Choć górniczy mundur jest czarny jak węgiel, przez lata nie było barwniejszego tła dla politycznych wieców na Śląsku. W dwóch poprzednich kampaniach górnicy robili za statystów podczas kampanijnych spektakli polityków Prawa i Sprawiedliwości i przyjmijmy, że była to cena za nadzieję. Rozbudzanej hasłami w 2015 roku: „Nie pozwolimy zamknąć”, „będziemy bronić”, „to podstawa polskiej gospodarki”. To już przeszłość „Jeszcze cztery lata temu nie było problemu, żeby zorganizować trzy autokary z górnikami podczas kampanii premiera. Dziś trudno byłoby znaleźć trzy osoby” – mówi związkowiec górniczy.
PiS straciło górników
Na Śląsku w górnictwie pracuje wciąż ok. 70 tys. ludzi. 40 tys. z nich to pracownicy Polskiej Grupy Górniczej, której wydobywające węgiel energetyczny kopalnie objęte zostały tzw. umową społeczną z 2020 roku, regulującą likwidację sektora do 2049 roku. Do każdej z tych 40 tys. osób dołóżcie najbliższą rodzinę i mamy populację co najmniej miasta pokroju Gliwic. Albo, przekładając na arytmetykę wyborczą, to większa lub co najmniej porównywalna liczba głosów oddana na Prawo i Sprawiedliwość w każdym ze śląskich okręgów w 2019 roku (najwięcej PiS uzbierało w okręgu 31. - ponad 180 tys.). Przypominam, że osiem lat temu, gdy kapitulował (zupełnie zasłużenie) rząd Ewy Kopacz, na Śląsku związkowcy przynieśli PiS zwycięstwo na tacy.
Jeśli po raz pierwszy nie ma górników w kampanii PiS, wniosek jest bardzo prosty: Prawo i Sprawiedliwość utraciło niemal bezwarunkowe kiedyś poparcie w tej grupie zawodowej. Nie udał się manewr Solidarnej/Suwerennej Polski, która kilka miesięcy temu próbowała uwodzić związkowców: „My co prawda w rządzie z premierem Morawieckim i wicepremierem Sasinem, ale o węglu mówimy, że bronimy”. Politycy SP wycofali się z tej szarży i w tej kampanii o górnictwie nawet nie zająknął się dowodzący wyższości polskiego makaronu nad włoskim Janusz Kowalski. Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności odmówił w „zasiadaniu” komitecie poparcia premiera. Z ust związkowych liderów na Śląsku od kilkunastu miesięcy słychać wyłącznie zdecydowaną krytykę poczynań (albo raczej ich braku) rządu PiS w górnictwie.
Wspomnienia typu Neandertalczyk
Krytykować jest co i po raz setny musiałbym powtarzać ten sam refren. Więc najprościej jak się da: przez 4 ostatnie lata PiS z premierem Morawieckim na czele nie dotrzymał ani jednej obietnicy złożonej górnikom. W swojej wyborczej gazetce (temat na osobną recenzję), szef rządu górnictwu poświęca skromny akapit. W nim: „Obroniliśmy śląskie kopalnie”. Jakie obroniliśmy, skoro zamknęliśmy dwie czynne kopalnie z gotowym do wydobycia węglem (Makoszowy, Krupiński)? I przed kim obroniliśmy? Chyba przed Jackiem Sasinem, Piotrem Pyzikiem, Arturem Soboniem czy innymi mistrzami zarządzania. Wiceministra Pyzika nie zapomnę nigdy, bo chciał on ustawą zdelegalizować tąpania w kopalniach, a ponadto publicznie wygłaszał takie kocopoły:
„W 2049 roku zgasimy ostatnią żarówkę w ostatniej kopalni i zaczną się rodzić na Śląsku dzieci, dla których górnictwo będzie tylko i wyłącznie jakimś wspomnieniem typu dinozaury, typu neandertalczyk, typu Titanic”.
Mieliście kiedyś wspomnienia „typu Neandertalczyk” jak wiceminister Pyzik? Można też – oczywiście złośliwie - dodać, że przez kilka ostatnich lat śląskie górnictwo stało się jak Titanic i to nie tylko dla dzieci, ale i dorosłych, ale… W tej grotesce naprawdę nikt nikogo nie oszukuje. Tu po prostu nikt nic nie wie.
Uczcie się od górników
„Szef rządu zadeklarował, że umowa społeczna (…) to rzecz święta” – czytamy w gazetce premiera na wybory. To jeszcze raz, do znudzenia: w sprawie umowy społecznej ani premier, ani cały rząd praktycznie nie kiwnął palcem od TRZECH LAT. Umowa społeczna nie jest realizowana, może poza zapisem, że będziemy wydobywać coraz mniej węgla – z tego założenia ekipa premiera wywiązuje się koncertowo. Umowa od 20 miesięcy leży na dnie czyjegoś biurka i nie żartujmy, że komukolwiek w rządzie w ogóle na tym zależy. Górnicy wiedzą, że wszystko to zmierza do scenariusza „a la strategia PGE”, czyli zamknięcia interesu do końca dekady. Posłuchajcie Bogusława Ziętka: „PiS zgasi światło w górnictwie w 2030, może w 2035 roku”. Taka to świętość. Więc wystarczyło, że PO zapowiedziała górnikom respektowanie zapisów umowy społecznej (ktoś zrozumiał przynajmniej, że w praktyce nie ma innego wyjścia) i to już i tak więcej niż gwarantuje PiS.
I najważniejsze: pamięć wyborców, nie tylko na Śląsku, bywa krótka jak żywot Instytutu Myśli Polskiej w Katowicach. Różne rzeczy różni ludzie nam wciskali w kampaniach, wychodziło z tego wielkie zero, a i tak mistrzowie wyborczego wusztu wracali, cali na biało, jak gdyby nigdy nic. Nadal wracają. I będą wracać. Górnicy zaufali PiS, zwycięstwo na Śląsku przynieśli tej partii na tacy, a dziś reagują jak świadomy, oszukany wyborca. Reszto Śląska, ucz się od górników: przynajmniej sprawdzaj i reaguj. Wiedz, że polityczni spadochroniarze zawsze zaczynają tak samo i zawsze tak samo kończą.
Brak górników w kampanii dowodzi jeszcze jednego: nawet partyjni kombinatorzy zrozumieli, że grupa zawodowa, która od zawsze (PRL, prawda?) była przedmiotem lub dekoracją, zyskała świadomość i nie da się już wodzić jej za nos. Jeśli sami nie zaczniemy traktować niepoważnych ludzi tak, jak na to zasługują, śląskie elity polityczne będą tylko naiwnym marzeniem. Albo, jeszcze gorzej: wspomnieniem typu Neandertalczyk z wizji kolejnego rządowego aparatczyka.