Poza takimi spotkaniami, które mogą mieć miejsce w każdym czasie, jest też szczególny czas na rytuał. To są święta. Mają przypominać o takiej możliwości, uwrażliwiać, by nas nie zaskoczyła, byśmy jej nie przegapili. Nie jest łatwo dostrzec pozytywy w dezintegracji. Najczęściej coś się wali, przestaje istnieć lub choćby istotnie się zmienia. Przeżywamy to jako stratę i trudno zobaczyć w tym szansę.
Konna procesja wielkanocna w Ostropie już nie jest taka, jak kiedyś. Ale czy to źle, że teraz kobiety mogą w niej uczestniczyć? Może teraz jest lepiej niż kiedyś? Nowe życie, o którym mówi liturgia, oznacza zmianę. To nie jest tylko powrót do tego, co było. Wchodzimy w pewną dynamikę. Z jednej strony powracamy do różnych tradycji. Tęsknimy za wypróbowanymi rozwiązaniami. Ale jednocześnie chcemy je na nowo odkrywać i uaktualniać. Jest kanon i jest jego twórcze rozwinięcie. A ono zakłada pewne odejście od kanonu, czyli pewną dezintegrację. Może banalnym, ale bardzo świątecznym przykładem są pisanki. Cieszą oko od zawsze, są tradycją, ale też zachwyca nas ich różnorodność, a nawet zmieniające się podteksty (lub jawne teksty) na nich umieszczane.
Święta wielkanocne to zachęta do przywoływania tego, co było, a jednocześnie do zmieniania. Wyrażenie „odnowa” brzmi dwoma przeciwstawnymi znaczeniami: „znowu to samo” i (chyba lepsze) „jednak coś nowego”. Powrót do korzeni, ale nie po to, by się cofać.
Wielkanoc to wiosenne święta. Nawiązują do cyklu pór roku. Po zimie (dezintegracji i umieraniu) następuje wiosna (wybuch życia). Przyroda się odnawia. Można mówić o zamkniętym kręgu życia. A jednocześnie wiemy, że każdy rok jest inny. Historia się zmienia i my się zmieniamy.
Tegoroczna Wielkanoc zapewne jest naznaczona dezintegracją obrazu Jana Pawła II. Cała ta sytuacja, niezależnie od tego, po której stronie barykady się stoi, powoduje szukanie nowych aspektów tego „narodowego kultu”. Prawdziwe różnice leżą w tym, co ma być fundamentem integracji. Na czym nam zależy? To dobre i potrzebne pytanie, bo sięgamy do korzeni. Ale odpowiedzi mogą być przestrogą. Przestrzegają przed chorymi typami religijności (lub areligijności). To nie jest bez znaczenie, czy na pierwszym miejscu stawiamy dobro ofiar (a zwłaszcza bezpieczeństwo ewentualnych ofiar) czy raczej zachowanie systemu, który delikatnie mówiąc, nie zdał egzaminu z ochrony dzieci.
Ktoś powie, że wykorzystania seksualne to nic nowego. Zawsze były. Czy zatem nie ruszać systemu? W takim razie, co jest odnową? A może jednak warto badać (też archiwa), by dociec, co w tym systemie sprzyjało przestępstwom?
To konieczna dezintegracja. Miejmy nadzieję, że pozytywna. Że rzeczywiście ofiar będzie znacznie mniej. To też jest takie wejście w mękę i śmierć, by zmartwychwstanie było autentyczne i radosne. Czego wszystkim życzę serdecznie.
Może Cię zainteresować: