Leszek Naziemiec: Zaczynamy zdobywać świadomość skutków zerwania więzi z naturą. Zmiany na Ziemi powodują, że na naszych oczach niknie w zastraszającym tempie dzika przyroda

Pochodzę ze Śląska. Przeżyłem w konurbacji niespełna pół wieku i byłem świadkiem przemian środowiska i konsekwencji tych przemian bez precedensu w skali Polski. Widziałem degradację rzek, hałdy in statu nascendi, a niektórzy moi bliscy, zatrudnieni w przemyśle ciężkim cierpieli na pylicę i inne choroby zawodowe. Dziś ze wzruszeniem patrzę na przyrodę, która powoli się podnosi – pisze Leszek Naziemiec, pochodzący z Siemianowic Śląskich dziecięcy fizjoterapeuta i psycholog, który przed rokiem przeprowadził się do Kołczewa, na wyspę Wolin, aby być bliżej morza. Ma na swoim koncie sporo pływackich sukcesów, a niedawno przepłynął wpław 250 kilometrów rzeką Jukon.

Fot. Tomasz Muc
Las w Murckach

Przechadzam się ze zdumieniem po bytomskich Żabich Dołach, które zamieniły się w ostatnich latach w ostoję ptaków i tylko walające się tu i ówdzie kawałki żużla przypominają o tym, gdzie tak naprawdę jestem. Ten śląski pejzaż, którego czuję się częścią, przypomina mi o koniecznych zmianach, które mam nadzieję, zaczną nadchodzić, bo zmienia się przecież powoli i nieuchronnie duch czasów.

Pogoń za utopią

Wraz z postępem cywilizacyjnym oddaliliśmy się od przyrody. Obecnie próbujemy żyć w świecie stworzonym przez siebie, w częściowo sztucznym środowisku. Ideałem staje się miejsce bytowania, które zapewnia nam pełen komfort. Wielu z nas uważa, że najlepsze miejsce do życia, to takie, w którym mamy doskonałą kontrolę nad temperaturą, nie odczuwamy głodu, ponieważ dostępny jest zawsze zróżnicowany pokarm, nie męczymy się fizycznie, ponieważ mamy do dyspozycji świetne narzędzia pracy, a jakość powietrza jest kontrolowana przez specjalne urządzenia. Podobnie jest z naszym zdrowiem. Poprzez ciągły monitoring i zaawansowane technologie medyczne mamy czuć się dobrze. Eliminujemy nawet „błędy genetyczne” i oczekujemy życia w wiecznym zdrowiu, może nawet przez… wieczność! W naszym świecie nie jesteśmy w stanie zaakceptować nawet ugryzienia komara. Myślimy, że uciekamy jakoś przed prawami przyrody: tak jakby nie miała już działać ewolucja z selekcją naturalną, dryftem genetycznym, doborem naturalnym i wieloma prawami, których zrozumienie wymaga sporo czasu i przede wszystkim zmiany perspektywy. Raczej powinniśmy się przyglądać światu jak przyrodnicy, a nie „konsumenci ekosystemów”. Niestety, wszystko co robimy to pogoń za utopią. Możemy podnosić komfort życia, rozwijać edukację, walczyć z głodem, nadużyciami władzy i zmieniać świat na lepszy. Jednak nie potrafimy uniknąć praw rządzących ewolucją ani na Ziemi, ani w kosmosie. Możemy oczywiście zastosować tryb myślenia religijnego. Niektóre ruchy religijne przekonują nas, że nie należymy do porządku przyrody. Nasze miejsce jest gdzie indziej.

W połowie dwudziestego wieku, w środowiskach intelektualnych mocną pozycję zdobył ruch „czarnych golfów”. Do głosu doszli egzystencjaliści, którzy przekonywali nas, że źródłem naszych problemów jest alienacja. Wyobcowanie społeczne, oddzielenie od prawdziwego „ja” i od środowiska. Jednocześnie naszym zadaniem jest przezwyciężenie tego stanu. Mogły temu służyć nowe systemy społeczno-polityczne, działalność artystyczna, zwrot ku wschodniej mistyce, fundamentalizm religijny i wiele innych pomysłów. Wszystko to miało poprawić sytuację egzystencjalną człowieka.

Skutki zerwania więzi z naturą

Obecnie zdobywamy świadomość skutków zerwania więzi z naturą. Zmiany na Ziemi powodują, że na naszych oczach niknie w zastraszającym tempie dzika przyroda, co w konsekwencji zagraża egzystencji samego homo sapiens. Szukamy wobec tego nowych ścieżek, którymi możemy podążać, choć to nie najlepsza metafora, ponieważ sugeruje znowu „wydeptywanie łąki”. Szukamy nowej perspektywy, która spowoduje, że się na chwilę zatrzymamy i przedefiniujemy idee: postępu, wzrostu i rozwoju. My oczywiście szukamy, ale w tym czasie rozpędzony walec jedzie po świecie jakby nigdy nic. Nikt jednak nie potrafi uciec od egzystencjalnego niepokoju, o którym kiedyś mówiły „czarne golfy”, dotyka on też kierowców walca.

Od początku rozwoju cywilizacji istniały grupy ludzi, które nie chciały się poddać postępowi, żyły raczej na marginesie wielkich procesów dziejowych. Dopiero teraz i tylko niekiedy, dochodzą do głosu. To ludność rdzenna, żyjąca wg standardów zachodnich prymitywnie. Mamy tutaj grupy, które dopiero niedawno zaczęły tracić swoją tożsamość i próbują ją odzyskać, czy raczej budować nową wersję, uwzględniając dziedzictwo, które do niedawna było ich chlebem powszednim. Tak robi ludność rdzenna Alaski, Peru i innych miejsc na świecie. Antropolożka Małgorzata Owczarska, w książce pt. Teoria rekonekcji. Ścieżki tahitańskiego aktywizmu, opisuje procesy odzyskiwania dawnej kultury przez Polinezyjczyków. Ciekawe w tych procesach jest przezwyciężanie przez mieszkańców wysp dualizmu kultura/natura. Dowiadujemy się, że ta dychotomia została narzucona przez kolonizatorów i wcześniej nie była znana. Dzięki temu, przed przybyciem białych ludzi, Polinezyjczycy unikali poczucia wyobcowania z natury. Byli bardziej spójni. Z jednej strony ludy rdzenne dokonują rekonekcji, łącząc się ponownie z dawną kulturą/naturą, próbując, choć na nieco innych warunkach niż kiedyś „żyć w przyrodzie”, z drugiej strony stanowią dla nas, ludzi zachodu, wielką inspirację. My próbujemy dokonać rekonekcji także na inne sposoby. Angażujemy się w ruchy społeczne i polityczne, mające na celu ochronę ekosystemów. Stajemy się naukowcami, obserwującymi i badającymi przyrodę, ale już nie na sposób kartezjański, używając sekcyjnego skalpela, ale raczej staramy się wniknąć w system i zrozumieć złożone powiązania. Więzy, które dotyczą nas samych. Obecnie istnieje już grupa przyrodników, którzy w trakcie badań terenowych przypominają samotników medytujących w ostępach leśnych, zresztą podobne wrażenie stwarzają artyści, malując, pisząc, przygotowując akcje artystyczne, w pełni zanurzeni w dziki kontekst.

Odkrywanie przyrody w sobie

Ciekawą ścieżką jest odkrywanie przyrody w sobie. W naszym ciele zostały zainstalowane przez przyrodę mechanizmy adaptacyjne, które staramy się wykorzystywać jak najmniej, jednak to właśnie używanie ich, a nawet trening tych zdolności powoduje, że właściwie natychmiast wtłaczani jesteśmy z powrotem w kontekst przyrodniczy. Subiektywnie odzyskujemy więź ze swoim ciałem, które dodatkowo otrzymujemy premię: to substancje chemicznie wydzielają się naturalnie, poprawiając nam nastrój. Długofalowo odczuwamy poprawę naszego zdrowia. Przyroda w nas rezonuje z przyrodą poza granicami naszego ciała. Popatrzmy na przykłady.

Reakcja nurkowa ssaków

Jest to stare przystosowanie naszego ciała, pozwalające nam żyć i pracować w strefie przybrzeżnej. Na granicy lądu i morza. Podczas nurkowania zachodzi szereg przystosowawczych reakcji w organizmie, takich jak przesuwanie się krwi z obwodu do części rdzennej ciała, zwolnienie metabolizmu i częstotliwości skurczów serca, by zużywać jak najmniej tlenu. Człowiek, który zaczyna nurkować na wstrzymanym oddechu, uczy się jednocześnie panowania nad stresem i w pewnym stopniu zaczyna kontrolować podstawowe reakcje, zależne od autonomicznego układu nerwowego, a na które człowiek nienurkujący nie ma wpływu. Tego typu trening pozwala przebywać stosunkowo długo pod wodą. Nurkowie łowiący małże paua w Nowej Zelandii, czy kobiety Ama w Japonii mogą nurkować cały dzień, schodząc nawet na kilka minut pod wodę, wynurzać się po kolejny oddech i cały proces powtarzając wielokrotnie.

Regularna ekspozycja na zimno

Wchodzenie w łagodny stan hipotermii było wpisane w historię naszego gatunku. Po prostu od czasu do czasu przemarzaliśmy. Zdrowotne korzyści są znane: dobry wpływ na ogólną odporność, układ krążenia i szereg innych dolegliwości. Po wyjściu z łagodnej hipotermii czeka nas natychmiastowa nagroda – czujemy przez pewien czas lekką euforię. W dzisiejszych czasach, lekkiej hipotermii doznają ludzie uprawiający turystykę górską, pływanie w wodach otwartych, czy zażywający zimnych kąpieli. Człowiek, który świadomie eksponuje swoje ciała na zimno, poznaje swoje reakcje, możliwości i w praktyce przebywa więcej poza domem, kontaktując się z dzika przyrodą. Może przebywać w miejscach niedostępnych dla innych ludzi, co zmienia perspektywę z jaką patrzy na przyrodę.

Długi wysiłek

Może to być długi bieg, marsz, pływanie czy wioślarstwo. Prawie każdy, kto spróbował trenować regularnie jakiś czas sporty wytrzymałościowe, zauważył jak wzrasta wydolność i jakie to otwiera możliwości. Na początku jest zwykle ciężko, jednak z czasem odkrywamy, że możemy poruszać długo bez odpoczynku, jeśli tylko dopasujemy do swoich możliwości tempo wysiłku. Uruchamiamy znowu starą adaptację, która służyła do długich wędrówek w poszukiwaniu pożywienia, nowego miejsca bytowania, czy polowania przez zaganianie. Można powiedzieć, że znowu spotkamy się z dwoma rodzajami gratyfikacji. Pierwszą, gdy wejdziemy w rytm wysiłku, zaczynamy się poruszać instynktownie i mamy poczucie dostosowania do sytuacji. Druga gratyfikacja związana jest ze stanem wytrenowania. Czujemy , że możemy zastosować swoje umiejętności w swoich przedsięwzięciach.

Głód

Od zawsze w historii towarzyszyły nam okresy głodu i większej dostępności pożywienia. Stosunkowo niedawno cześć ludzi uzyskała właściwie nieograniczony dostęp do pożywienia. Nic dziwnego, że szybko adaptujemy się do środowiska, w którym tego pożywienia brakuje. Jednocześnie intuicyjnie czujemy, że robienie sobie od czasu do czasu dłuższej przerwy w dostarczaniu kalorii wpływa na nas po prostu dobrze. Post podobnie, jak długi wysiłek, przemarznięcie i inne deprywacje potrzeb, na pewnym etapie powodują, że subiektywnie czujemy się wręcz doskonale. Obserwujemy i poznajemy reakcje naszego ciała, uczymy się funkcjonować w takich zmienionych warunkach fizjologicznych. Nasze możliwości wprawiają nas w zdumienie.

Można zapewne znaleźć i testować jeszcze inne mechanizmy, które dobitnie nam przypominają, że jesteśmy istotami cielesnymi. Jesteśmy przyrodą, choć czasem wiele robimy, by temu zaprzeczyć. Jeżeli zdecydujemy się odkrywać nasze naturalne, aczkolwiek często zapomniane adaptacje, mamy szansę na większy wgląd i kontrolę procesów naszego ciała w kontekście otaczającej przyrody. Dokonujemy rekonekcji. Ponownego podłączenia się do natury. Jestem przekonany, że podejmowanie tego typu działania mogą mieć zbawienny wpływ psychologiczny. Odzyskujemy swoje miejsce w świecie, przestajemy być tak wyobcowani jak „człowiek nowożytny”, możemy złagodzić objawy nerwicy, które zawsze obejmują różnorodne, indywidualne objawy psychosomatyczne, lęki związane z naszym własnym ciałem, z którym nie czujemy związku i nie mamy zaufania do jego reakcji. Przyroda może być traktowana jako czynnik terapeutyczny i takim czynnikiem jest. Pamiętajmy tylko, że przyroda „może zadecydować”, że nasze życie w pewnym momencie się skończy. Nurek może stracić przytomność i utonąć. Wędrowiec na górskiej ścieżce może zamarznąć lub umrzeć z głodu. Można powiedzieć że natura narzuca twarde reguły, które trzeba poznawać i akceptować, jeśli chcemy przedłużyć swoją cielesną egzystencję. Może się nasunąć także kwestia, skoro mówimy: „przyroda, przyroda”, czy jest to jakiś zbiorowy umysł lub system umysłów, który podejmuje jakieś decyzje? Tutaj istnieją różne koncepcje, które jednak nie musza być sprzeczne ze światopoglądem naturalisty.

Kiedyś w Europie panował paradygmat, że umysłem obdarzeni są tylko ludzie. Stosunkowo niedawno uznaliśmy, że dysponują nim także zwierzęta. Obecnie właściwości umysłowe przyznaje się roślinom i grzybom, tworzącym skomplikowane układy sygnalizacyjne. Czy możemy tę koncepcję rozciągnąć dalej? Robili to niektórzy filozofowie w starożytności, szczególnie w Indiach i niektórzy myśliciele nowożytni, np. Spinoza i Leibnitz. Czy musimy zatem zostać panteistami lub z powrotem wrócić do animizmu? Nie musimy. Możemy po prostu wrócić do swojego ciała i wykorzystać je jako portal do komunikacji z tym, co poza ciałem. Zobaczymy, co się dalej wydarzy.

Leszek Naziemiec

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon