W swojej pierwszej książce “Podróżuj Lepiej”, której premiera (na szczęście) miała miejsce kilka miesięcy przed startem pandemii wyniszczającej turystykę, wspominam w jednym z rozdziałów o sposobie podróżowania “na pętelkę”, “na łańcuszek” oraz sposób łączony. Z punktu A do B a potem z punktu C do A. Dzięki temu wycieczka jest w mojej opinii ciekawsza i nie powtarzamy szlaku. Generalnie wystrzegamy się systemu ABBA. Chyba, że ktoś lubi… takie melodie ;)
Pociągi jak dobry serial
Uwielbiam podróże kolejowe, pomimo tego, że poruszam się samochodem, bardzo często latam samolotami. Kolejowy wagon daje wiele możliwości odcięcia się od nerwów i odpowiedzialności. Od kierowców, siedzących na zderzaku, od warunków atmosferycznych, od ciasnoty samolotowej czy przechodzenia przez lotniskowe bramki. Okno staje się ekranem, wyświetlaczem dla serialu często ciekawszego niż promowane produkcje Netflixa. Przykolejowe kamienice są nośnikami ulicznej sztuki, monotonne pola dzikiej zwierzyny, często stad saren, lasy ukojenia dla oczu, pagórki i góry zmieniającego się krajobrazu. Do tego zanurzenie w ulubioną muzykę na słuchawkach, w przypływie weny skrobanie czegoś na laptopie lub szkiców w myślach. Prawie niczym się nie przejmujesz a niebawem cel.
Podróżowanie koleją oprócz walorów z pogranicza swobody i lenistwa daje też dużo ciekawych rozwiązań taktycznych, planowania wycieczek nieco “poza” schematem, o których za chwilę.
Może Cię zainteresować:
Drożeją bilety na pociągi PKP Intercity. Sprawdzamy ile będą kosztować podróże z Katowic
Gdy jedziemy pociągiem do Warszawy o poranku, obserwujemy jak budzi się do życia Zagłębie Dąbrowskie, potem jak prezentują się jurajskie skałki za Zawierciem, puste pola przed Opocznem a finalnie jak daleko rozlała się Warszawa od ostatniej wizyty. O… to już aż dotąd? Wracając zawsze towarzyszył mi piękny zachód słońca nad Doliną Pilicy a potem Warty. To bardzo melancholijny kawałek podróży. A co ciekawe odcinek ten należy przecież do jednych z najszybszych w Polsce. Daleko mu jednak do tych, którymi mkną prawdziwe Pendolino z wychylnymi wagonami, którymi we Włoszech można przejechać pół kraju z prędkością powyżej 300 km/h i w cenie nawet 14,90 eur. Ale za to nie zobaczymy stacji Włoszczowa.
Droga do Wrocławia zawsze mija szybciej, niż się spodziewam. Niby to dwie godziny, najczęściej wsiadam w Zabrzu, ale trwają jak godzinka z hakiem. Wiele osób w młodości pokusiło się nawet studiować na Dolnym Śląsku bez wynajmowania stancji. I jakoś dały radę. Ta podróż przez kręgosłup Śląska często daje do myślenia o czasach bardzo zaprzeszłych. Wiele stacji kolejowych - trzeba oddać słuszność PKP - całkiem dobrze wygląda, wróciła ich świetność, zainwestowane pieniądze w renowację, że tak powiem… widać wyraźnie. Stacja w Opolu z żeliwnymi kolumnami i zadaszeniem peronów jak z Belle Epoque zapewne mogłaby grać w niejednej produkcji BBC. Podobnie bardziej kameralna, Oława. Schludny Brzeg. No ale dojeżdżamy do zjawiskowego Wrocławia - wciąż moim zdaniem jednej z najpiękniejszych stacji kolejowych w Polsce.
Pociągiem w góry
Droga na południe daje nam sporo wrażeń, związanych ze zmieniającym się krajobrazem. Bo mijając Tychy wyjeżdżamy z aglomeracji, ale nie z Górnego Śląska. I Ci wszyscy jadący na narty do Wisły mają okazję przekonać się, że tu można brodzić w lesie przez długi czas. Lasy Pszczyńskie otulają tory kolejowe przez prawie aż 20 minut! W Goczałkowicach-Zdroju rolę taką przejmują stawy hodowlane, suniemy jakby po wodzie, by minąć Wisłę i zacząć zbliżać się tam, gdzie krajobraz za oknem staje się tak jakby “drugim sezonem dobrego serialu”. Tym jeszcze lepszym. Nie od dziś wiadomo, że jadąc do stacji Wisła Głębce mamy szansę przejechać jednym z najpiękniejszych odcinków linii kolejowych w Polsce. Z wiaduktem w Łabajowie na czele. Szkoda, że nie poprowadzono tej inwestycji kiedyś przez Koniaków. Byłaby szansa na piękną, turystyczną pętlę, niczym Semmerling w Austrii.
I teraz a propos pętli. Czy wiecie, że wykluczając ze swojej turystycznej aktywności samochód i skupiając się na kolei, otrzymujecie całkiem sporo możliwości wycieczek bez dublowania stacji kolejowej? Co mam na myśli… Otóż, przykładowo… Jedziecie do Bielska-Białej, wysiadacie na przepięknym dworcu, udajecie się autobusem pod Szyndzielnię, wędrujecie po tym masywie, potem Klimczoku, wracacie do Bielska i do domu. Ale można też ambitniej do tego podejść. Z Szyndzielni i Klimczoka przejść przez Salmopol w kierunku Trzech Kopców i późnym popołudniem zejść do Wisły, stamtąd wracając do domu koleją. Wycieczkę można skrócić, korzystając z busików w Brennej.
Podobną wycieczkę można zrobić, próbując zdobyć szczyt Baraniej Góry. Załóżmy, że pociągiem dojedziecie do ostatniej stacji Wisła-Głębce. Przez Stecówkę wędrując w kierunku źródeł Wisły i Szczytu. Gdy będziecie mieć dobry czas i tempo, druga połowa dnia może Wam zejść pod znakiem… zejścia w kierunku doliny Soły, gdzie w Węgierskiej Górce można złapać pociąg, jadący ze Zwardonia do Katowic. To raczej trasa nie na zimę.
Może Cię zainteresować: