„Nie mam zobowiązań”. Były wiceminister ujawnia, kto namawiał go do startu
- Ja niczego nie torpeduje, bo ja nie mam żadnych zobowiązań politycznych, czy partyjnych. Zareagowałem na to, co się stało po ogłoszeniu w Katowicach i w innych okręgach wyborczych kandydatów na listy wyborcze do senatu. Przyszli do mnie ludzie zajmujący się górnictwem i energetyką i powiedzieli: kto ma w tej sprawie cokolwiek powiedzieć? - tak o swoim starcie w wyborach do Senatu, po wielu latach rozbratu z polityką mówi Jerzy Markowski.
Były wiceminister gospodarki i ekspert górniczy ubiegać się będzie o senatorski mandat w Katowicach, rywalizując tam z reprezentującym pakt senacki Maciejem Kopcem (wywodzącym się z Rybnika posłem Nowej Lewicy) oraz reprezentującym PiS Leszkiem Piechotą, byłym wiceprezydentem Katowic i eks-senatorem trzej kadencji pod szyldem PO. Jak tłumaczył na antenie Radia Piekary Markowski do startu namawiali go przedstawiciele Sierpnia 80, Solidarności, górniczych związków zawodowych, ale też osoby spoza województwa śląskiego, chociażby z bełchatowskiego zagłębia węglowego. Sam Markowski nie ma złudzeń odnośnie politycznego znaczenia Senatu i skutków podejmowanych tam inicjatyw.
-
Ranga polityczna i sprawcza Senatu jest minimalna, ale jest to
miejsce, gdzie można z pewną swobodą powiedzieć, co się ma do
powiedzenia – stwierdza
Markowski, który do
powiedzenia najwięcej ma w temacie górnictwa i energetyki.
Rząd bez świadomej polityki energetycznej? „Tym nikt nie kieruje”
Ostatnie dni przyniosły wiele materiału do komentowania tych dwóch aspektów gospodarczej rzeczywistości – przede wszystkim za sprawa kuriozalnej sytuacji wokół aktualizacji strategii Polskiej Grupy Energetycznej, którą najpierw prezes tej spółki publicznie ogłosił w obecności ścisłego kierownictwa Ministerstwa Aktywów Państwowych, a następnie… uchylił uchwałę przyjmującą aktualizację tejże strategii. Wszystko za sprawą nerwowej reakcji związków zawodowych, które ostro zareagowały na zapisany w tym dokumencie plan szybszego odejścia przez PGE od wykorzystania węgla (tj do roku 2030). W powszechnej opinii owa paniczna reakcja była konsekwencją tego, że sprawa pojawiła się w środku kampanii wyborczej, a kreujący się na obrońcę górnictwa rząd nie miał ochoty tłumaczyć się z dekarbonizacyjnego zapału podległej sobie spółki.
-
To
świadczy o tym, że w rządzie nie ma świadomej strategii polityki
energetycznej. U nas polityka energetyka jest sumą polityk
poszczególnych przedsiębiorstw. I tylko kiedy jakiś prezes wymyśli
coś, co w ogólnym rozrachunku politycznym może się okazać
szkodliwe dla linii politycznej, a zwłaszcza przed wyborami, to się
to koryguje. Tym
nikt nie kieruje, tak jak nikt nie kieruje polityką importową do
Polski – ocenia
Markowski.
Kopalnie nie mają co sprzedać. Nie będą miały przychodów – ostrzega Markowski
- Po rządzących dzisiaj już wiemy czego się spodziewać, bo wystarczy obserwować, co robią. Nie kontrolują rzeczywistości. Za „Makoszowy” powinien w ciągu tygodnia polecieć co najmniej jeden wiceminister, który do tego doprowadził. A tak się nie stało. Wiemy również, czego się można spodziewać po tych, którzy będą po PiS-ie, jeśli będą. Oni nie reagują na żaden błąd w zakresie polityki paliwowo – energetycznej PiS-u, czyli można się spodziewać, że będą jeszcze gorsi w tym obszarze – dodaje Markowski, którego zdaniem Polska nie jest w stanie odejść od węgla przez najbliższe 30 lat, gdyż nie ma realnej alternatywy wobec energetyki opartej na tym surowcu.
Otwartą sprawą pozostaje tylko jakiego pochodzenia będzie to węgiel. Jak podkreśla Markowski od początku roku do Polski sprowadzono ponad 13 mln ton węgla – mniej niż w roku ubiegłym (22 mln ton), ale więcej niż w roku 2021. Zdaniem byłego wiceministra gospodarki Polska idzie obecnie w kierunku zaopatrywania się w węgiel poza swoimi granicami.
- To że węgiel można kupić jest ze skutkiem społecznym dla Śląska i z ruiną dla wielu przedsiębiorstw. Bo na Śląsku z tego węgla żyje 80 tysięcy górników i 200 tys. ludzi w otoczeniu górnictwa
- Jeżeli tendencja importu węgla do Polski się utrzyma, to na koniec roku będziemy mieli znowu ponad 20 mln ton sprowadzonego węgla. To skutkuje m.in. tym, że mimo spadku wydobycia w kraju o kolejne 2 mln ton kopalnie dzisiaj są zasypane węglem. Na kopalnianych zwałach leży ponad 3,5 mln ton węgla. To oznacza, że kopalnie nie mają co sprzedać, a zatem nie będą miały przychodów i nie będą miały wyniku ekonomicznego. A to oznacza, że stratę na koniec roku – ostrzega.