W
piątek, 6 maja, w Wyższym Urzędzie Górniczym w Katowicach odbyło
się pierwsze posiedzenie komisji, która ma wyjaśnić przyczyny i
okoliczności tragicznego w skutkach wybuchu metanu w KWK „Pniówek”
w Pawłowicach. Jej przewodniczącym został wiceprezes WUG-u dr inż.
Krzysztof Król.
- Praca komisji w pierwszej kolejności będzie polegać na analizie wszystkich dostępnych materiałów. Później będziemy czekać, aż możliwe będzie wejście do zagrożonego rejonu i przeprowadzenie wizji lokalnej, która najprawdopodobniej pozwoli na precyzyjne wskazanie przyczyn i okoliczności tragedii - uważa Krzysztof Król.
Komisja podzieliła się na cztery zespoły:
- zespół ds. analizy sposobu przewietrzania, zagrożenia metanowego i pożarowego. - To temat bardzo szeroki. Od sieci wentylacyjnej, przez możliwości nagromadzenia się metanu, zagrożenie pożarowe, po inicjał wybuchu - wyjaśnia Krzysztof Król;
- zespół ds. przeprowadzenia akcji ratowniczej;
- zespół ds. otamowanego rejonu, który określi czas i warunki prawidłowego otwarcia rejonu ściany N-6, gdzie doszło do wybuchu;
- zespół ds. zabezpieczenia przed wybuchem pyłu węglowego. - Wszystko wskazuje na to, że zapory zadziałały prawidłowo, ale musimy to zbadać dla pełnego obrazu sprawy - podkreśla przewodniczący komisji.
Krzysztof Król zakłada, że ostateczny raport komisji poznamy w ciągu roku. Wszystko jest jednak uzależnione od tego, kiedy i czy w ogóle uda się wejść w rejon ściany N-6. Natomiast rozpoczęły się już przesłuchania, również górników, którzy znajdowali się w pobliżu miejsca tragedii. Osobne czynności prowadzi Prokuratura Okręgowa w Gliwicach.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział również komisję, która będzie nadzorować... komisje. Tę od wybuchu metanu w KWK „Pniówek” i tę od wstrząsu w KWK „Zofiówka”. Nadkomisja - tak czy inaczej - będzie korzystać z materiałów, które zgromadzą komisje. - Jeżeli tak światłe umysły będą miały pomysły na znalezienie nowych wniosków, to będą mogły nam je przekazać - powiedział Krzysztof Król. W nadkomisji znajdzie się m.in. wiceminister ds. górnictwa Piotr Pyzik.
Tragedia w KWK „Pniówek”. Siedmiu górników zostało pod ziemią
Pierwszy wybuch metanu w KWK „Pniówek” nastąpił 20 kwietnia kwadrans po północy w ścianie N-6 na poziomie tysiąca metrów pod ziemią. W zagrożonym rejonie przebywało 42 górników. Kiedy doszło do drugiego wybuchu, na dole byli już ratownicy, którzy chcieli pomóc swoim kolegom.
Bilans ofiar rósł z godziny na godzinę. Najpierw na powierzchnię zaczęto wydobywać ciała górników, którzy zginęli bezpośrednio w wybuchu. Później, z powodu rozległych oparzeń ciała i dróg oddechowych, zaczęli umierać poszkodowani, którzy trafili do Górnośląskiego Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.
Może Cię zainteresować:
Nożownik z Bielska-Białej usłyszy zarzut usiłowania zabójstwa nastolatki
- Stało się ogromne nieszczęście. Ratownicy zawsze pięknie mówią, że idą po żywego człowieka i zawsze trzeba się starać dotrzeć jak najszybciej do tych ludzi, ale sytuacja jest naprawdę bardzo, bardzo ciężka - mówił przed kopalnią premier Mateusz Morawiecki.
Ratownicy przez wiele godzin próbowali przedostać się w rejon ściany N-6. Niestety stężenie metanu wciąż było na tyle wysokie, że musieli posuwać się do przodu bardzo, ale to bardzo wolno, cały czas przedłużając lutniociąg, czyli instalację, która umożliwiała tłoczenie czystego powietrza.
- Bez dodatkowego doprowadzenia powietrza, wejście ratowników w ten rejon byłoby niemożliwe. Musieliśmy wycofać ludzi i wykonać odrębną wentylację - wyjaśniał prezes JSW Tomasz Cudny.
Zagrożenie stale rosło, a tysiąc metrów pod ziemią doszło do kolejnych wybuchów. W sumie było ich około dwudziestu. W związku z tym podjęto trudną decyzję o odcięciu niebezpiecznego rejonu od reszty zakładu, poprzez budowę tamy przeciwwybuchowej.
- To są bardzo trudne decyzje, musimy jednak myśleć o bezpieczeństwie ratowników. Wysyłanie ich w tak niebezpieczny rejon byłoby ryzykowne i tym samym bardzo nieodpowiedzialne - tłumaczył Tomasz Cudny.
W odciętym rejonie pozostało siedmiu górników, których poszukiwania zostaną wznowione, kiedy sytuacja pod ziemią się poprawi. Może to potrwać nawet kilka miesięcy. Zmarło w sumie dziewięciu pracowników KWK „Pniówek”, a siedmiu nadal przebywa w Centrum Leczenia Oparzeń.