„Lygej, bo gasza” opowiada o miłości, choć wyrażonej w sposób dość pragmatyczny. – Miłość jest tutaj wyrażana wprost, nieco szorstko. Nie „chodź, przytul mnie”, ale „lygej, bo gasza”. Myślę, że to pokazuje szczery śląski sposób kochania – opowiada Anna Drewniok, autorka.
Utwór napisała już kilka lat temu z muzyką na harfę, fortepian i kwintet smyczkowy. Inspirowała się motywami ludowymi, a przede wszystkim opowieściami swojej babci.
– Całe dzieciństwo babcia opowiadała mi o bebokach, utopkach i innych straszkach. Przygotowała śpiewnik, w którym spisała pieśniczki, jakie usłyszała od swojej babci. Nazwała go „Śpiewnik ligockiej starzynki” i przekazała mi, a ja chodziłam z tym na konkursy i wszyscy byli w szoku, bo nikt tych pieśniczek nie znał.
Scena ważna dla autonomii Walii. A na niej język śląski
Okazja, aby zaprezentować „Lygej, bo gasza”, przydarzyła się podczas warsztatów kompozytorskich – transmitowanych przez BBC, czyli głównego brytyjskiego nadawcę telewizyjnego – na Royal Welsh College of Music and Drama, gdzie studiuje Anna.
– Lygej, bo gasza. Lygej sam ku mie, bo jo sie boja sama spać… – wybrzmiało ze sceny w Dora Stoutzker Hall, gdzie 18 września 1997 roku ogłoszono wyniki referendum, jakie doprowadziło Walię do autonomii.
– Szczerze mówiąc, przed występem nie miałam o tym pojęcia, ale myślę, że było to dość symboliczne i czułam, że ludzie są zainteresowani moją odrębnością właśnie dlatego, że sami są świadomi swojej tożsamości i wyrażają to nie tylko poprzez dwujęzyczne tablice na ulicach, ale też poprzez kulturę – tłumaczy Anna.
Pisanie tekstów w języku śląskim nie jest dla niej łatwe, ponieważ zawsze posługiwała się nim wyłącznie w formie fonetycznej. W szkole nie miała okazji, aby nauczyć się poprawnego zapisu. Zresztą zunifikowane zasady pisowni autorstwa Henryka Jaroszewskiego zostały wydane dopiero w ubiegłym roku.
– Mam nadzieję, że język śląski zostanie oficjalnie uznany, tak jak język kaszubski, a wtedy będziemy go mogli uczyć w szkołach. Mieszkając w Walii widzę, jaki renesans przeżywa język walijski. Wspominałam już o dwujęzycznych tablicach na ulicach, ale oficjalne strony internetowe też są dwujęzyczne, tak samo jak program zajęć na mojej uczelni itd. Chciałabym, żeby tak samo było z językiem śląskim.
Śląskie małżeństwo w Las Vegas? To „Iluzja”
W domu Anny zawsze był obecny język śląski oraz muzyka. Tata – Adam Drewniok – jest basistą zespołu Carrantuohill, z kolei dziadkowie grali na skrzypcach i harmonijce. W wieku pięciu lat trafiła na lekcje gry na fortepianie, a później do szkoły muzycznej. Jako nastolatka zaczęła grać na harfie i pobierać lekcje śpiewu.
– W pewnym momencie wymyśliłam sobie, że chciałabym grać w musicalach. Wahałam się, ale zawsze byłam pewna, że chcę być na scenie. Nie wiedziałam jednak, do czego mi bliżej – wokalistki czy aktorki, więc postanowiłam to połączyć. W musicalu trzeba śpiewać, grać i… tańczyć. Z tym ostatnim miałam największy problem, ale musiałam się nauczyć – przyznaje Anna.
W Polsce musicale nie są zbyt popularne, za to w Wielkiej Brytanii mają nie tylko długie tradycje, ale wciąż cieszą się dużym zainteresowanie. Stąd wyjazd na studia musicalowe do Liverpoolu, a następnie na kompozycję do Cardiff.
– Pracuję nad własnym musicalem, który ma tytuł „Iluzja”. Akcja dzieje się w Las Vegas lat 50. XX wieku. Główni bohaterowie to małżeństwo Ślązaków, którzy po II wojnie światowej trafili do Stanów Zjednoczonych i otworzyli swój własny biznes – klub z iluzją. To historia o kobiecie, która wydostaje się z toksycznego małżeństwa, stara się uniezależnić i spełnić marzenia, ale też o dwóch mężczyznach, którzy na różne sposoby muszą poradzić sobie z powojenną traumą. Do tego para głównych bohaterów musi mierzyć się z uprzedzeniami i makkartyzmem, kiedy każdego imigranta z Europu Środkowej traktowano jak komunistycznego szpiega.
Musical może doczekać się premiery w przyszłym roku na Royal Welsh College of Music and Drama. Śląskie wątki Anna zamierza także przemycić w muzyce, którą tworzy.
Fot. Anna Mutwil