Przed
tygodniem śląski urząd wojewódzki podał, że na jego konto
wpłynął blisko miliard złotych na dodatki węglowe. Pieniądze
zostały od razu przekazane do gmin całego regionu, a te rozpoczęły
ich wypłatę osobom, którym przyznano już te świadczenie.
Urzędnicy w gminach mogli odetchnąć, gdyż atmosfera robiła się
coraz bardziej nerwowa. Zgodnie z pierwotnym brzmieniem ustawy o
dodatku węglowym na jego wypłatę było bowiem 30 dni od złożenia
wniosku (które można było
składać od 17
sierpnia), więc
mieszkańcy dopominali się o pieniądze, a samorządy twardo stały
na stanowisku, że bez
otrzymanej dotacji nie ma
mowy o wypłacie tych świadczeń z własnego
budżetu
i późniejszym liczeniu na refundację od państwa.
Jeszcze niedawno minister nie wyobrażała sobie kontroli
Pierwsza transza rządowych pieniędzy nieco uspokaja nastroje, ale sytuacja wciąż daleka jest od stabilnej. Po pierwsze dlatego, że wnioski, które spłynęły z gmin regionu do urzędu wojewódzkiego opiewają na kwotę 2,8 miliarda złotych, a zatem prawie trzykrotnie większą od tego, co do tej pory otrzymaliśmy. Po drugie zaś dlatego, że dzięki nowelizacji ustawy o dodatku węglowym prezydenci i burmistrzowie miast (czyt. podlegli im pracownicy ośrodków pomocy społecznej, gdyż to oni w praktyce zajmowali się rozpatrywaniem wniosków) zyskali prawo weryfikacji złożonych i jeszcze nie rozpatrzonych wniosków oraz rzecz jasna tych, które dopiero będą złożone.
Taki zapis to - aby była pełna jasność – odpowiedź na postulaty samych samorządowców, którzy w kontaktach z Ministerstwem Klimatu i Środowiska skarżyli się, że nie mają podstaw prawnych do tego, by sprawdzać, czy deklaracje składane przez wnioskujących o wypłatę dodatku pokrywają się z rzeczywistością. A przynajmniej w części przypadków takowe wątpliwości były. To, że w wielu miastach liczba złożonych wniosków o dodatek węglowy była większa niż liczba zgłoszonych wcześniej pieców na to paliwo dawało do myślenia.
Widniejący w pierwotnym tekście ustawy zapis o tym, iż świadczenie otrzymać może każde gospodarstw domowe korzystające z ogrzewania węglowego sprawił, że o wsparcie (podkreślmy, legalnie) występowały rodziny zamieszkujące pod jednym dachem - faktycznie korzystające z jednego pieca, ale formalnie stanowiących odrębne gospodarstwa. Takim obrotem sprawy kompletnie zaskoczeni byli urzędnicy z resortu klimatu, którzy z rozbrajającą szczerością tłumaczyli, że liczyli na „obywatelską postawę Polaków”.
- Nie wyobrażam sobie, że urzędnik rusza do poszczególnych mieszkań. Nie jesteśmy państwem policyjnym – jeszcze w sierpniu mówiła szefowa resortu, minister Anna Moskwa odnosząc się w ten sposób do pytań o ewentualną kontrolę składanych wniosków.
Teraz jej resort obliguje gminy do „starannej weryfikacji wniosków”
Wieści o cudownym rozmnożeniu kotłów i prosta arytmetyka (suma kwot z wniosków kierowanych przez wojewodów przekroczyło przewidziane na wypłatę dodatków w całym kraju 11,5 mld zł) szybko poszerzyły granice wyobraźni pani minister. Dziś wiemy o piśmie MKiŚ do gmin, w którym zwraca im uwagę, że są one zobowiązane do „starannej weryfikacji składanych wniosków” i „wyjaśnienia stanu faktycznego”, a jeśli stan faktyczny nie zgadza się ze stanem deklarowanym, to należy powiadomić organy ścigania. Jednocześnie resort przypomina wójtom, burmistrzom i prezydentom miast, że ignorując te wytyczne narażają się na odpowiedzialność za naruszenie dyscypliny finansów publicznych.
W myśl poprawionych przepisów weryfikacja taka mogłaby się odbywać poprzez wywiad środowiskowy. Czyli mówiąc wprost strażnicy miejscy lub pracownicy OPS-ów musieliby na miejscu sprawdzić jak się rzeczy mają. I zapowiedzi takich właśnie działań niektórzy samorządowcy już złożyli.
- Są takie adresy, które są dla nas wątpliwie i tam na pewno się pojawimy. Będziemy pukać do drzwi i sprawdzać, czy jest tam piec węglowy. I będziemy ewentualnie żądali zwrotu pieniędzy – mówił niedawno na antenie Radia Piekary prezydent Bytomia Mariusz Wołosz. Jak zastrzegł, ze względu na dużą liczbę złożonych wniosków weryfikacja ta może nastąpić już po wypłacie tego świadczenia, ale wszystkie wątpliwe wnioski zostaną sprawdzone i konsekwencje mogą być „naprawdę bardzo duże”.
- Nie sądzę, żeby trzeba było to tak kontrolować. Przecież rząd daje, a prezes Jarosław Kaczyński mówi, że „Polska musi być ogrzana”. Czyste powietrze przestało być wartością – tak z kolei na pytanie o ewentualne kontrole odpowiada w rozmowie ze ŚLĄZAGIEM prezydent Rybnika Piotr Kuczera. Jeśli wydaje się wam, że w słowach tych słyszycie nieskrywane szyderstwo, to śpieszymy wyjaśnić – tak, my również je słyszymy.
Obsługa dodatku węglowego w nadgodzinach. A teraz powtórka?
Sprawdzenie, czy osoby deklarujące ogrzewanie swoich domostw węglem faktycznie korzystają z instalacji na to paliwo, to jednak tylko część roboty, jaką powinny teraz wykonać gminy. Jako że znowelizowana ustawa o dodatku węglowym pozbawia prawa do niego osoby, które po 11 sierpnia skorygowały swoją deklarację w Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków wpisując kocioł węglowy jako podstawowe źródło ogrzewania i wprowadza zasadę „jeden adres, jeden dodatek” (jeśli z jednego adresu napłynął więcej niż jeden wniosek, pierwszeństwo ma ten wcześniejszy), to urzędnicy będą musieli przyjrzeć się szczegółom złożonych wniosków. I np. ustalić, który z kilku teoretycznie zasadnych wniosków uprawnia do otrzymania dodatku, a które należy rozpatrzeć odmownie. W samym tylko Bytomiu takich wniosków, które trzeba będzie przeanalizować pod kątem zmian w ustawie jest ok. 600. Celem ich weryfikacji będzie można sięgać po dane z deklaracji śmieciowych, czy pozyskane w toku rozpatrywaniu wniosków o świadczenia rodzinne, czy różnego rodzaju dodatki.
To oczywiście dołoży urzędnikom pracy, a już wcześniej skarżyli się oni, że z racji krótkiego terminu na rozpatrzenie wniosków o dodatek na węgiel (pierwotnie mieli na to 30 dni, teraz ten czas wzrósł do 60 dni) nie wyrabiają z robotą.
- W związku z olbrzymią ilością dodatkowych zadań, które zostały nałożone na ośrodek pomocy społecznej realizacja wypłaty dodatku węglowego realizowana jest w godzinach popołudniowych poprzez nadgodziny pracowników. Na co dzień spotykamy się z ogromnym niezadowoleniem pracowników – mówiła podczas zorganizowanej w ubiegłym tygodniu w Tychach konferencji prasowej Iwona Rogalska, dyrektor tamtejszego MOPS-u.
- Będziemy musieli wiele wniosków weryfikować, a nie mamy żadnych dodatkowych środków na tego typu weryfikację. Znów będziemy musieli to wykonywać kosztem pracy pracowników – podkreślił przy tej samej okazji prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński.
"Rząd spieprzył ustawę, a samorząd będzie tym złym"
- Rząd spieprzył ustawę – tak krótko i dosadnie ocenił jakość przygotowania ustawy o dodatku węglowym Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich.
Faktem jest, że zarówno część samorządowców, jak i działacze alarmów smogowych od samego początku wskazywali na potencjalne luki w ustawie o dodatku węglowym i możliwe kłopoty, jakie mogą z tego tytułu wyniknąć. Konieczna nowelizacja ustawy pokazuje, że mieli rację. Teraz ci pierwsi muszą prostować skutki cudzych błędów (bo jeśli przymkną oko i przyzwolą na fikcję, to narażą się na zarzut naruszenie dyscypliny finansów publicznych). Nie budzi to zapewne ich entuzjazmu. Zwłaszcza na kilkanaście miesięcy przed wyborami samorządowymi.
- Na kogo spadnie odium rozpatrywania tych wniosków i informacji, że niestety musimy odmówić, bo niestety państwu się nie należy? Spadnie na nas, a nie na tych, którzy to schrzanili. I samorząd teraz będzie tym złym – podsumował ten wątek Andrzej Porawski.
Może Cię zainteresować: