Ślązak Szkot dwa bratanki
Jedni mijając okolice Falkirk w drodze z Edynburga w szkockie góry zerkają w lewo na potężne końskie głowy The Kelpies. W ten sposób została symbolicznie uhonorowana szkocka rasa koni, pomagających przy budowie niezwykle ważnego kanału Forth and Clyde i Union Canal. Ale też widać nawiązanie do kelpii, mitycznych stworzeń wodnych o głowie konia. Inni, jak ja, myślą w tym czasie o Johnie Baildonie, którego grób wielokrotnie odwiedzałem w Gliwicach. Ten pionier hutnictwa żelaza i prekursor przemysłu na Górnym Śląsku urodził się właśnie tu w Larbert nad rzeką Carron, zanim w młodzieńczym wieku trafił pod skrzydła pruskiego ministra Fryderyka von Redena i zmienił ojczyznę. Ojciec Johna rozwijał pierwszą hutę w tym miasteczku. Dziś znajdują się jedynie dwie zabytkowe bramy do dawnych zakładów (jedna z nich błękitna, niczym wejście na stadion Ruchu Chorzów) i pomnik… ale nie przemysłowców tylko żelaznej pszczoły.
Być może Szkocja m.in. przez wzgląd na jednego z najwybitniejszych twórców przemysłu naszego regionu mogłaby być dobrym kierunkiem na wypad. Oczywiście pomijając całą paletę innych oczywistych atrakcji: zamków i zamczysk (niedaleko miasta Baildona leży Stirling, którego rola dla Szkotów jest równa temu, co znaczy w Polsce Kraków), przepastnych widoków w górach Highlands czy Cairngorms, wielowiekowych destylarni whisky, przyjemnych tras na roadtripy, spektakularnych widoków po drodze, z jeziorami, klifami i pływowymi zatokami. Szkocja nie jest tania, ale też wiemy, że tanio skóry nie sprzedała i sprzedać nie planuje. Nad parlamentem autonomicznej Szkocji tuż pod wzgórzem Calton Hill powiewa aż kilka szkockich flag: Szkockie, unijne, żadna brytyjska. Choć poparcie dla niepodległości jeszcze nie przekroczyło 50 proc., to mówi się, że dalsze kłopoty gospodarcze spowodowane Brexitem, prounijnym Szkotom zmienią percepcję i kto wie… może w następnym referendum to się zmieni. Jeśli chcesz odwiedzić Szkocję jeszcze jako autonomię, to być może trzeba się spieszyć? Loty do Edynburga czy Glasgow potrafią być dość tanie. A miejscowość Baildona leży pośrodku. Swoją drogą, Szkoci mają Kelpies a my mamy gdzieś na powierzchni Skarbnika? Albo chociaż Łyska z pokładu Idy? Nawet pomnika śląskiego gołębiarza nie ma. Takie to nasze odwołanie do tradycji.
Może Cię zainteresować:
Marcin Nowak: Które miejsca na Śląsku możemy wypromować turystycznie tak jak Nikiszowiec?
Podróż za Lewym. Katalonia to nie Hiszpania
Gdy wylądujesz w Gironie, niedużym, średniowiecznym mieście na północ od Barcelony, znanym z wielu tanich połączeń, nie uciekaj od razu do miasta Gaudiego. Poleku. Girona jest ciekawym miejscem, gdzie filmowcy lubią kręcić super produkcje osadzone w średniowieczu ale i świecie fantasy (Gra o Tron). Przecięta rzeką, słynie z niezwykle kolorowych elewacji domów, zwróconych do niej frontem. Spacer po Gironie, napisy (już na lotnisku), język, który słyszymy na ulicy i w klubach… wszystko to powoduje, że nie czujemy się jeszcze jak w Hiszpanii. Mało tego, spoglądając na wyniki referendum z 2017 roku, w którym oddano Katalończykom głos w sprawie niepodległości autonomicznej Katalonii, widzimy, że w Gironie padł absolutny rekord - ponad 96% osób zagłosowało na TAK. Dla porównania w Barcelonie było to poniżej 90%. Oznacza to jednak, że w dużym mieście jeden na dziesięć rozmówców trafi nam się lojalny koronie królewskiej a w Gironie praktycznie nikt.
Podróż po Katalonii może śmiało być doskonałym pomysłem na tydzień albo i dwa przyjemnej objazdówki z finałem lub startem w Barcelonie czy Gironie właśnie. Dobrze zorganizowana siatka kolejowo-autobusowa pomoże nam dostać się zarówno w Pireneje Katalońskie jak i na znane Costa Brava. W głębi czekają średniowieczne Lleida czy Vic. Ale pewnie na popularności będzie zyskiwało Sitges, gdzie posiadłość kupił niedawno Robert Lewandowski, nowy nabytek FC Barcelony. Ceny nieruchomości w tym przyjemnym miasteczku wbijają w fotel, ale w ofertach mieszkań da się znaleźć nawet takie za 80-90 tys. euro. To nawet taniej jak w Warszawie, porównywalnie już do Katowic? Zapewne Sitges zamienione przez Lewego z Monachium i mecze Barcelony będą kolejnym przyczynkiem do odwiedzin Katalonii wśród polskich turystów.
Może Cię zainteresować:
Marcin Nowak o włosko-śląskich powidokach. Lędziny to śląska Toskania, a Opole to Florencja
Rajskie wakacje w autonomiach
W czasie kryzysu turystycznego, spowodowanego pandemią, kilka kierunków urlopowo-wakacyjnych zyskało na popularności, dzięki swojemu dość liberalnemu prawu z obostrzeniami. I wykluczając Albanię, co ciekawe… wszystkie te kierunki były autonomiami. Przypadek? Półwysep Jukatan, do którego ciągnęły tłumy przez Cancun, przez długi czas miał status autonomii wewnątrz państwa meksykańskiego, dziś podzielony na trzy okręgi administracyjne wypadł z tego grona. Ale już popularna Madera niekoniecznie. Kraina wiecznej wiosny, miejsce, gdzie fauna i flora zachwycają od stycznia do grudnia. Archipelag stanowi integralną część terytorium Portugalii, ale obdarzony jest polityczną i administracyjną autonomią, z własnym rządem regionalnym. Ma też agencje rządowe jak Zgromadzenie Ustawodawcze Madery. Parlament składa się z 47 posłów wybieranych na okres czterech lat. Może kiedyś do jakiejś politycznej roli tamże dojdzie sam Cristiano Ronaldo, rodowity Maderczyk.
Mało kto wie, że obecny kraj Tanzania, którego turystyka opiera się głównie na organizacji wizyt, safari na Sawannie, powstał w wyniku połączenia dwóch krajów: niemieckiej kolonii Tanganiki oraz wyspy Zanzibar, z kręgu wpływów brytyjskich i omańskich. Dziś Zanzibar, który jest tworem starszym, wraz ze swoją zabytkową stolicą Stone Town, jest turystyczną perełką Afryki, którą ofertują wszystkie poważne biura podróży. Zanzibar jest również regionem autonomicznym, z własnym rządem, służbami i budżetem. Kontynentalni z Dodomy czy Dar-Es-Salaam z zazdrością patrzą czasami jak w pandemii miliony dolarów zostawały na tym błękitnym skrawku ich kraju, który wytwarza spory ułamek PKB. Ale czy na Zanzibar trzeba się spieszyć, zanim zniknie autonomia? Niekoniecznie. Bardziej dlatego, że prezydent Hussein Ali Mwinyi zapowiedział zmniejszanie roli turystyki w gospodarce i przerzucenie się na ropę, gaz i wodorosty. To na pewno nie będzie wtedy autonomiczny raj. W blokach startowych czekają więc już Wyspy Alandzkie, koreańska Czedżu, Sardynia i Azory. Nie te krakowskie.