Czasy podróżniczego postu podobno minęły. Ludzie sobie odbijają: jeżdżą, podróżują jak szaleni. Tu, tam, ówdzie. Nie chodzi nawet o polityków w okresie przedwyborczym. O zwykłych Nowaków i Kowalskich (nie tych Kowalskich). Wycieczki schodzą na pniu, majówki obłożone, loty wypełnione. Inflacja zastanawia się, czy jest za mało widoczna. A może już gdy widzimy, że i tak oszczędności nam się topią jak gelato w lipcu, to warto sobie coś liznąć. Do tego podróżofelietonu zainspirował mnie mem na fanpejdżu Ślązaga, w którym Rednacz raczył połączyć na mapie dwa miasta o tej samej nazwie, ale w dwóch różnych krajach.
- Gdzie wybierasz się na weekend? - pyta Achim Marcina
- Rybnik, mój kolego!
- Hah. Ale żeś zaszalał <ironicznie>
- Ale Rybnik w Czechach, mój drogi
- A, to teraz masz moja atencja!
Było już o irytujących geograficznych pomyłkach związanych z Górnym Śląskiem (np. że Żywiec to Śląsk), było o międzynarodowych miejscach na mapie Śląska (np. Korea w Katowicach) a teraz czas na poszukiwania odwrotne. Przy czym… ze słowem “szukanie” to tak ostrożnie proszę.
Rybnik to po czesku po prostu staw hodowlany
Nazwa Rybnik faktycznie występuje dość powszechnie w Republice Czeskiej i dotyczy niczego innego jak miejsc lub miejscowości, związanej ze stawami hodowlanymi, gdyż po czesku rybnik to sztuczny zbiornik, najczęściej staw hodowlany, i to jeszcze pewnie ten, który produkuje konkurencyjne dla naszych karpie na wigilijny stół.
Rybnik to miejscowość w Kraju Plzneńskim. To jednak wioska prawie zabita dechami i porównanie z górnośląską metropolią może jej uwłaczać. Inny Rybnik znajduje się na pograniczu z Austrią, w miejscu, gdzie kolej przecina piękny krajobrazowo obszar Czeski Las. Coś jednak musi być z połączeniem (może w alternatywnej rzeczywistości) jeszcze innego czeskiego Rybnika ze śląskim. Niech będzie to klub sportowy “Sokół”, bo taki reprezentuje i dumną wiosnę pod Ceską Trebową, jak i rybnicką dzielnicę Chwałęcice. Obok czeskiego Rybnika znajduje się jedna z największych nastawni i centrum naprawcze czeskiej kolei. Rybnicka lokomotywownia na Paruszowcu czy RTA Rybnik Towarowy prawie jej dorównują. Ale teraz najlepsze… Gdzieś tam w alternatywnym świecie Ślązak z Rybnika wchodzi do knajpy w swoim mieście, a wychodzi w innej, gdzie podają lepsze piwo i knedliki, w Rybniku czeskim. A wiecie dlaczego? Bo główną i jedyną knajpką w tej wiosce jest PENZION U SYNKA. Tak, dobrze czytacie, synek. Jeśli nie wierzycie w przypadki, to słuchajcie dalej.
Rybnik znajdziemy też na Słowacji. Schludna wioska pełna podłużnych domów zwróconych do ulicy boczną fasadą (jak to w dawnych Austro-Węgrzech) ma nawet własną… kopalnię. Co prawda kamienia, ale jednak. Za chwilę jedynym Rybnikiem z kopalnią będzie ten na Słowacji koło Nitry. Ten sam, w którym lekarzem jest pan Marian Mokry, jedną z ulic ulica Świętej Anny, a herbie na niebieskim tle jest żółta… no tu akurat żółta kiść winogron. Ale też pasuje ;)
Königshütte w górach Harz
Teoretycznie najwięcej konotacji nazewniczych znaleźlibyśmy na linii Górny Śląsk - Niemcy, tylko pod wypadkiem, że odwoływać się będziemy do niepolskich, czasami wciąż funkcjonujących w mowie potocznej, ale formalnie już nie istniejących nazw. No i tak to jasne… Mamy wciąż w Niemczech Königshütte. Leży w górach Harz, gdzie Szkoci założyli hutę żelaza. Ale nie kibicują tam raczej Ruchowi. Jest miejscowość Schomberg w Szwarcwaldzie. A nawet dwie. Okolica doczekała się nawet osobnego tekstu na Ślązagu.
Dwuwymiarowość naszych rewirów i czeskich jest dość zrozumiała i właściwa. Nie bez powodu w śląskim języku jest sporo narzecza czeskiego. Przynajmniej tak mnie uczyli bardziej obeznani w temacie znajomi. Nam się więc odpowiedniki w Czeskiej Republice po prostu należą. Jedną z dawnych stolic Państwa Wielkomorawskiego, struktury, która mogła przykryć czapką wszystkie inne wczesnosłowiańskie w Europie były… Mikulcice. Nazwa miasteczka pod Hodoninem jest taka sama jak znanej dzielnicy Zabrza. Tu odwołanie do słowiańskości Moraw jest ogromne. Nazwy “słowiański” przeplatają się na mapie tak często jak w Zabrzu, a pozostałości grodziska słowiańskiego są do dziś wielką atrakcją turystyczną.
Myslovice i Katovice to niezłe dziury
Niedaleko Pilzna znajduje się gminna miejscowość Myslovice. Gminna! W tutejszym gościńcu o ciekawej nazwie “U Kantu” musieli na piwie albo na czymś więcej zatrzymywać się turyści z Polski, bo świadczy o tym pozostawiony proporczyk z Mysławem oraz PTTK oddział Mysłowice. Ciągnie swój do swego. To właśnie w tych rejonach znajdują się też Katovice, do których kiedyś błędnie wystawiono mi bilet kolejowy w Brnie. Katovice czeskie są formalnie miasteczkiem. Mają zaniedbany, ale wciąż w formie średniowiecznej rynek, sklep z południowoamerykańskimi winami (kto tu w kraju plzneńskim tym się interesuje?) i również klub piłkarski Sokół Katovice.
Sosnowieckie Milowice, przez lata kojarzone z siedzibą "Dziennika Zachodniego" czy klubu sportowego Płomień, mają swoje alter ego na Morawach oraz w środkowych Czechach. Te pierwsze Milovice możemy mijać w drodze do Chorwacji czy Włoch na wzgórzach porośniętych winnicami, zwanych Palava. Te drugie, czeskie, możliwe, że dziś już nawet słynniejsze za sprawą największego w Czechach “tankodromu”. Tak, dobrze się domyślacie, to tor do jazdy… czołgami. Tuż obok niego znajduje się park rozrywki Miraculum. Czeskie Milovice wydają się najciekawszą miejscowością z wymienionych. Dość powiedzieć, że oprócz sowieckiego schronu, który znajduje się pod miasteczkiem o całkiem ciekawym założeniu urbanistycznym, można też odwiedzić cmentarz z czasów I wojny światowej, który przyciąga tu nawet turystów z Włoch. Za sprawą kwatery poległych żołnierzy włoskich. Łącznik z sosnowieckimi Milowicami jest też widoczny gołym okiem. W środku miasteczka stoi już odpowiednio przebrandowiona stacja… Orlen.
Może Cię zainteresować: