7 października 2024 r. zamknięto wiadukt kolejowy nad ul. Mikołowską w Katowicach. Według planów PKP PLK przebudowa wiaduktu ma trwać do IV kwartału 2025 roku. Wtedy też najprawdopodobniej planowane jest zamknięcie wiaduktu nad ulicą św. Jana. Nie da się ukryć, że miasto musi się rozwijać i potrzebuje inwestycji, jednak od momentu wcielenia w życie planów remontu wiaduktów wiele osób dotknęły problemy komunikacyjne. Szczególnie narażeni są przedsiębiorcy prowadzący małe firmy w centrum Katowic
Jednym z nich jest Ryszard Wagner, który przez prawie 40 lat prowadził sklep motoryzacyjny przy ulicy Andrzeja. Jego sklep od lat jest jedynym takim miejscem w centrum Katowic. Przetrwał zmianę ustroju, szalone gospodarczo lata 90. oraz wybuch konkurencji marketów. Jest to rodzaj huba komunikacyjnego dla kilku pokoleń nie tylko pasjonatów samochodów, ale po prostu ich użytkowników. Jak mówi syn pana Ryszarda, Karol - Nie ma w regionie 40, 50, 60-latka posiadającego auto, który by nie znał tego miejsca.
Niestety zamknięcie wiaduktu przyniosło na tyle duże straty w obrotach sklepu, że pan Ryszard został zmuszony do zamknięcia interesu. Sklep jest czynny do 28 lutego 2025 roku. Od tego momentu w centrum Katowic nie będzie już żadnego sklepu motoryzacyjnego.
Rozmowa z Ryszardem Wagnerem, właścicielem sklepu samochodowego przy ul. Andrzeja 13 w Katowicach
Jak długą
historię ma pański sklep?
37-letnią. W rzeczywistości historia sklepu
sięga jeszcze dalej, bo przez pewien czas prowadziłem spółkę ze
wspólnikiem, czyli w sumie pracuję tu już prawie 40 lat.
Skąd
wziął się pomysł na otwarcie sklepu motoryzacyjnego akurat w centrum
Katowic?
Zanim
otworzyłem sklep, prowadziłem przez długi czas warsztat
wulkanizacyjny w Katowicach. Później nadarzyła się okazja, żeby
przejąć sklep motoryzacyjny, który był już częściowo
zaopatrzony. To były lata 80. i od tego czasu tu jestem.
A
skąd w ogóle wzięło się pana zainteresowanie motoryzacją?
Motoryzacja
zawsze mnie interesowała. Kiedy miałem okazję przejąć sklep,
postanowiłem z tego skorzystać. Zanim wszedłem w ten biznes miałem doświadczenie w branży, więc nie było to dla mnie
zupełnie obce.
Z
pewnością przez te 40 lat widział pan wiele zmian. Jakie różnice
dostrzega pan w prowadzeniu sklepu motoryzacyjnego za czasów PRL-u a dzisiaj?
Za
czasów PRL-u było zupełnie inaczej. Wtedy był rynek sprzedawcy,
bo w sklepach prawie nic nie było. Cały czas trzeba było jeździć
po Polsce, żeby zdobyć towar. Dziś jest odwrotnie – wszystko
jest dostępne, ale teraz trzeba mieć klienta. Niestety, dziś wielu
z nich przeniosło się do internetu, gdzie mogą zamówić części
bez wychodzenia z domu.
Przez
te lata miał pan stałych klientów, którzy wracali?
Tak,
miałem bardzo dużo stałych klientów. To oni stanowili fundament
sklepu. Jak to się mówi, 70 proc. obrotów robi 30 proc. klientów. I to się sprawdza. Klienci wracali, bo wiedzieli, że dostaną
dobrą poradę i odpowiednie części. Spotykam się z samymi
pozytywnymi opiniami, co także potwierdza jakość naszej obsługi.
Patrząc
na zamiany, które zaszły w Katowicach przez ostatnie 40 lat, jak pan ocenia rozwój miasta?
Katowice
na pewno bardzo się zmieniły. Miasto zdecydowanie pięknieje.
Pojawiły się nowe budynki, infrastruktura, Muzeum Śląskie, Międzynarodowe Centrum Kongresowe. Kiedyś Katowice były szare i brudne, teraz to
zupełnie inne miasto. Widać, że więcej uwagi przykłada się do
estetyki i czystości. Spodek, który kiedyś był naszą jedyną
wizytówką, już nie jest centralnym punktem, a nowe inwestycje dają
miastu nowoczesny wygląd.
Ostatnio
rozwój miasta spowodował też zamknięcie wiaduktów w Katowicach,
które miało wpływ na pana sklep. Jakie są konsekwencje?
Tak,
to był duży cios. Kiedy w październiku zamknięto wiadukt na ulicy
Mikołowskiej, moje obroty spadły o 40-50 proc. niemal z dnia na dzień.
To był bardzo trudny czas. W końcu nie dało się już dalej
prowadzić sklepu, mimo że starałem się jak mogłem. W
konsekwencji jestem zmuszony zamknąć biznes z końcem lutego.
Czy
po tylu latach prowadzenia sklepu, coś szczególnego pozostanie w
pana pamięci? Co było najfajniejsze, a co najtrudniejsze w tej
pracy?
Najfajniejsze
na pewno były kontakty z ludźmi. Satysfakcja z udzielania im
pomocy, szczególnie jeśli chodzi o dobór odpowiednich części do
samochodów. Czułem, że robię coś pożytecznego. Najtrudniejsze? Starzenie się, problemy zdrowotne i te zmiany w
mieście, jak zamknięcie wiaduktu, które całkowicie zrujnowało
moją działalność.
Czego będzie panu najbardziej brakować po zamknięciu sklepu?
Na
pewno codziennych spotkań z ludźmi, rozmów z
zaprzyjaźnionymi klientami. Tej rutyny –
przyjścia rano, otwarcia sklepu i pracy przez cały dzień. Choć
ostatnie lata nie były łatwe, to dzięki temu sklepowi udało mi
się wychować dzieci i zapewnić rodzinie stabilność.
Pana
dzieci kontynuują tradycję rodzinną i zajmują się motoryzacją?
Synowi
motoryzacja została we krwi ale kolekcjonersko, córka też wybrała
zupełnie inną branżę. Mimo że to miejsce jest ich
„matecznikiem” i oboje pamiętają lata jak wspólnie, jeszcze z
żyjącą wtedy żoną, kończyliśmy dni w barze „SMAK" naprzeciwko, a i często do dziś rozśmieszamy się wzajemnie
anegdotami z życia sklepu, motoryzacji i rodziny, której historia
nierozerwalnie związana jest z tym miejscem – to jednak myślę, że
nikt nie chciałby dzisiaj robić tego, co ja. To była fajna praca
kiedyś, ale teraz to już nie to samo.
Jakie
ma pan plany na emeryturę?
Tak
naprawdę na emeryturze już jestem od 6 lat. Jednak pracowałem,
żeby mieć jakieś zajęcie. Myślę, że po zamknięciu sklepu
zajęcie znajdę sobie w parku – na spacerach.

Może Cię zainteresować: