Z jednej strony ludzie chronili się w jaskiniach i szukali tam ciepła. A z drugiej strony otwarta przestrzeń kojarzy nam się z wolnością, z otwartymi perspektywami, z tym, do czego tęsknimy, gdy zbyt długo byliśmy w zamknięciu.
W czasie wojny szuka się schronienia w piwnicach. Do łez doprowadzają obrazy dzieci uwięzionych w prowizorycznych schronach zagrożonych zasypaniem, jak w teatrze w Mariupolu. Pozbawione słońca i świeżego powietrza, żyjące w strachu – to sytuacje z wielu wojen. Budzą gniew w stosunku do bombardujących i wdzięczność wobec uruchamiających korytarze humanitarne. Cieszy ulga na twarzach wychodzących z podziemia, gdy mogą to zrobić w miarę bezpiecznie. A bywa, że widać tylko gałki oczne spragnione światła.
Efekty zbyt długiego przebywania pod ziemią uderzają w ludzką psychikę. Zwłaszcza, gdy było to samotne odizolowanie i gdy nadzieja umarła. Nie każdy potrafi potem wrócić do poprzedniego życia.
W innej skali, ale jednak, wielu czuje się podobnie, gdy próbuje powracać do życia „na zewnątrz” po zamknięciu pandemicznym. Było im trudno w zamknięciu, które podjęli często zmuszeni troską o zdrowie swoje i najbliższych. Był to sposób na przetrwanie. Ale bardzo kosztowny. Ucierpiało wiele relacji. A także to, że nie można się było cieszyć otwartą przestrzenią, wędrować, spacerować, zwiedzać, wystawiać twarz do słońca, wdychać orzeźwiające powietrze, cieszyć oczy świeżymi barwami i pozwalać się muskać wietrzykowi… Przeżywaliśmy to jak więzienie, jak karę. Wiem, że chodziło o środki zapobiegawcze. Lecz gdzieś tam w głębinach naszej świadomości pytaliśmy się „za jakie grzechy?”. A widok uwiezionych niewinnych dzieci mamy za absurd, bo jako niewinne absolutnie nie zasługują na takie traktowanie. Odruchowo się przeciw temu buntujemy.
Ludzie jednak potrafią się do wielu sytuacji przyzwyczaić. A nawet trudno im się potem odzwyczaić. Wręcz obawiają się wyjścia. Zwłaszcza, gdy zamykają się, aby się chronić przed bombami, pandemią, bandytami… Szukanie wolności to też ryzyko, bo po wyjściu z ukrycia trzeba np. uciekać (jak wiele Ukrainek i ich dzieci), by znaleźć inne miejsce na bezpieczne życie. A to są też i inne, nowe relacje.
By mieć motywację nie tylko do przetrwania „pod ziemią”, ale i do „wyjścia na powierzchnię” trzeba mieć pozytywny (upragniony) obraz tego co „na górze”. Trzeba mieć do czego wracać. A trudno o to, gdy siedząc w piwnicy mam świadomość, że moje mieszkanie jest spalone, a bliscy zginęli. Wydobywanie „z grobu” wcale nie musi być łatwe i przyjemne. Stąd nie dziwmy się, gdy nasza gościnność spotyka się nie tylko z wdzięcznością, ale i z rezerwą.
CZYTAJ TEŻ: