Wróg naszego wroga jest naszym sojusznikiem, czyli jak to przed wyborami było
Autor skierowanych do Maciej Laska słów wprost przyznał, że on i jemu podobni przed październikowymi wyborami parlamentarnymi przekonywali w swoich małych ojczyznach do głosowania na obecną władzę ludzi, którzy do tej opcji niekoniecznie wcześniej pałali sympatią.
Zdecydowaną antypatię żywili jednak do forsowanego przez poprzedni rząd projektu Centralnego Portu Komunikacyjnego, a szczególności linii szybkiej kolei, która miała do niego prowadzić po drodze przecinając ich gminy, domy, gospodarstwa rolne, czy firmy. A że spora część polityków ówczesnej opozycji przyjęła na sztandary hasło „Nie dla CPK” i aktywnie włączyła się w pikiety, więc protestujący mieszkańcy uznali, że „wróg naszego wroga jest naszym sojusznikiem” i warto mu udzielić poparcia.
Efekty
dało
się zauważyć analizując wyniki
wyborów
w gminach np.
powiatu mikołowskiego
-
w
miejscowościach, które miałaby
przeciąć kolejowa „szprycha” PIS
uzyskał wyraźnie słabszy
wynik
niż w
roku 2018 dając
się wyprzedzić Koalicji Obywatelskiej. Stało
się tak mimo że lokalni politycy
PiS
zdając sobie sprawę ze społecznych nastrojów
starali się zachować dyplomatyczne milczenie w
kwestii sztandarowej inwestycji własnego rządu.
Czas rozliczeń, czyli wyborcy czekają na deklaracje. I się niecierpliwią
Polityczne poparcie miało jednak swą cenę i dziś, ponad cztery miesiące po wyborach, wierzyciele (czyt. wyborcy ze śląskich gmin) zaczynają się niecierpliwić. Podczas wtorkowego spotkania w Katowicach Maciejowi Laskowi oberwało się za to, co powiedział (wchodząc w rozważania o ewentualnych technicznych korektach inwestycji, co uznane zostało za wolę jej realizacji), ale przede wszystkim za to, czego nie powiedział. A nie powiedział, że projekt szybkiej kolei przed górnośląskie gminy „teraz i zaraz” idzie do kosza.
Ba,
nie był w stanie nawet obiecać, że CPK wstrzyma procedowanie
swojego wniosku o wydanie decyzji środowiskowej dla tej inwestycji,
czego
oczekiwali protestujący mieszkańcy i samorządowcy (w
tym przypadku decyzja ta wynika z kwestii finansowych).
Uczestniczący zaś w spotkaniu Piotr Malepszak, odpowiedzialny za
kolej wiceminister infrastruktury dał zaś
jasno
do zrozumienia, że nie widzi mocnych argumentów do skierowania
rozmowy o kolejowym połączeniu Katowice – Ostrawa wyłącznie
do liftingu starej trasy przez Tychy, Pszczynę i Zebrzydowice i
że więcej perspektyw ma trasa przez Jastrzębie Zdrój.
Logika inżynierów kontra logika polityków
Co to wszystko oznacza? Dla samej inwestycji na razie nic. Być może powstanie, być może nie, a być może realizowana będzie w kształcie tak odległym od scenariusza wyjściowego (np. przy większej integracji z infrastrukturą planowaną w ramach mającego społeczne przyzwolenie programu Kolej Plus), że stanowić będzie w gruncie rzeczy zupełnie inny projekt od tego, który został przedstawiony.
Przedstawiciele nowej ekipy jak mantrę powtarzają słowo „audyt” przekonując, że bez niego nie będzie żadnych strategicznych decyzji. W logice inwestycyjnej jest to zrozumiałe. W świecie idealnym o takich projektach powinny przesądzać analizy specjalistów od ekonomiki transportu, przedsięwzięć infrastrukturalnych oraz europejskich sieci kolejowych (bo przecież w linii 170 tak naprawdę chodzi o jej transgraniczny wymiar).
Analizy oznaczają jednak „dzielenie włosa na czworo” i przyglądanie się niuansom. Czyli coś, do czego partyjna logika, serwująca proste, zero – jedynkowe odpowiedzi i hasła o przebijaniu „nadętego balona CPK” nie pasuje. Jeśli nowe analizy wykażą, że linia kolejowa 170 w jakiejś formie ma sens, to regionalni politycy PO będą mieli nie lada problem z wytłumaczeniem tego tej części swoich wyborców, która zaangażowana była w protesty przeciwko kolei do CPK.
I wtedy oni, podobnie jak we wtorek Maciej Lasek, mogą usłyszeć, że kiedyś byli po stronie ludzi, a dziś już nie. Dla inżyniera i budowlańca to niewiele oznacza, dla polityka zawsze stanowi powód do strachu.
Może Cię zainteresować: