A przecież potrzebujemy takiego gromadzenia wiedzy o moich predyspozycjach, a nawet słabościach. Nie chodzi tylko o profilowanie reklamy i odpowiadanie na moje zapotrzebowania jako klienta. Lekarz musi wiedzieć jak najwięcej o moich dolegliwościach i stanie zdrowia. Pracodawca o kompetencjach. A ratownik lub trener o wydolności. Nawet potrzebna jest wiedza o tym, kto jest mi najbliższy, by w razie wypadku (np. na kopalni) było wiadomo, kogo zawiadomić. Kto ma prawo do informacji o tym, co się dzieje i jakie są rokowania. Nieraz jest to oczywiste (najbliższa rodzina), ale bywa, że to nie takie proste. I gdyby informacja o tej preferencji dostała się w niepowołane ręce, mogłaby zaszkodzić, zniszczyć ważne dla mnie relacje.
Nasze bezpieczeństwo z jednej strony wymaga przekazywania danych o sobie, a z drugiej strony to właśnie ono „domaga się”, by te dane nie wyciekły. Jedynym, co pozwala pogodzić te dwa wymagania jest zaufanie. By udostępniać wiedzę o sobie, a zwłaszcza o swoich słabościach, muszę ufać, że nie zostanie ona wykorzystana przeciwko mnie.
Na tych potrzebach zasadzała się koncepcja Boga jako opatrzności. Bóg, który wszystko wie, a więc zna mnie lepiej niż ja sam siebie, jednocześnie opiekuje się mną. Oko opatrzności widzi wszystko, by móc skutecznie mi pomagać, by przewidywać narastające niebezpieczeństwa. Tak rozumiany Bóg jest wielkim komputerem, rejestrującym wszelkie dane, przetwarzającym je i reagującym na nie. W tej koncepcji też decydujące jest zaufanie. Nadzieja, że Bóg jest dobry a nie złośliwy. Bez niej taki obraz Boga jest nie do zniesienia.
Do tego dochodzi przekonanie o tym, że Bóg zachowuje te informacje tylko dla siebie. Wszystko rozgrywa się w moim sumieniu i to ja decyduję o ewentualnym dzieleniu się nimi z innymi. Owo przekonanie zadecydowało najprawdopodobniej o powstaniu tajemnicy spowiedzi. Ksiądz, działający w imieniu Pana Boga jest zobowiązany do absolutnego milczenia, czyli niewyjawiania w jakikolwiek sposób grzechów penitenta i innych okoliczności z nimi związanych. Z jednej strony musi wiedzieć o problemach, by pomóc (stąd wymóg otwartości i niezatajania grzechów), a z drugiej strony musimy mu ufać, że nie ujawni niczego z tego, co mu powierzamy. Czyli nie narazi naszych dóbr osobistych.
Gdy to zaufanie zostanie nadszarpnięte, najczęściej dochodzi do rezygnacji za spowiadania się. Podobnie nie poszlibyśmy już do psychologa, który (jak się okazało) rozpowiadałby na prawo i lewo to, co mu wyznaliśmy. Również gdy uważamy, że Opatrzność używa swojej wiedzy o nas do tego, by nam zaszkodzić, odwracamy się od wiary w nią. A tak dzieje się np., kiedy świadomość słabości nie mobilizuje nas do pracy nad sobą, ale raczej zniechęca do niej.
Koncepcja wszechwiedzącego Boga jest oczywiście niebezpieczna. Grozi (wobec różnych tragedii) nazwaniem Go złym lub nawet złośliwym. Ale przede wszystkim jest trudna do pogodzenia z wolnością. Stąd stary zarzut, że skoro Bóg już z góry wie (zna przyszłość), to nie ma miejsca na wolną wolę. Podobnie państwo, gromadzące coraz więcej danych o nas, coraz łatwiej oskarżać o chęć do wykorzystywania nas (czyli o zło), a zatem nie ufać mu. A co za tym idzie utrudniać pomaganie nam. Oraz obawiać się ograniczenia naszej zdolności do wolnego wyboru. Ogrom wiedzy o nas ułatwia manipulowanie nami.
Co wobec tego? Jako zwykli zjadacze chleba, którym daleko do możliwości hakerskich, stoimy wobec wyboru między „fast” i „slow”. Szybkie życie wymaga wspomagania, czyli zależności. Owo gromadzenie danych wrażliwych ma nam ułatwić życie szybsze, sprawniejsze, ale bardziej zależne od „instytucji opiekuńczych”. System wymaga poświęcenia wolności. Natomiast życie wolniejsze pozwala na uwolnienie się od kurateli systemu. Nieraz wręcz przybiera kształt ucieczki od nowoczesności. Ale wtedy o bezpieczeństwo musimy sobie sami zadbać. Nikt nam w tym nie pomoże. Nawet opatrzność.
W praktyce większość z nas uspokaja się myśleniem: danych jest tak wiele, że trudno je przetwarzać. Mną małym nikt się nie interesuje, dlatego nie ma kto wykorzystywać informacji o mnie i używać ich przeciw mnie. System jest tak duży, że mogę się schować w jego cieniu.
Ale przecież on ciągle się doskonali.