koledzy wierzyli w kandydatów z szesnastego czy trzynastego miejsca.

A o to pan Czarzastego zapytał?
Akurat Czarzasty jest tutaj chyba najmniej winny, bo on był gospodarzem wieczoru wyborczego w Warszawie. Tu organizowali lokalni działacze, lewicowi prezydenci. Nie chcę się nad nikim pastwić, ale klimat musiał być, że tak powiem: „creepy”, gdy cała śmietanka siedzi sobie w sali, zajewajka już zjedzona, spływają pierwsze wyniki i to z Jaworzna, no i… wszyscy ci faworyci zaczynają się zbierać do domów.

To pierwsze zderzenie z urokami partyjnej polityki?
W tym sporcie zawsze zdarzają się jakieś wojenki, ale ludzie lokalnie powinni się ze sobą dogadywać. Z prezydentem Chęcińskim (Arkadiusz Chęciński – prezydent Sosnowca, przyp. red.) mieliśmy kiedyś nie najlepsze relacje, a dziś rozmawiamy normalnie, nawet dzwonimy do siebie, akceptujemy się, bo mamy wspólny cel, którym jest Sosnowiec i Zagłębie Dąbrowskie. Sosnowiec to nie jest idealne miejsce na Ziemi, ale bez wątpienia zmienia się na lepsze. Idziemy do przodu.

Co wyjdzie z tych pańskich pretensji pod adresem partii?
Nie wiem, co wyjdzie, bo ja tu niczego nie rozgrywam. Ja w ogóle nie jestem żadnym rozgrywającym, jestem wręcz pionkiem w tej partyjnej układance. Dobrze mi z tym, chce wykonywać swoją robotę dla ludzi. Nie wiem, co wyjdzie, wiem, co jest. A jest mi po ludzku smutno. Nie był to mój pierwszy start, cztery lata temu otarłem się o mandat poselski, zdobyłem 12 tysięcy głosów, startując z piątej pozycji. I w kolejnych wyborach ląduje na ostatnim miejscu na liście.

Myślałem, że to był pański pomysł. Ponoć ostatnie miejsce lepsze niż piąte czy szóste.
Miałem możliwość powalczyć… Powtarzam: powalczyć o szóstą, siódmą czy ósmą lokatę. Stwierdziłem, że nie będę się przepychał, dajcie mi ostatnie miejsce. Spojrzeli na mnie jak na wariata. Może jestem naiwny, a może nie i istnieje taka partia, która zobaczyłaby takiego Litewkę i powiedziała: „Stary, widzimy twoją robotę, widzimy, że masz pomysł na siebie. Weź jedynkę, pociągniesz listę, takich ludzi potrzebujemy”. W moim przypadku było odwrotnie: spychano mnie w dół, dodawano kandydatów, którzy mieli odebrać mi głosy. Machnąłem na to ręką, niesmak pozostał.

Pytanie: „Kim jest ten Litewka?” zadawali sobie w poniedziałek nie tylko wyborcy Lewicy w całej Polsce. Jak brzmi odpowiedź?
Jest zwykłym facetem, który pojawił się w polityce i tak jak wszyscy, nie ma ochoty słuchać już tych ciągłych awantur w Sejmie. To, jaką łatkę ma dziś polityk w Polsce, jest dziś wyłącznie zasługą samych polityków. Każdy patrzy na jakiś interes, nikt nie patrzy na konsekwencje. Nie będę mówił jak Mentzen, że idę do Sejmu przewracać jakiś stolik. Pokornie idę tam wykonywać swoją pracę, znaleźć tam dla siebie miejsce, zrobić coś dobrego. Moja kampania pokazała, że można inaczej. A 40 tysięcy głosów… Nie chcę opowiadać, że mnie to wzrusza, ale... to jest na pewno odpowiedzialność. To nie były głosy na jedynkę na liście, tylko na Litewkę, który na tej liście był ostatni, na człowieka, który od lat jest blisko ludzi.

Poseł Litewka w klubie Lewicy?
Tak, na pewno. Ja jestem stały w uczuciach, a z Lewicą jestem związany od 9 lat. Oczywiście, chciałbym też, żeby moja partia się zmieniała – do Sejmu weszło sporo młodych ludzi. Widzę w tym pewien kapitał na przyszłość.

A gdyby ktoś zadzwonił do pana z PiS, które może jeszcze próbować montować większość w Sejmie?
Staram się mieć twarde zasady w życiu. 40 tysięcy ludzi mi zaufało i dla mnie to zobowiązanie. Gdy spojrzymy na to, jaki los spotkał Wojciecha Kałużę, nikomu do głowy nie przyjdzie, by zrobić coś podobnego.

Ok, to jakieś wady pan ma?
Jak każdy. Ja nie jestem jakimś wyreżyserowanym zjawiskiem. Jestem normalnym gościem, który stara się pomagać ludziom. Ale wiem też, że nie robię niczego niezwykłego – nie wynalazłem leku na raka. Załatwiłem komuś pralkę, karmę dla psów, kogoś gdzieś zawiozłem… To są najprostsze rzeczy i nie robię z siebie geniusza polityki. Raczej wolę, żeby ludzie patrzyli na mnie jak na dobrego sąsiada, na którego mogą liczyć.

A sam jeździ pan ostrożniej, uważa na punkty karne?
Rozumiem, że dziś prześwietla się mnie z każdej strony, ale to żadna sensacja. Kilka lat temu pisałem nawet oświadczenie, w jakich okolicznościach przekroczyłem punkty karne i straciłem prawo jazdy. Ktoś zrobił zdjęcie mojemu autu zaparkowanemu pod urzędem. Tylko nikt dziś nie dodaje, że uprawnienia do kierowania straciłem już po zrobieniu tego zdjęcia. Gdy jechałem na sesję, mogłem prowadzić samochód.

Ta działalność charytatywna to cel działalności publicznej czy trampolina do niej?
Cel, zdecydowanie. 9 maja zaczęliśmy zakładać fundację, żeby mieć narzędzia do organizowania akcji na większą skalę. Zbiórka dla pielęgniarki z Szopienic, która straciła nogę, trwała chyba 30 minut. Zebraliśmy 60 tys. zł, dzięki którym pani Maria będzie mogła się samodzielnie poruszać. Do schroniska dla zwierząt w Sosnowcu zorganizowaliśmy transport 14 samochodów dostawczych z pościelą i kocami. Razem z Fundacją Castorama udało się wyremontować dom dziecka w Mysłowicach. To jest moja pasja. Wierzę, że polityka może mi dać jeszcze większe możliwości w tym zakresie.

Łukasz Litewka z pralkami przekazywanymi potrzebującym.
Łukasz Litewka z pralkami przekazywanymi potrzebującym.

A pan faktycznie jest lewicowcem z sercem po lewej, czy z tą lewicą jakoś tak wyszło i zostało?
10 lat temu zostałem zwerbowany i gdy dziś patrzę na program mojej partii, to pod wieloma postulatami mogę podpisać się dwoma rękami. In vitro, żłobki, mieszkania na wynajem dla młodych ludzi, renta wdowia… Świetne pomysły, które popieram w stu procentach.

A co jest do załatwienia w Zagłębiu, z większych spraw?
Infrastruktura drogowa, ta krajowa. Dworzec w Maczkach, w którym wstrzymano remont i stoi pusty. Dziękuję posłowi Mateuszowi Bochenkowi, który zaprosił mnie do zespołu parlamentarnego zajmującego się sprawami Zagłębia. Na pewno przystąpię.

Węzeł Klimontów na S1, remont zamku w Będzinie i dworzec w Maczkach właśnie – to były trzy sztandarowe obietnice przewodniczącego Czarzastego. Cztery lata minęły i co dalej?
To wciąż aktualne problemy. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale gdy w Polsce zmieni się rząd, Lewica będzie miała dużo większą siłę argumentów niż przez wcześniejsze cztery, czy nawet osiem lat. Dziś Sosnowiec ma czterech posłów i senatorkę. Nie pamiętam takiej sytuacji w przeszłości.

Te zespoły parlamentarne nie mają żadnej siły oddziaływania, w dodatku bywają zdominowane są przez jedną partię.
Dziś można mieć pretensje przede wszystkim do posłów PiS, którzy rządzili przez ostatnich 8 lat. Nie mogę odpowiadać za skuteczność posłanki Ewy Malik, której – przepraszam za szczerość – przez kilka lat w Sosnowcu nie widziałem. Jeśli niebawem opozycja ma stworzyć wspólny rząd, to nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie byli w stanie skutecznie powalczyć o kilka zagłębiowskich tematów. Jeśli i nam się nie uda, pierwszy powiem, że ta kadencja była naszą porażką.

Wspomniał pan o relacjach z prezydentem Sosnowca. Czy to prawda, że sam zamierza pan nim zostać?
Nie wykluczam tego. Ale uważam też, że prezydent Chęciński robi dobrą robotę w naszym mieście. Sosnowiec się rozwija, jest wiele rzeczy, z których można być zadowolonym. Choćby egzotarium. Nie wiem, jakie plany ma prezydent, nie wiem, czy będzie to jego ostatnia kadencja….

„Nie wykluczam”, czyli być może wystartuje pan wiosną w wyborach prezydenckich w Sosnowcu?
Raczej widziałbym to w dalszej przyszłości. Z 40 tysięcy ludzi, którzy na mnie zagłosowali, z samego Sosnowca jest 17 tysięcy. Reszta to całe Zagłębie. I parę miesięcy po wyborach Litewka wjeżdżający na białym koniu do swojego miasta to byłoby chyba nie fair wobec mieszkańców Dąbrowy, Jaworzna, Zawiercia, którzy dali mi szansę. Po tej kadencji parlamentu będę miał dopiero 38 lat. Wierzę, że jeszcze wiele przede mną.

Łukasz Litewka

Może Cię zainteresować:

Najwięksi wygrani wyborów do Sejmu i Senatu RP. Ucieczka przed gilotyną i 308 głosów różnicy

Autor: Patryk Osadnik

18/10/2023

Wojciech Kałuża 1

Może Cię zainteresować:

Marcin Zasada: Już tylko propagandzistom marzy się powtórka największego szwindla w historii śląskiej polityki

Autor: Marcin Zasada

18/10/2023

Barbara Dziuk wręcza czeki

Może Cię zainteresować:

Mówili o niej: "Czarna Marylin Monroe". Barbara Dziuk uścisnęła każdą dłoń w powiecie, teraz żegna się z Sejmem

Autor: Patryk Osadnik

20/10/2023