Łapmy wodę z rzek. Ale po co?
Skąd się bierze woda w kranach, ogólnie? A ogólnie to z jeziora - pomyśli ktoś. Źródła, rzeki (często w Beskidach). Prawda, ale częściowa. Zbiorniki retencyjne często powstają w kilku celach a JEDNYM Z NICH może być pobór wody, przeznaczonej potem jako pitna. Jakie to mogą być inne cele? A różniste i ciekawe.
Oczywiście, po pierwsze, przeciwpowodziowe. Czyli ludzka próba wyłapania fali powodziowej, spłaszczenia jej i ochrona doliny, poniżej zapory. Doskonale sprawdziło się to w przypadku Zbiornika Czorsztyńskiego. U nas przykładem takiego jest np. zbiornik Racibórz Dolny na Odrze czy Jezioro Żywieckie na Sole. Co ciekawe Zbiornik Porajski na Warcie również miał kontrolować przepływy wody w rzece, ale po to, by stały i bezpieczny pobór miała “Huta Częstochowa”.
Zbiorniki powstałe po to by “służyć” zakładom przemysłowym, m.in dostarczając cieczy chłodzącej industrialne obiegi to malowniczy Zbiornik Rybnicki na rzece Rudzie czy najstarszy tego typu - Jezioro Paprocańskie, wypełnione wodami Gostyńki, służące Hucie Paprockiej już w XVIII wieku.
Bardzo ciekawym motywem budowy jeziora była historia zbiornika Kozłowa Góra obok Świerklańca. Położony na pograniczu imperiów i krajów idealnie nadawał się na cele… militarne. Słyszymy doniesienia z Ukrainy iż wysadzenie Nowej Kachowki spowoduje odcięcie żołnierzy od prawego brzegu Dniepru na długo. Temu samemu miało służyć m.in. wybudowanie tej zapory. Tylko zamiast Dniepru była Brynica.
Może Cię zainteresować:
Marcin Nowak: Które miejsca na Śląsku możemy wypromować turystycznie tak jak Nikiszowiec?
Trochę do żarówki, trochę do szklanki
Zapory wodne ponadto służą rekreacji i żeglarstwu: Dzierżno, Turawskie ale oczywiście też wytwarzaniu energii elektrycznej, co w planie wielkiej inwestycji w polski przemysł w okresie międzywojennym stanowiło niedoceniany najważniejszy chyba czynnik. Powstały wtedy największe zapory i jeziora tego typu w Polsce. Taktyka była kontynuowana w powojennym okresie PRL, aż rolę główną przejął węgiel. Wtedy czyli w 1956 roku powstała np. Zapora w Goczałkowicach-Zdroju. Potężna, imponująca, spiętrzająca zbiornik i parametrach tak dużych, że zaczęto nazywać go “śląskim morzem”. W „powodzi stulecia” (1997 r.) uratował przed zalaniem Kraków, choć jego główną rolą miało być… dostarczanie wody a nie jej blokowanie.
„Olbrzymi ten basen, rozciągający się na przeszło 3200 ha obszaru, nie tylko zabezpieczy położone w dolinie nadwiślańskiej okolice przed powodziami, lecz zasilać będzie nadto okręg przemysłowy w wodę. Tym samym jedna z największych bolączek naszego zagłębia węglowego, jaką był od wielu lat chroniczny brak wody przemysłowej i do picia - czytamy w okolicznościowych artykułach w archiwalnych wydaniach “Dziennika Zachodniego”
I tu wracamy do “legendy z trumnami, pływającymi po wodzie, którą potem pijemy”. Bo faktem jest, że na cele jeziora poświęcono kilka miejscowości w tym sporych rozmiarów Zarzecze. Wraz z budynkami, kościołem, cmentarzem… Między bajki jednak można włożyć informacje o zanieczyszczeniu. W tak ogromnej masie wiele czynników mikrobiologicznych, nawet podejrzanych stanowi promile, śladowe ilości. Poza tym Zbiornik Goczałkowicki objęty jest strefą ochrony sanitarnej. Nie ma tu kąpielisk, nie ma łączeń, nie ma zagrożeń. Wręcz przeciwnie, przyroda uznała, że to jest biotop na miarę czystych jezior Skandynawii czy Kanady. Jezioro jest systematycznie zarybiane gatunkami drapieżnymi, jak szczupak, sandacz i nawet węgorz, które wyczują zanieczyszczenie. Poza tym można złapać okonia, karpia i leszcza. Dzięki wyjątkowo czystej wodzie i dużej powierzchni jeziora ryby mają doskonałe warunki do rozwoju a proces ten koordynuje nadzór akwenu Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągów S.A. z siedzibą w Katowicach. Kilka lat temu miałem okazję oglądać przepompownię i Zakład uzdatniania i produkcji wody w Łące, sąsiedniej wiosce. Robi wrażenie, gdy ogląda się genezę procesu, który kończy się przy szklance wody w Bytomiu. Ale czy tylko…?
Woda z głębin. I nie płacisz za butelkę
Podobną rolę, co Goczałkowice pełnią zbiorniki w Dziećkowicach czy Czańcu koło Bielska. Nie znajdziecie przy nich kąpielisk ani zakładów. Za duże ryzyko, skoro ta woda trafia potem do śląskich wodociągów.
Od lat mówi się, że woda w kranach, zwłaszcza na Górnym Śląsku dorównuje albo nawet przewyższa jakością tą, którą często kupujemy w sklepach? Czy to możliwe? Pomijając wszelkie kwestie, na których się nie znam: czyli biologiczno-fizyczne procesy, które wodę oczyszcza, kontrolują itd… Nasza woda pochodzi również, albo i głównie z wnętrza, bardzo głębokiego wnętrza ziemi. Większość stacji uzdatniania wody (a jest ich kilkanaście) ułożonych jest pierścieniowo wokół Metropolii GZM. Są obiekty zabytkowe jak np. Stacja w Karchowicach (Zawadzie) wpisana na Szlak Zabytków Techniki jak i kompletnie schowane w lesie jak Sosnowiec-Maczki, Łazy czy Miedary. I szacuje się, że nawet ⅓ wody w naszych kranach to w pewnym sensie woda z głębokich podziemi. Prawie “mineralna”.
Skąd więc ta podziemna woda, skoro powszechnie wiadomo, że pod spodem mamy tylko “wungiel”? Ano właśnie. Jedno i drugie mają pewne konotacje. Pod powierzchnią Polski znajdują się ogromne zbiorniki wód, których geneza sięga dalekiego okresu geologicznego, Triasu. Stąd często zwane są one “triasowymi”. Udokumentowane i wymierzone stanowią na mapach geologicznych skrót GZWP i stanowią interesujące źródło wody pitnej, bo to nieskażona, krystalicznie czysta woda, oddzielona od powierzchni stabilnymi warstwami wapieni a jeszcze wyżej piaskami, pokładami węgla i wieloma innymi, działającymi nieco niczym “filtr w akwarium”. Bardziej obrazowo nie umiem napisać. Możemy być pewni, że te pokłady, do których się dowierciliśmy są bezpieczne i bardzo zasobne. Co ciekawe, teren Wyżyny Śląskiej jest jednym z najbogatszych pod tym względem. Zbiorniki Zawiercie-Olkusz, 327 Lubliniec-Myszków, 329 Bytom czy 330 Gliwice jednymi z najbardziej strategicznych i najmniej podatnych na antropopresję. Tak, mimo ogromnego poszatkowanej naszej bogatej w surowce ziemii - mamy bezpieczne pokłady wody pitnej tam jeszcze niżej. Mamy w tym zakresie naprawdę szczęście. W przeciwieństwie np. do stepowiejącej wschodniej Wielkopolski.
Oczywiście woda, zanim trafi do domów jest uzdatniana: napowietrzana, natleniana i filtrowana. Już wbrew obiegowym opiniom wcale nie przesadnie chlorowana. To wszystko jest badane prawie codzienne. Jak i smak, pH i inne czynniki. Bez obaw.
Od kilku lat uważnie sprawdzam czy woda, którą kupuję jest mineralna czy źródlana. Po co? Bo wiem, że źródlana to często przepalanie, czy też topienie pieniędzy za plastik z nakrętką. W bytomskim kranie mam lepszą.
Kiedyś Edward Gierek groził “wichrzycielom” fali protestów 1968 roku, że cyt. śląska woda pogruchocze im kości. Jak widać zapomniał dodać że czysta i mineralna. A tak w ogóle to te kości wzmocni.