Podczas obecnego kryzysu migracyjnego na granicy pojawia się wiele zdezorientowanych kobiet z dziećmi. Sądzimy, że to wymarzona okazja dla handlarzy ludźmi. Chcemy chronić te osoby przed zniewoleniem i wykorzystaniem. Mamy szlachetne intencje i nagłaśniamy zagrożenie.
Komu zależy na rozpowszechnianiu atmosfery strachu?
W efekcie rośnie psychoza. Kobiety zagrożone wojną boją się o siebie i bliskich, ale też boją się, że po ucieczce zostaną „porwane”. I być może opóźniając ewakuację dostają się pod ostrzał. Ci, którzy przyjeżdżają na granicę, by podwieźć uchodźców, obawiają się, że wezmą ich za sutenerów i źle potraktują. Może zrezygnują.
A okazuje się, że jak na razie nie odnotowano wzmożenia liczby przestępstw na tym tle. Komu więc zależy na rozpowszechnianiu atmosfery strachu? Pewnie nie nam. Lecz możemy być użyci do jej propagowania (mimo naszych dobrych chęci) by „udostępniać” różne spreparowane historyjki. Bo a nuż.
I rzeczywiście zagrożenie handlem ludźmi istnieje. Jak zawsze istniało wobec osób zagubionych, osamotnionych. Nie wyobrażajmy sobie jednak, że wygląda ono tak, jak na filmach. Na granicy czy przy dworcach osiłki nie porywają i nie wciągają biednych kobiet do busów. To zbyt ryzykowne dla nich. Raczej miła pani proponuje podwiezienie (zazwyczaj za granicę) i nocleg. Początkowo wszystko jest dobrze. U uchodźców rośnie „dług wdzięczności” i na tej bazie zaczynają się dziwne ruchy. Stopniowe uzależnienie. Straszenie zbyt ciężką inną pracą. Wypominanie kosztów utrzymania. A zwłaszcza odcinanie potencjalnej ofiary od kontaktów. Wtedy dopiero dochodzi do sutenerstwa lub „indywidualnego” wykorzystania seksualnego.
Interesujmy się losem uchodźców
Czy nic z tym nie możemy zrobić? Możemy. Ale nie poprzez powielanie newsów o pladze przestępczości na granicy. Raczej dbajmy, by uchodźcy mieli szeroką bazę kontaktów. Jeżeli byli u nas, a potem ktoś ich zabrał na przykład na Zachód, to interesujmy się ich dalszym losem, telefonujmy. Handlarze zabiegają przede wszystkim o izolowanie swoich ofiar. Jeśli kontakt się urwie, nie oznacza to automatycznie porwania, ale warto skontaktować się z „La Stradą” lub inną organizacją. To chyba lepsze niż informowanie policji o każdym wytatuowanym kierowcy busa.
Widać, że uchodźcy wolą trzymać się dużych ośrodków (jak kiedyś przyjeżdżający za pracą na Śląsk lub Zagłębie). Czują się bezpieczniej wśród swoich. Stąd niełatwo ich namówić do wyjazdu na wieś, gdzie trudniej o pracę, ale i o kontakty (w razie wykorzystywania).
Niech nasza gościnność (a więc i odpowiedzialność) nie kończy się wraz z pożegnaniem. Troszczmy się i o to, co potem (m.in. sprawdzajmy oferowane adresy), zwłaszcza, gdy zauważyliśmy, że nasi goście są na tyle zagubieni i osamotnieni, że mogą być na celowniku różnych szubrawców. A być może warto nieraz odradzić wyjazd w nieznane, jeśli widzimy, że nie są do niego przygotowani.
Natomiast straszenie wszystkich jak leci, to jednak woda na młyn tych, którzy ich niszczą na miejscu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: