Lech
Majewski. Artysta wszechstronny: filmowiec, dramaturg, pisarz, rzeźbiarz, malarz, poeta (a to i tak nie wszystko...). Reżyser
wspaniałego „Angelusa” (najlepszy film o Śląsku?) czy osławionego, zasypanego nagrodami „Młyna i krzyża”.
W jego filmach grały takie gwiazdy, jak John Malkovich, Viggo
Mortensen, Rutger Hauer czy Charlotte Rampling. Majewski nie urodził się w Katowicach, urodził się w Stalinogrodzie - 30 sierpnia 1953 roku. Katowice, a dokładniej Koszutka zawsze były punktem odniesienia w bogatej twórczości, ale i przystanią, do której chętnie wracał i jeszcze chętniej opowiadał. Na słynnej "Aszy" na Koszutce narodził się pomysł, z którego narodził się potem najnowszy film Majewskiego: "Brigitte Bardot Cudowna".
A Batman?
Mówimy
o TYM Batmanie. Słynnym, pierwszym z serii, wyreżyserowanym w 1989
roku przez wielkiego Tima Burtona. Majewski opowiadał mi kiedyś,
jak kilkanaście miesięcy wcześniej natknął się na reżysera w
Pinewood Studios pod Londynem. On montował tam swojego „Więźnia
Rio”. Burton – czekał na… wyrok. Jego „Batman” zapowiadał
się na gigantyczną klapę. Widzowie, którzy kolaudowali fragmenty
filmu, narzekali, że słaby, przerysowany, że nie ma Robina…
Wytwórnia Warner Bros. przestraszyła się i zaczęła wycofywać z
produkcji.
- Z Burtonem widywaliśmy się w jadalni. Często bywaliśmy tam sami, więc rozmawialiśmy. Wtedy było już po Batmanie: Jack Nicholson pojechał na urlop, a w studiu ekipy zaczęły demontować makiety Gotham – opowiadał Majewski.
Batmana uratowały zabawki
Tak,
Batman ostatecznie powstał. Majewski tłumaczył mi, że film
uratowała fuzja wydawnictwa TIME i wytwórni Warner Bros. „Była
dysproporcja w wartości akcji jednej i drugiej firmy, więc żeby
podbić wartość akcji Warnera, wrzucono dodatkowe pieniądze na
promocję i produkcję Batmana” – mówił. Był jeszcze drugi
szczęśliwy zbieg okoliczności. W Atlancie odbywała się wówczas
gigantyczna konwencja poświęcona kinowym gadżetom i okazało się,
że na rynku brakuje tego typu towaru.
- Praktycznie jedynymi gadżetami produkowanymi na wielką skalę, które można było połączyć z powstającym akurat filmem były te związane z Batmanem: figurki, zabawki, koszulki, plecaki… etc. W takich okolicznościach uratowano film, który niedługo potem podbił kulturę popularną – wspominał Majewski.
Teraz
uwaga: rola. Mówiłem, że panowie dużo gawędzili przy posiłkach?
Więc któregoś dnia, zupełnie dla draki, Burton zaprosił
Majewskiego do zagrania jednego z mafiosów, których odwiedza Jack
Nicholson jako Joker. Scenę na pewno znacie (rozpoczyna się tuż
przed 40. minutą filmu): jeden z gangusów sprzeciwia się
współpracy z Jokerem, ten proponuje, że rozstaną się bez żalu,
tylko wcześniej uścisną sobie dłonie.
Co w napisach końcowych?
- Tym uściskiem Joker pali gościa na węgiel, a potem wyrzuca resztę ekipy i wprowadza swoją. Ucharakteryzowali mnie tak, że sam siebie nie poznawałem – opowiadał Majewski. Zerknijmy na kadry z filmu. Lech Majewski to ten łysy po lewej.
Nasz
człowiek z Katowic w „Batmanie” nie mówi ani słowa. Na ekranie
pojawia się w sumie ze 30 sekund. Co więcej, nie znajdziemy go w
napisach końcowych. Wszystko dlatego, że „Batman”, jak
większość produkcji Hollywood, był filmem związkowym. Majewski
nie należał do Screen Actors Guild, a angażu takowych (nawet
statystów) skrupulatnie pilnowali tzw. „union watchmen”.
Honorowy Obywatel Majewski
Wiedzieliście o tym? A wracając do teraźniejszości... Tuż przed 70. urodzinami Majewski zapowiedział w Katowicach realizację cyklu wideoartów inspirowanych dziełami Jacka Malczewskiego. Więcej o tym projekcie TUTAJ.
- Każdy z wideoartów towarzyszących wystawie stanowi osobną całość, a ich połączenie, w różnych konfiguracjach, poszerzy możliwość odbioru oraz interpretacji wspaniałych prac Jacka Malczewskiego w nawiązaniu do historii Polski oraz współczesności. Rozpoczynając od scen w pracowni Malczewskiego, ujętych w obrazie „Melancholia”, postaci z jego świata wyjdą przez półotwarte okno i przemierzą Polskę tę sprzed lat i tę współczesną – tłumaczył reżyser.
I, co najważniejsze, 11 września Lech Majewski otrzyma tytuł Honorowego Obywatela Miasta Katowice. Zupełnie zasłużony. Trudno byłoby na Śląsku wskazać dziś artystę z tak bogatym międzynarodowym dorobkiem, który tak mocno odwołuje się do swoich korzeni i swojej "katowickości".
- Działalność Lecha Majewskiego i rozsławianie poza swoje dzieła miasta Katowice. On wszędzie o tym mówi, że wszystko, co się dzieje, dzieje się w mieście Katowice - podkreśla prezydent Katowic, Marcin Krupa. Jego wniosek w tej sprawie wkrótce rozpatrzą katowiccy radni. Decyzja będzie tylko formalnością.
Może Cię zainteresować: