Oglądając ostatni film mistrza Andrzeja Wajdy z Bogusławem Lindą w roli głównej, Powidoki, który opowiada o życiu w warunkach rządów PRL, odnoszę wrażenie, że ci, którzy dziś najgłośniej krzyczą o Solidarności, najbardziej chcą zaprowadzić zamordystyczne, jednopartyjne, porządki.
Dziś politycy i ich rodziny, związani z władzą członkowie rad nadzorczych i pracownicy spółek skarbu państwa, milczą. Oczywiście nie na temat prawdziwych artystów, bo tych już dawno w TVPiS zdefiniował Zenon Martyniuk. Milczą na temat państwowości.
Milczą też prawdziwi politycy, bo gdy Jan Lityński tonie, ratując psa, były senator PiS Waldemar Bonkowski, zabija swojego samochodem. Milczą prawdziwi menadżerowie, gdy Obajtek i Sasin malwersują kolejne publiczne miliardy i wyprzedają polski majątek. Milczą prawdziwe sądy, bo dziś głośno o prawie mówią Krystyna Pawłowicz i sparaliżowany Trybunał Przyłębskiej. Milczą prawdziwi mężowie stanu, gdy indolentnymi i nietrwałymi hasłami rzuca Andrzej Duda. Milczą prawdziwi społecznicy, gdy wrzeszczy Robert Bąkiewicz. Milczy polityczna mądrość, gdy przemawia Janusz Kowalski.
Milczy, wreszcie, awangarda polityki, gdy kolejni przydupnicy zachodzą coraz wyżej.
Wyniesienie ich na piedestał świadczy o tym, że Kaczyński wcale nie jest geniuszem, raczej doskonałym uczniem tych, których nie chciało mu się obalać. Czerpie garściami z idei jednej partii, wodza, ideologii, propagandy.
Idealnym przykładem jest Łukasz Mejza – dzisiejsza gwiazda TVP, poseł Klubu Prawo i Sprawiedliwość, pozyskany wtedy, gdy sprzyjały mu dwa czynniki: niestabilna większość PiS oraz prawdopodobna, kryminalna, historia, której był bohaterem. Potrzebował więc bezkarności, a taki parasol zapewniają Kaczyński z Ziobrą.
Musimy skończyć z mejzowaniem. Przyzwoitość polityczna to gwarancja dobrobytu i normalności.
Przyzwoitość polityczna stanowi kluczowy element normalnego życia publicznego i zdrowego dialogu. Co za tym idzie? Skuteczniejszy rozwój państwa. Nie chodzi jedynie o kwestię zachowania formalnych zasad demokracji parlamentarnej, które w państwie PiS są łamane, lecz przede wszystkim o uczciwość, merytoryczną debatę, rozsądne rozporządzanie pieniędzmi podatników i obsadzanie kluczowych stołków fachowcami, nie lojalnie głosującymi pionkami.
Jej znaczenia nie można przecenić. Ma bezpośredni wpływ na zaufanie społeczeństwa do władzy oraz kształtowanie sprawiedliwości i równości społecznej. To wartość moralna, którą na sztandarach powinien nieść każdy polityk. Przydupnicy tego nie rozumieją, bo zaślepieni są darmowymi lotami, wizytami w telewizji i poczuciem, że w końcu są kimś ważnym.
Zdegenerowanych akolitów Kaczyńskiego można mnożyć, ale skupię się na tym, który dzięki, między innymi, mojej, ciężkiej pracy, nie jest już wiceministrem sportu i turystyki.
To Łukasz Mejza, Człowiek, którego cały kraj poznał jako domniemanego (dziś mam pewność, ale ze względu na parasol ochronny, jaki nad Mejzą rozłożyła ziobrowska prokuratura, mówię o przypuszczeniu) oszusta nieuleczalnie chorych dzieci i ich rodziców. Oszusta, który nieuczciwie rozporządzał środkami unijnymi, w końcu oszusta, który zdradził opozycję dla własnego interesu.
Z sejmowej mównicy nieraz pytałem szefów ówczesnego wiceministra, panów Bortniczuka i Morawieckiego, dlaczego opinia publiczna nie doczekała się jednoznacznego wyjaśnienia spraw Mejzy? Dlaczego ktoś z tak poważnymi zarzutami pełni państwową funkcję i zasila głosem klub PiS?
Nikt mi nie odpowiedział, na szczęście Mejza, dzięki mojemu uporowi, realizowanemu wspólnie z wolnymi mediami, został zdymisjonowany.
W celu wywołania presji, na jednej ze wspólnych konferencji prasowych z Anitą Kucharską-Dziedzic, przyklejamy na bramie siedziby PiS przy Nowogrodzkiej 3 kartki. Ich treść? „Panie Kaczyński, nie wstyd Panu za Mejzę?” Kilka miesięcy później dostajemy, jako posłowie opozycji, wniosek, podpisany przez przemytnika, który chciał wysadzić Komendę Główną Policji, generała Jarosława Szymczyka, szefa polskiej Policji, pisma z wnioskiem o…uchylenie immunitetów, na podstawie paragrafów stosownych w PRL do represjonowania opozycji. Szymczyk z Ziobrą chcą ukarania nas za…zniszczenie bramy.
Ciekawostka-brama należy do spółki Srebrna, w której zarządzie zasiada Janina Goss, powierniczka Kaczyńskiego.
Oprócz aparatu państwa, Mejzy broni też kancelaria prawna pana Zaborowskiego, który również jest beneficjentem dobrej zmiany i prawnikiem Obajtka, Orlenu i wielu polityków prawicy.
Mejza żądał za pośrednictwem tej kancelarii, abym wpłacił mu pięćdziesiąt tysięcy złotych. Ma pretensje, że opozycja mu zaszkodziła.
Mezja po utracie stanowiska wiceministra zrobił jeszcze dwie rzeczy, zanim został pupilkiem TVP. Pierwsza: zaszantażował Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego, że jeśli coś mu się nieprzyjemnego przydarzy-złoży mandat poselski, a opozycja zdobędzie większość.
Druga? Załatwił sobie bezkarność.
Czym więc jest zarządzanie aMejzing? Sterowaniem państwem przez osoby pokroju Łukasza Mejzy.
W najbliższą niedzielę będziesz miał okazję zdecydować, czy popierasz zarządzanie państwem przez mejzowanie, czy państwowość, którą gwarantuje opozycja.
Materiał KW Nowa Lewica