Ukryte skarby – między legendą a prawdą
Prawdziwym zagłębiem zaginionych skarbów na Górnym Śląsku ma być Bytom, gdzie czeka ich na odkrycie co niemiara. Przykłady? Kołyski ze srebra ukryte w dawnych podziemiach ratusza; skarby mitycznego zapadłego klasztory na Goju, dwunastu apostołów ze srebra u Minorytów, dwa zbójeckie skarby zakopane na Małgorzatce – jeden Walentego Dyngosa, drugi zaś Pistulki, który w końcu swoje łupy zakopywał w rozmaitych miejscach porozrzucanych po Śląsku, zatem czemu i nie tu), skarb na cmentarzu francuskim z lat wojen napoleońskich na Kochłówce i kolejny pod krzyżem pokutnym w Łagiewnikach. A do tego drugi skarb Dyngosa, tym razem w jaskini, służącej mu za kryjówką w Szombierkach. Jak wytłumaczyć taką obfitość legend o skarbach akurat w Bytomiu. Bardzo prosto: wielowiekową historią tego miasta, jednego z najstarszych na Górnym Śląsku.
A gdzie szukać skarbów poza Bytomiem? A na przykład w Chorzowie Starym pod kaplicą świętego Jana czy w Katowicach pod mostem na Kłodnicy. Kolejny francuski grób, w którym zdeponowano skarb, znajdować się ma pod murem zamkowego parku w Siemianowicach Śląskich. Poszukiwaczy zbójnickich łupów żywo interesował także pewien głaz w Gliwicach-Sośnicy.
Są i skarby templariuszy, a jakże! Jak wiadomo, templariusze podobnie jak Pistulka ukrywali swoje skarby gdzie tylko rusz. A zatem ni chybi należy ich szukać w zamkach w Rudzie czy Chudowie. A że już dawno wykazano, iż nie były to zamki templariuszy... no cóż. Kto wie, ten wie, nieprawdaż.
Czekają także na odkrycie złoto i kosztowności śląskich magnatów przemysłowych, czyli skarby Karola Goduli, pogrzebane w ziemi pod fundamentami jego zamku, podobnie jak Donnersmarcków pod dawnym „Mały Wersalem” w Świerklańcu. To oczywiście wszystko legendy, jednak ciekawe swoją drogą, że w latach PRL z upodobaniem wysadzano w powietrze zrujnowane siedziby śląskiej arystokracji, zamiast zwyczajnie rozebrać cegła po cegle i kamień po kamieniu ich znane partie. Czyżby władza ludowa spodziewała się znaleźć tam coś, do czego można było dotrzeć tylko stosując środki tak radykalne?
Zrabowane złoto w bytomskiej piwnicy
Dajmy jednak spokój legendom i spekulacjom. Po II wojnie światowej na Śląsku nie brakowało skarbów zupełnie realnych, a niektóre z nich być może czekają na odkrycie do dziś.
Za przykład niech posłuży głośna sprawa, którą emocjonowała się śląska prasa i jej czytelnicy w 1946 roku. Odkryto wtedy w Bytomiu (no bo gdzieżby indziej!) ukryte w piwnicy złoto i kosztowności. Jak pisała "Trybuna Robotnicza" w artykule pod sensacyjnym tytułem "Skarbiec w piwnicy SS-mana":
(...) kilkunastu wybitniejszych ss-manów z Bytomia i Zabrza zatrudnionych było podczas okupowania krajów Europy w nadzwyczajnej misji t. j. prowadzenia wywiadów i wyszukiwania ukrytych kosztowności. Pomimo, że wspomniani SS-mani grabili złoto, pieniądze i kosztowności na rzecz banku niemieckiego, znaczna część zrabowanych skarbów znajdowała schronienie w ich własnych piwnicach. W ostatnich dniach funkcjonariusze MO (...) wykryli w piwnicy należącej do żony esesmana Olgi Pietrzyckiej w Bytomiu, ul. Daszyńskiego 6, 6 sztab złota oznaczonych godłami państwa polskiego. Sztaby te o wadze 6 kg 574 gr, wartości około 38 milionów złotych, zrabowane były swego czasu z banku polskiego. Cały ten skarb złożony został w Narodowym Banku Polskim w Zabrzu.
Prowadzone poszukiwania u innych osób pozwoliły milicji wykryć drugi ukryty skarbiec, w którym znaleziono 100 sztuk złotych monet 20 markowych oraz 250 złotych franków.
"Dziennik Zachodni", podając nieco inne liczby - 250 sztuk 20-markówek w złocie oraz 150 sztuk franków szwajcarskich w złocie - opisywał też atmosferę, jaka zapanowała w związku z odkryciami. Ludzie tym żyli:
W Zabrzu i Bytomiu krążą najbardziej sensacyjne opowieści odnośnie skarbów odnalezionych w Bytomiu. Milicja Obywatelska prowadzi energiczne dochodzenia.
Tego typu depozytów w bytomskich i nie tylko piwnicach musiało być po II wojnie światowej więcej. Znając ówczesne realia, można być pewnym, że większość z nich nie ujrzała światła dziennego. Nawet, a może szczególnie te odnalezione przez prostych funkcjonariuszy MO. Szybko kładł na nich rękę Urząd Bezpieczeństwa, gdzie pracowali gangsterzy nie gorsi (a czasami właśnie dużo gorsi) od ukrywających łupy esesmanów.
Srebrny skarb sprzed tysiąca lat
Tymczasem w Bytomiu (no przecież!) spał sobie spokojnie w niczym nie zmąconej ciszy muzealnych magazynów inny, bezcenny skarb. Przez długie lata wiedzieli o nim chyba tylko tamtejsi archeologowie. Ci niemieccy, którzy go tam sprowadzili, i ci polscy, którzy po nich nastąpili, gdy Oberschlesische Landesmuseum stało się Muzeum Górnośląskim.
Zaczęło się od tego, że w zagłębiowskich Strzemieszycach, wówczas wsi, a dziś dzielnicy Dąbrowy Górniczej, odkryto średniowieczny cmentarz. Z XII wieku, może wcześniejszy. Pochowani tam ludzie żyli w najpóźniej w czasach panowania synów Bolesława Krzywoustego, a może i jego samego, niewykluczone że jeszcze za czasów jego ojca i stryja. Było ich wielu, ponad 100. I byli bardzo bogaci. Ciała składano do grobów z bardzo bogatym wyposażeniem, do którego często należały srebrne ozdoby. Kilkadziesiąt lat później archeologowie, którzy przebadają odkryte w pobliskiej Dąbrowie Górniczej-Łośniu relikty osady, której mieszkańcy zajmowali się hutnictwem srebra i ołowiu, powiążą ze sobą te dwa miejsca. Ludzie ze Strzemieszyc także musieli być hutnikami, a do tego producentami srebrnej biżuterii - stąd jej obfitość w grobach.
Odkrycia w Strzemieszycach dokonano w 1932 roku. Plon badań archeologicznych zamierzano - po ich zakończeniu - udostępnić publiczności w zagłębiowskim muzeum. Jednak muzeum było dopiero w planach, a nim zdążono je przekształcić w rzeczywistość, wybuchła II wojna światowa. Niemcy, w osobie dyrektora Oberschlesische Landesmuseum Franz Pfützenreiter i archeolog Georg Raschke sprowadzili strzemieszyckie znaleziska z Zagłębia do w Bytomia. W tamtym momencie, z polskiego, zagłębiowskiego i po prostu moralnego punktu widzenia - można by to zakwalifikować jako rabunek. Tyle tylko, że gdyby Pfützenreiter i Raschke tego nie uczynili, z niemal całkowitą pewnością skarby ze Strzemieszyc uległyby niezorganizowanej grabieży i zaginęły na zawsze rozproszone i być może zniszczone. A tak los sprawił, że pozostały w jednym miejscu i pod fachową opieką. Szczęśliwie przetrwawszy II wojnę światową, po dziś dzień są bezpiecznie przechowywane w magazynach bytomskiego muzeum.
Naszyjnik księżnej Daisy
Historia to wprawdzie nie do końca górnośląska, a nawet po większej części dolnośląska, jednak wiąże się z nami. Hochbergowie von Pless to przecież nie tylko Książ, a także, i z pewnych względów nawet przede wszystkim, Pszczyna.
Imponujący,
kilkumetrowej długości naszyjnik z pereł należący do Daisy
Hochberg von Pless otaczała legenda, według której miała na nim
ciążyć klątwa młodego nurka – znalazcy największej perły.
Klątwa okazała się wymysłem pewnego śląskiego dziennikarza,
niemniej i bez tego perły Daisy pobudzają do szybszego bicia serce
niejednego poszukiwacza skarbów. Losy drogocennego naszyjnika są
niejasne. Jak chce legenda, księżna kazała się z nim pochować.
Po II wojnie światowej miał zniknąć wraz z resztą wyposażenia
jej obrabowanego grobowca. Jednak i to wygląda na plotkę. Fakt są
takie, że Daisy rzeczywiście złożono do grobu przybraną w
perłowy naszyjnik, z tym że krótszy i znacznie mniej cenny. Ten
słynny, który mąż, Hans Heinrich XV von Pless zakupił jej w
Paryżu, Daisy miała nakazać pociąć. Ponoć chciała wykorzystać
jego perły, by przekupić funkcjonariuszy gestapo w celu uzyskania
zwolnienia swego syna Bolka z niemieckiego aresztu. Czy rzeczywiście
się tak stało? Być może, ale można spotkać się też z wersją,
że Hochbergowie odkupili perły i zrekonstruowali olśniewający
naszyjnik. Ostatni
trop po naszyjniku urywa się w 1946 roku,
kiedy to - według relacji pracownika Dyrekcji Dóbr Książęcych w
Wałbrzychu – funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa otwarli
znajdujący się w pałacu von Czetrittzów sejf mieszczący precjoza
Hochbergów. Miał znajdować się wśród nich również 6-metrowy
sznur pereł. O ile jednak część kosztowności z czasem ujrzała
światło dzienne, o tyle po perłach ślad zaginął.
Fortuna w Szybie Południowym?
Mimo upływu kilkudziesięciu lat nie przestaje budzić emocji tajemniczy depozyt, który w ostatnich dniach 1944 r. Niemcy mieli opuścić w głąb Szybu Południowego kopalni "Preussen" (po wojnie - "Miechowice"). Najbardziej bodaj frapująca wersja głosi, iż w podziemnych chodnikach bytomskiej kopalni (i znów Bytom!) ukryto kilkanaście ton złota.
W roku 2001 tygodnik Życie Bytomskie opublikował serię artykułów o badaniach Szybu Południowego przez radiestetę - Janusza Zbiegieniego. Jego różdżka miała wykryć, iż:
W rejonie szybu są ukryte przez Niemców: zrabowane dzieła sztuki, wyroby ze złota, sztabki ze złota, wartościowe przedmioty. (...) Te przedmioty ukryte są w 5 miejscach. Wszystkie te miejsca są zaminowane wspólnym ładunkiem, a nie każde z osobna. [...] Rzeczy ukryte przez Niemców w szybie znajdują się na poziomie około 370 metrów. W szybie ukryto następujące obiekty: zrabowane dzieła sztuki (sztuka sakralna, obrazy), wyroby ze złota - kilkadziesiąt kilogramów (przedmioty sakralne, biżuteria), sztabki ze złota - około 15 ton. Ukryte przedmioty znajdują się w odległości do 100 metrów od szybu.
Rewelacje radiestety mogły przyprawić o zawrót głowy nie tylko poszukiwaczy skarbów. Historyk Przemysław Nadolski poproszony przez nas o komentarz powiedział, że jeżeli w szybie rzeczywiście ukryte jest złoto, to musiało ono pochodzić z bankowych skarbców. Jego zdaniem mogły to być na przykład depozyty banków górnośląskich - dodawał Michał Hałaś, autor artykułu Złoto pod ziemią. Sensacyjne wyniki radiestezyjnych badań szybu w Miechowicach. Mowa była o aż 15 tonach złota!
Orzeczenia radiestety jak dotąd nie doczekały się weryfikacji. Szyb Południowy nadal strzeże swych tajemnic, z biegiem lat czyniąc to nawet jakby coraz zazdrośniej.
Cieszymy się, że przeczytałeś nasz tekst do końca. Mamy nadzieję, że Ci się spodobał. Przygotowanie takich materiałów wymaga mnóstwo pracy i czasu od autorów. Chcemy, żeby zawsze były dostępne dla Was za darmo, jednak aby mogło tak pozostać, potrzebujemy Twojego wsparcia. Zostań patronem Ślązaga na Patronite.pl i dołóż swoją cegiełkę do rozwoju dobrego dziennikarstwa w regionie.
Może Cię zainteresować: