Gdy na początku swojego pontyfikatu Franciszek wymieniał artystów, którzy byli i są dla niego inspiracją, wspomniał i o Dostojewskim. Wtedy mnie to cieszyło. Teraz mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony dorzuciłbym jeszcze kilku wielkich autorów rosyjskich, np. Tołstoja. A z drugiej strony, wobec gwałtów i zbrodni owych „dobrych” Rosjan, trudno nie poczuć co najmniej niestosowności takich słów w obecnym czasie.
To prawda, że nazywanie kogoś bestią zamyka drogę dyplomacji. A ta jest potrzebna dla przywrócenia pokoju. I to był kontekst wypowiedzi papieża – działania dyplomatyczne. Przykład Dostojewskiego miał służyć atmosferze porozumienia z narodem ponad głowami najemników. Ale budzi on jednak wiele wątpliwości, ponieważ sugeruje, że papież nie orientuje się w skali degradacji, jakiej zostali poddani poddani imperium rosyjskiego czy radzieckiego. Jaki procent Rosjan przeczytało „Braci Karamazow” lub „Biesy”? Co w ogóle przeczytali, ci których traktuje się jak mięso armatnie? A ich rodziny?
Próbując wyobrazić sobie odpowiedź na te pytania, musimy wziąć pod uwagę przepaść bytową, jaka dzieli Moskwę i wielkie miasta od prowincji, a zwłaszcza od syberyjskich miejscowości. Nie chodzi o generalizowanie. Raczej o statystyki. Ale nie sposób nie dostrzec antyintelektualizmu używanego przez różne populizmy, także wielkomocarstwowe. Sołżenicynowi udało się pisać o świecie spoza drutów. Zapłacił za to szykanami, więzieniem, a w końcu wydaleniem z ojczyzny. Chiny mają swoją kilku tysiącletnią historię wspaniałej cywilizacji. Byłoby jednak naiwnością niedostrzeganie ruiny cywilizacyjnej, jaką pozostawiła po sobie maoistyczna rewolucja kulturalna, która reedukowała „wykształciuchów”.
Niszczenie inteligencji, by tworzyć nowe elity zależne od dyktatorów, przynosi niestety swoje konkretne efekty. W 1939 roku w Polsce niemało osób spodziewało się, że kulturalni Niemcy wprowadzą solidnie zorganizowane państwo, co byłoby dobrą zmianą po rządach nieudaczników sanacyjnych. Nie docenili skutków wsadzania do obozów koncentracyjnych elit niepokornych wobec Hitlera.
Nie odmawiam dobroci żadnemu narodowi. Wielu, również na dalekiej Syberii, to gościnni, życzliwi, choć biedni ludzie. Jednak zawsze zadziwiało mnie to, że ci mili gospodarze, jeśli zostanie im wydany taki rozkaz, potrafią nie tylko okrutnie torturować, ale robią to bez osobistej chęci zemsty czy urazy. Po prostu władza im kazała. I ta lojalność jest silniejsza niż głos sumienia. Odpowiedzialność za okrucieństwo zostaje przeniesiona na cara, pierwszego sekretarza, prezydenta… On jest bogiem, decydującym o tym, co dobre, a co złe.
Można by powiedzieć, że w zasadzie lud jest dobry, tylko ma złego władcę. Do tego sprowadzałyby się zachwyty papieża nad Rosjanami. Tylko, kto to kupi?
Naród pozbawiony swoich elit, które m.in. zajmują się budzeniem jego sumienia, łatwiej usprawiedliwia swoją pasywność wobec łamania podstawowych praw ludzkich. Łatwiej też wykorzystuje się go do działań bezprawnych, gdy nowe elity realizują politykę dyktatury. I grozi to każdemu narodowi, niezależnie od tego jak jest „dobry”.
Wracając do Sołżenicyna. Jest on autorem wyrażenia „obrazowanszczina” (образованщина), będącego określeniem ludzi, którzy dzięki nowej polityce historycznej władzy w Kraju Rad zastąpili tradycyjną inteligencję. Na polski tłumaczy się go „wykształciuchy” lub „wykształceńcy”.
Może Cię zainteresować: