Rozmowa z księdzem Jackiem Siepsiakiem*
Czy flirt polityki i Kościoła opłaca się Kościołowi na dłuższą metę? Przykłady można mnożyć. W zeszłym roku w Bielsku-Białej odbył się publiczny różaniec o nawrócenie i opamiętanie prezydenta miasta, radnych, o niefinansowanie eugenicznej procedury in-vitro. Księża z parafii św. Ducha w Siemianowicach Śląskich zapraszają (co ogłaszają z ambony) w pierwszy dzień świąt wielkanocnych na różaniec w intencji zatrzymania aborcji na plac pod Urzędem Miasta.
Na dłuższą metę związek polityki i Kościoła nigdy się nie opłaca, dlatego że wtedy los Kościoła zależy od losu danej partii czy danej opcji politycznej. Jeśli jest niepopularna, to Kościół też na tym traci. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że jak się Kościół wiąże z jakąś częścią sceny politycznej, stawia się w opozycji do innych części. Szczególnie w kampanii wyborczej polityka partyjna polega na dzieleniu ludzi wg różnych punktów widzenia, które z sobą rywalizują. I wtedy Kościół staje się tylko partykularny. Zdaje się być Kościołem dla jednych, a nie dla innych. A powinien być otwarty na wszystkich.
Teraz, po wyborach parlamentarnych Kościół odczuwa, że niechęć do byłej partii rządzącej przeniosła na niego?
Tak i nie. Trzeba sobie też jasno powiedzieć, że jak mówimy "Kościół", to mówimy o dwóch różnych rzeczywistościach. Bardzo często jak mówi się o Kościele, to mówimy o hierarchii i jego ogólnopolskim wpływie, czyli o biskupie, episkopacie... Ale też mówimy o Kościele jako o wiernych, jako o wspólnocie Kościoła. Tu sytuacja jest inna, bo wpływ Kościoła społeczny czy medialny jest bardziej lokalny. Gdzieś w tym wszystkim sytuują się też księża, trochę z biskupami, a trochę z wiernymi ze swojej parafii. Inny jest wpływ biskupa a inny proboszcza. Są przecież proboszczowie, którzy nie mieszkają się do polityki, i są parafie, których księża mieszają się bardzo mocno. Jednak oddziaływanie społeczne Kościoła jest coraz mniejsze.
Widzi to ksiądz?
Trudno dyskutować z danymi. W miastach do kościoła chodzi regularnie tylko około 20 proc. ludzi. Mówimy o 20 procentach a nie na przykład 80. Zwróciłbym uwagę na jeszcze inne zjawiska - publicznego głosu biskupów czy episkopatu jako całości oraz mediów, które kreują się na "katolicki głos w twoim domu", a jednocześnie są przepełnione polityką. To gorszy ludzi. Podsumowując ten wątek naszej rozmowy - już od wieków związek Kościoła z polityką Kościołowi nie służy. Raczej służy politykom. Choć "służy" to może niefortunne słowo, on jest wykorzystywany przez polityków. To już nawet widać od Inkwizycji, prawda?
W jakim sensie?
Ona jest kojarzona z Kościołem bardzo mocno, a w wielu krajach jedynie Inkwizycja świecka mogła wydawać wyroki śmierci. Ale w mentalności ludzi Inkwizycja równa się Kościół.
Tak rzeczywiście jest.
Inkwizycje, bo były różne, są obciążeniem dla Kościoła. Są bardzo dużym obciążeniem.
Rozumiem. Teraz, w czasie kampanii wyborczej do samorządów wydaje się, że kandydaci już ostrożniej podchodzą do deklarowania się jako katolicy i do działań bezpośrednio odwołujących się do religii. Przykład z naszego podwórka - Rafał Piech, prezydent Siemianowic Śląskich, który teraz ubiega się znowu o to stanowisko, "zasłynął" na całą Polskę organizacją ceremonii zawierzenia miasta Maryi, później już indywidualnie (ale pod uroczystym aktem podpisał się jako „przewodniczący Ruchu Polska Jest Jedna Panem Jest Jezus” oraz prezydent miasta Siemianowice Śląskie) dokonał aktu zawierzenia Siemianowic Bożemu Miłosierdziu. Dziś już stara się nie epatować wprost takimi tematami.
Przegrane wybory w październikowe spowodowały, że wielu ludzi się odżegnuje nawet od logo PiS-u, choć są członkami tej formacji. Niektórzy nawet jako logo mają serduszko podobne do Koalicji Obywatelskiej. To samo jest jeżeli chodzi o Kościół. Kościół w takim powszechnym, że tak powiem, wyczuciu, trochę przegrał te wybory. Co nie znaczy, że cały Kościół był za PiS-em. Kościół stał się "łatką", której politycy teraz nie chcą sobie przypinać. Jak długo to będzie trwało, to jest inna sprawa. (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się po więcej na: https://www.slazag.pl/newsletter).
Wracając do Rafała Piecha, zawierzenie miasta Maryi, zorganizowane w 2015 roku wydawało się takim religijnym happeningiem. Wręcz kpiną z religii. Co właściwie Maryja ma do miasta?
Trudno mi oceniać jego intencje. Natomiast ja to nazywam modlitwą ofensywną.
Ofensywną?
Tak. Bo są i modlitwy ofensywne, i defensywne, a nawet jest modlitwa spóźniona. Najgorsza jest modlitwa agresywna, gdy modlimy się np. o nawrócenie kogoś. Np. teściowa zamawia intencję o nawrócenie swoich synowych. Podobnie w polityce niektórzy zamawiają intencje o nawrócenie kontrkandydata czy kogoś innego. To są oczywiście bardzo brzydkie chwyty, wykorzystujące modlitwę, religię, kult do tak naprawdę zaatakowania człowieka czy jakiejś grupy ludzkiej. To się działo np. na wałach Jasnej Góry, gdy ludzie maszerowali z pochodniami, z transparentami niosącymi agresywne hasła np. wobec uchodźców. Różaniec przeciwko uchodźcom - to trudne do zaakceptowania. Tak samo obrona kościołów przed Czarnymi Marszami, wybryki Bąkiewicza. Te przejawy zaciekłości religijnej trochę się już skompromitowały, więc może rozmaici ludzie będą mniej po nie sięgać. To gorszy ludzi. Widzę też jeszcze jeden problem, może bardziej subtelny.
Jaki?
Samego "tajmingu", czyli czasu. To znaczy, że pewne rzeczy, które generalnie są dobre, wkłada się w taki moment, żeby wykreować podtekst polityczny, sugestię. Np. zawierzanie miasta świętemu. Ostatnio arcybiskup Gądecki wezwał do nowenny ("Zapraszam wszystkich do udziału we wspólnej Nowennie w intencji ojczyzny, zgody narodowej i poszanowania życia ludzkiego" - powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski arcybiskup Stanisław Gądecki - przyp. red.). Osiem lat nie wzywał. Gdy działy się te same rzeczy, o których pisze teraz w liście, to nie wzywał do nowenny. A tu nagle trzeba wzywać. Tajming jest sugestywny. Niby nic złego, bo modlą się o dobro ojczyzny, o mądrość rządzących, ale podtekst jest taki, że przez 8 lat rządzący byli mądrzy, a jak się zmienił rząd to nagle trzeba się za nich modlić, bo są głupi? Dziwne to trochę.
No i takie nie wprost.
Niby delikatne, bo przecież nikogo z nazwiska nie wymieniamy, ale do nowenny wzywamy akurat w marcu, przed wyborami samorządowymi.
Dziś wiele osób odczuwa niechęć do polityki, uważając ją za brudną i niezbyt uczciwą profesję.
Ja jestem zasmucony takim zjawiskiem, bo polityka jest potrzebna. Papież Franciszek mówi, że to jest najszlachetniejsze z zajęć, co brzmi prawie obrazoburczo.
Szczególnie w Polsce.
Nie chciałbym, żeby ludzie uciekali od polityki. Chciałbym, żeby się angażowali w politykę. Bo zaangażowanie polityczne w ogóle w swoim takim fundamencie to jest forma miłości, miłości społecznej. Bo ci ludzie chcą w jakiś sposób zmienić coś, co im się nie podoba. Natomiast Kościół powinien trzymać się z dala od polityki i rządzącej opcji. Zresztą jest zapisane urzędowo, w dokumentach, że ksiądz nie może brać się do polityki. Nie może brać udziału w polityce partyjnej, nie może być członkiem partii, nie może lobbować itd. Nie wszyscy tego przestrzegają, to jest inna sprawa, ale zasadniczo tak jest zapisane w prawie kościelnym.
Świeccy jak najbardziej powinni się angażować w politykę?
Dokładnie. Księża - nie. Nie oceniam konkretnej sprawy aborcji, ale to, co napisała ostatnio komisja episkopatu jeżeli chodzi o głosowanie w sprawach aborcji (abp. Gądecki zaapelował do parlamentarzystów: "Nawiązując do projektów prawnych, dotyczących zmiany warunków ochrony życia dzieci nienarodzonych oraz zdrowia ich matek, złożonych przez różne środowiska polityczne w Sejmie RP, zwracam się z apelem do wszystkich ludzi dobrej woli - tak wierzących, jak i niewierzących - o głęboką refleksję i ochronę wartości jaką jest życie człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci" - przyp. red.) nie jest mądre, bo postawili takie warunki, że większość katolików w ogóle nie będzie głosować, bo nie spełniają tych warunków, nie będą chcieli spełnić. Grozi to tym, że w sprawach aborcji głos katolicki będzie bardzo słaby, dlatego że będzie bardzo radykalny i nie będzie miał jak sojuszników w kształtowaniu prawa na ten temat.
Efekty polityczne będą przeciwne temu, co by chcieli osiągnąć?
To wycofywanie się jest oddawaniem pola walki. Wycofywanie się w imię radykalizmu, że musi być tak, jak my chcemy.
* Ksiądz Jacek Siepsiak - jezuita, który przez 5 lat był proboszczem parafii we Wrocławiu, a później dyrektorem Wydawnictwa WAM w Krakowie. Obecnie pracuje w Gliwicach.
Może Cię zainteresować: