Nasze społeczeństwo chciałoby im pomóc. A z drugiej strony społeczeństwo obywatelskie „krzyczy”: tylko nie róbcie tego na naszą modłę! To byłby błąd, bo rządzący w Polsce raczej są w sporze z Europą. Chciałoby ono wysłać jasny komunikat do Ukraińców, by się nie nabrali. Na szczęście tłumy na ulicach w Izraelu krzyczą, że nie chcą, by u nich było jak w Polsce. To chyba daje do myślenia w Ukrainie.
Widać coraz wyraźniej, że nasze sprawy i nasze rozwiązania nie są tylko nasze. Że tak naprawdę jesteśmy częścią światowych sporów między systemami demokratycznymi a totalitarnymi. Obrona praw ludzkich i obywatelskich oraz zabieganie o wolność to nie jest wewnętrzna sprawa jakiegoś państwa. Czujemy, że zależy nam na tym, jaką drogą pójdzie Ukraina, a także Izrael.
Przypomina się tutaj biblijne: „Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią”. (Mt 23,3) Słuchanie niektórych władz, mieniących się demokratycznymi, może być pułapką. Pięknie mówią, ale same nie czynią. Dlatego nie możemy być bierni wobec takich sytuacji. Pan Jezus nie mówi, że nie mamy protestować i zresztą sam krytykuje arcykapłanów za faryzeizm.
Słuchanie, liczenie się z tym, co jest oficjalnie głoszone, może iść w parze ze sprzeciwianiem się obłudzie tych, którzy z urzędu głoszą owe ideały. Jak mówi przysłowie: Nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Zalecenia mogą być szlachetne, niezależnie od postawy moralnej ich strażników. Choć to prawda, że słabe świadectwo życia kompromituje „życiowość” owych idei.
To jest zapewne przyczynek do refleksji dla tych, którzy mają problem z zaufaniem do hierarchów Kościoła, zwłaszcza tych na pierwszych miejscach. Gniew jest słuszny. Ale nie możemy uciekać od pytania: co mimo wszystko warto ocalić?
Ukraińcy, broniąc się przed imperializmem rosyjskim czy obywatele Izraela, broniąc niezależności swoich sądów, nie są sami. Czujemy, że to i nasza sprawa, że walczą i dla nas.
Czy tak samo jest, gdy ludzie z zewnątrz (z Polski) słyszą o dążeniach na Śląsku do jakiejś formy autonomii, do uzyskania poszanowania i ochrony dla odrębności i specyfiki? Odpowiedź nie jest prosta. A ważna. Bo jeśli nie mają poczucia, że to także ich sprawa, że to i ich dotyczy, to nic dobrego z tego nie będzie. Oni ciągle będą patrzeć na ludzi stąd jak na egoistów, którzy chcą tylko dla siebie śląskich bogactw.
Śląska narracja musi prezentować to, co śląskie jako bogactwo potrzebne każdemu. Co tutaj jest aż tak uniwersalne? Pewnie by o tym dużo gadać. Ale tak z własnego doświadczenia. Kierując sporym zespołem ludzi w Krakowie, współpracowałem również z redaktorami pochodzącymi ze Śląska. Z nimi nie traciło się czasu na puste gadanie. Praca była ważniejsza. Liczyły się czyny a nie słowa (choć to była praca ze słowami, jak to w wydawnictwie). Wiem, że „gadka” jest nieraz potrzebna. Ale nie można się tylko na niej opierać i dobrze jej ufać z pewną rezerwą. Praca to praca, a bajanie to rozrywka (jedno drugiego nie wyklucza).
Czy takie podejście do zatrudnienia jest jeszcze charakterystyką tego regionu? Nie wiem. Ale wiem, że go potrzebujemy. Także w „obcych krajach”.
Stąd cieszą osiągnięcia lekarzy, inżynierów, redaktorów lub naukowców stąd. Tym bardziej, że wyczuwamy, iż napędza ich również poczucie własnej wartości. I to nie jest jakiś resentyment potrzebujący taniej autoreklamy, potoku słów. Bardziej kojarzy mi się ze skromnym uśmiechem zadowolenia z dobrej i inteligentnie przygotowanej roboty.
Może Cię zainteresować: