Kiedy moja urodzona i wychowana w Koniakowie mama dowiedziała się, że zajmę się tym tematem, od razu wyciągnęła notes z numerami telefonów i skontaktowała się z Beatą Legierską. Wiedziała, kto może się ze mną podzielić ekspercką wiedzą. Dla mojej mamy to logiczne, że koronczarki nie są anonimowymi starszymi paniami, które tworzą prymitywne rękodzieło dla zabicia czasu. Każda ma swój własny styl i własne poczucie estetyki, które uwidaczniają się za pomocą szydełka i nici.
Przypomniało mi to o pewnej sytuacji sprzed paru lat: Kiedyś na imprezie rodzinnej w domu jednej z moich wielu cioć-koronczarek mama zauważyła trzy podobne serwetki na komodzie. Od razu bezbłędnie przypisała odpowiednią twórczynię do każdej z nich. Mówi, że styl heklowania jest jak charakter pisma – każda koronczarka ma swój.
W każdym razie mama umówiła mnie z Beatą i już na następny dzień rano oznajmiła, że jedziemy do Koniakowa. Na miejsce dotarłem z mokrymi włosami, które przez wszechobecną mgłę nie były w stanie wyschnąć. Moim jedynym posiłkiem była kawa ze stacji benzynowej, a mój research na temat koronczarstwa ograniczał się do tego, że dużo moich krewnych to robi i są bardzo ładne. Troszkę też myślałem, że napiszę tekst o koronkach podobny do wszystkich innych. Nakreślę historię koronczarstwa w Koniakowie i dodam parę wzmianek o tym jak to zachwyca się nimi cały świat. Na szczęście pomogło mi towarzystwo mojej rodzicielki i chęć Beaty do podzielenia się swoją ogromną wiedzą. Okazało się, że koronki to bardzo skomplikowany temat. Ale od początku...
Beata Legierska to artystka-koronczarka, która urodziła się i wychowała w Koniakowie. Z tradycją heklowania jest związana od dzieciństwa. Obok Marioli Wojtas jest jedną z dwóch obecnie żyjących twórczyń, które pracują z najcieńszymi nićmi nr 200. W swojej twórczości łączy koronkę ze srebrem, kryształami i bursztynem. Opracowała własną technikę malowania nitką na płótnie. Jest laureatką prestiżowych konkursów w Polsce i za granicą.
Beata Legierska: „póki żyję będę heklować”
Pamiętasz jak nauczyłaś się heklować?
Oczywiście, że pamiętam! W wieku 6 lat siedziałam koło mojej mamy Marii Wojtas i praktycznie nie musiała mnie uczyć heklować, wystarczyła obserwacja. Już jako sześciolatka zaczęłam robić koronki na sprzedaż. No, ale to jest normalne w Koniakowie, tak po prostu dziewczynki zaczynają szydełkować.
Od początku pracowałaś z cienkimi nićmi?
W latach 80. XX wieku panie przestały używać cienkich nici. Natomiast ja, jak wyszłam za mąż i zobaczyłam u męża w domu koronki wykonane z cienkich nici przez Marię Gwarek oraz inne koronczarki z Koniakowa, to po prostu się w nich zakochałam i zaczęłam od nowa robić koronki z cienkich nici. Przede wszystkim moją największą pasją było wzornictwo archaiczne. Uczyłam się ze starych wydawnictw, książek, szukałam takich rzeczy i na nich się wzorowałam i w oparciu o nie wymyślałam własne wzory. Później wymyśliłam nową technikę, czyli „malowanie nitką na płótnie”.
Co sprawia, że koronka koniakowska jest koronką koniakowską?
Na to głównie wpływa wzornictwo. Są wzory, których nie znajdziemy nigdzie na świecie. Natomiast koronka koniakowska nie rozwinęła się w Koniakowie. Miała na nią wpływ koronka austro-węgierska, wiedeńska, czeska i morawska. Znajdziemy elementy, które nawiązują do wzornictwa wołoskiego. Prawdziwy rozwój koronki koniakowskiej to okres między I a II wojną światową.
Wtedy zaczęłyście robić serwetki?
Na początku koronkę wykorzystywano do produkcji czepców. Zuzanna Rudzka wykonała pierwszą okrągłą koronkę na zamówienie Żyda z Wisły, który nazywał się Roch. Zasugerował Zuzce, żeby wykonała koronki dla wczasowiczów. Pomysł się bardzo spodobał w Koniakowie, bo było na to bardzo duże zapotrzebowanie i tak zaczęło się właśnie rozwijać koronczarstwo. Stało się sposobem zarobku dla wielu kobiet. Później, w latach 50.-60. inicjatywę przejmuje Maria Gwarek. Do gry wkracza też katowicka „Cepelia”. Do Koniakowa przyjeżdżają turyści. Wtedy zostają wymyślone sukienki, kołnierzyki, rękawiczki i dużo, dużo więcej. Oczywiście w latach 90. powstają słynne stringi.
Stringi wywołały nie lada kontrowersję...
Faktycznie, Koniaków się wtedy podzielił, ale to była kwestia przetrwania. Popyt stanął w miejscu. Trzeba było wymyślić coś nowego. Niestety nie jesteśmy w stanie stwierdzić, kto pierwszy wyheklował stringi. Nikt nie chce się przyznać.
Później stworzyłaś malowanie nitką na płótnie. Jak na to wpadłaś?
Swego czasu pracowałam w Galerii Sztuki Jana Kukuczki. Tam poznałam malarza Stanisława Mazusia, któremu pokazałam, jak się hekluje. Nic z tego nie zrozumiał, więc zaczęłam rozrysowywać wzory na kartce papieru. Uznał, że powinnam zacząć malować. Malowanie nitką na płótnie powstało w 2009 roku, kiedy wklejałam kwiotki do wzornika i chcąc przyspieszyć pracę, z uheklowanego łańcuszka ułożyłam liście i wkleiłam je do wzornika. Następnie postanowiłam zrobić to na płótnie. Początkowo były to małe obrazki, z czasem coraz większe.
Zastanawia mnie jak to wygląda od strony prawnej. Czy moja mama, urodzona i wychowana w Koniakowie, ale heklująca w Metropolii, może powiedzieć, że robi koronki koniakowskie?
Prawnie koronka koniakowska może być robiona tylko i wyłącznie w Koniakowie. Uważam, że każda kobieta, która urodziła się w Koniakowie i nauczyła tego rękodzieła w swoim domu ma prawo do jego wykonywania. Jeżeli ja wymyślę sobie jakiś wzór czy ułożę całą kompozycję koronki, a jakaś inna koronczarka odhekluje i zacznie handlować lub udostępniać ten wzór, to jest naruszenie prawa autorskiego. Takie sytuacje bardzo często zdarzają się od kiedy została wydana moja monografia „Beata Legierska, narracja pisana nicią”. Koronczarki wykonują koronkę z mojej książki a później piszą czy mówią, że to ich koronka. Doszło nawet do tego, że jedna z koronczarek podczas prowadzenia swoich warsztatów korzystała z mojej monografii. Na zdjęciu zauważyłam również, że do warsztatów została ściągnięta okładka, na której napisany był tytuł mojej książki.
[Najważniejsze pytanie całej rozmowy zadała moja mama] Jaka według ciebie jest przyszłość koronki?
W Koniakowie są prowadzone warsztaty z nauki heklowania koronki koniakowskiej i na tym zarabia się dużo pieniędzy, ale te pieniądze niekoniecznie trafiają do koronczarek, a uczennicami nie są tutejsze kobiety czy dziewczynki. Ja uważam, że powinno się uczyć heklowania dziewczynki z Trójwsi, ponieważ to jest ich dziedzictwo. Sama przez trzy lata prowadziłam warsztaty w Gminnym Ośrodku Kultury w Istebnej, gdzie uczyłam młode dziewczynki oraz kobiety zamieszkujące Trójwieś Beskidzką. Wiem, że póki żyję będę heklować. Wielu technik nauczyłam też moją córkę. Ile takich osób zostanie w Koniakowie? Możliwe, że kiedyś zostaną tylko muzea i będziemy mówić „tu kiedyś tworzono takie rzemiosło”. Sama parę lat temu współtworzyłam książkę z Małgorzatą Kiereś, w której znalazły się wszystkie podstawowe wzory ułożone alfabetycznie. Powstało 2 tysiące egzemplarzy i od razu się rozeszły. W domu mam schowany dla potomności jeden egzemplarz.
Czy doczekamy się dodruku?
To nie jest takie proste. Autorką książki jest Małgorzata Kiereś. Wydawcą był pan Jan Kukuczka z galerii artystycznej. Zdjęcia robił Jacek Kubiena, a grafikę komputerową Maciej Hojda. Na dodruk musiałyby się zgodzić wszystkie partie, do tego dochodzą oczywiście honoraria. Z mojego punktu widzenia dodruk książki nie jest najlepszym wyjściem, ponieważ pierwsze jej wydanie pokazało mi, jak wiele praw autorskich zostało naruszonych. Przed pierwszym wydaniem wyobrażałam sobie, że tworząc tą książkę ukażę ludziom piękno koronki koniakowskiej, jej nowe możliwości, chciałam pokazać nazewnictwo, moje logo i wiele innych wartych przeczytania i zobaczenia rzeczy. W efekcie osoby zajmujące się koronką koniakowską czerpią z niej wzory, tekst nie pytając nikogo o zgodę i w dodatku przypisując sobie te zasługi.
Comme des Garçons, Vogue i rekord świata
Jak widać na przykładzie Beaty Legierskiej i innych koronczarek, heklowanie nie jest jedynie ludową tradycją. Za za każdym kwiotkiem, wzorem i techniką stoi inwencja artystki, która jest jej własnością intelektualną. Do tego dochodzi żmudna (żeby nie powiedzieć – koronkowa) praca twórczyń. A jak wygląda to w liczbach?
Według informacji podawanych przez Centrum Koronki Koniakowskiej w 2022 roku koronczarka wykonuje serwetkę o rozmiarach 60x60 cm 4-5 godzin dziennie, przez 1,5 tygodnia. Cena takiej serwetki to około 180-200 złotych – 4 godziny pracy przez 10 dni to w sumie 40. Dzieląc 180 zł na 40 godzin, wychodzi nam 4,5 zł za godzinę pracy. Dodajmy do tego koszt materiałów, który ponoszą koronczarki oraz intelektualną pracę przy tworzeniu wzoru.
W przypadku koronek dla Rei Kawakubo w 2018 roku, Maria Suszka, która przewodziła całemu projektowi, wyceniła pracę pań na 700 zł za koronkę o wymiarach 60x60 cm. Używając tego samego przelicznika co wcześniej, w tym przypadku pojedyncza artystka zarabiała 17,5 zł brutto za godzinę heklowania (najniższa krajowa wtedy to 13,50 zł). Z Wikipedii dowiemy się, że marka Rei Kawakubo – Comme des Garçons - zarobiła w 2017 roku 280 milionów dolarów, a aktualnie średni koszt sukienki tej marki to ok. 20 tysięcy złotych.
Uznawana za największą koronkę koniakowską na świecie 5-metrowa serwetka (jej autorki to: Marta Haratyk, Danuta Krasowska, Renata Krasowska, Mariola Legierska i Urszula Rybka) pojawiła się ostatnio w czerwcowym wydaniu magazynu Vogue Polska. Sesji zdjęciowej towarzyszył artykuł z peanami na temat beskidzkiego folkloru. Oczywiście zachwytów nad koronką nie było tam końca, a dziennikarka w „zajawce” artykułu na stornie Vogue’a przemianowała Koniaków na „Koniakowo”. Koronki towarzyszące w sesji kreacjom takich domów mody jak Jil Sander, czy Simone Rocha określono jako "vintage".
Kolejną firmą, która „doceniła” koronkę koniakowską jest popularna na całym świecie polska marka Magda Butrym. W jednej z najnowszych kolekcji znajdziemy całe kreacje z koronki, do tego torebki i akcesoria. Szal o wymiarach 90x90 cm kosztuje (uwaga!) 9010 zł. Przypominam – koniakowska serwetka 60x60 bez metki „Magda Butrym” jest zazwyczaj sprzedawana za niespełna 200 złotych. Co ciekawe, sukienkę mini z koronki u Magdy Butrym możemy sobie sprawić za jedyne 18000 PLN-ów. Niestety nie znalazłem informacji, ile zarabiają artystki z Koniakowa wykonujące te kreacje, ale możemy się domyślać. O pracy intelektualnej pań chyba nie muszę wspominać.
Zachwytom nie było końca...
Koronki koniakowskie uważane są za dobro całego narodu. Skoro jako Polacy tak bardzo kochamy lokalny folklor, dajmy mu na siebie zarobić. Obok „koronki”, najczęściej pojawiającym się w tekstach, które czytałem, słowem jest odmieniany przez wszystkie osoby i liczby czasownik „zachwycać się”. Koronkami koniakowskimi zachwyciła się Rei Kawakubo, zachwycił Louis Vuitton. Zachwyciły się Pierwsza Dama, Beyonce i Lady Gaga. Lista zachwytów ciągnie się i ciągnie. Zacząłem się zastanawiać: czy zachwyt da się włożyć do garnka? Czy może jest wart jedynie „cztery piątka” za godzinę?
Może Cię zainteresować: