Najkrótsze podsumowanie bez
epitetów na początek. Plac Sejmu Śląskiego. Miasto Katowice
chciało urządzić tam park. Wojewódzki Konserwator Zabytków
powstrzymał ten proceder i włączył plac do wojewódzkiej
ewidencji zabytków. Teraz jedna strona i druga będą musiały to
miejsce uzgodnić i zaplanować na nowo.
Teraz
epitety, bo już kisnę butwiejąc. Po pierwsze, jaki park? 15 drzew,
kawałek trawy i kładka to park? W jakim słowniku urządzania
miasta?
Teraz
cytat. „Nie
chcielibyśmy, żeby ten plac stał się parkiem albo czymś w tym
rodzaju. Żeby tam była dyskretna zieleń, a plac pozostał
monumentalny z pomnikiem Korfantego” – mówi
wojewódzki konserwator Łukasz Konarzewski w rozmowie z portalem
Katowice24.info. Plac pozostał jaki? Monumen… co? Plac Sejmu
Śląskiego to nawet nie jest betonoza, bo betonozy to mają
przynajmniej posadzkę poukładaną jak kafle w polskiej łazience.
Plac
Sejmu Śląskiego to jest asfaltoza przekładana kostkozą i nakryta
parkingozą, na którą nie pozwoliłoby Tesco w latach świetności
pod swoimi marketami. To jest zakład pracy dorywczej z „kierowniku,
popilnować gabloty za piątala”. Z
biało-czerwoną taśmą od słupka do słupka, gdy w gmachu obok
zaszczyca nas premier albo prezydent. To jest tak monumentalne, że
wszystkie place świętego Marka płaczą majonezem na wieść o
nowym wymiarze monumentalizmu.
Plac
w ewidencji zabytków, tak? A co tam jest zabytkowego? Mozaika z płyt
chodnikowych czy pomnik
Adalberta Korfantego postawiony ze 30 lat temu? Połowicznie
bronię katowickiego
stanowiska z koncepcją
zazielenienia
placu Sejmu Śląskiego, bo Katowice swoje salony też urządzają w
Castoramie. Może na nowej Dworcowej parę kwietników załatwi
sprawę. Ale konserwatorskie myślenie o „monumentalnej
przestrzeni” w kategoriach szkoły rumuńskiej, bukaresztańskiej
dokładniej, to jednak
lepszy przypadek.
Majestatu
Sejmu Śląskiego i Korfantego na cokole nie burzą samochody jeden
na drugim. Ale drzewa mogą, bo
jeszcze wyrosną ponad nieszczęsne rózgi liktorskie na szczycie
elewacji gmachu Sejmu Śląskiego. Nie widzę też za bardzo
legendarnej osi widokowej, którą zieleń miałaby zakłócić. Z
której ona strony w
tej zabudowie kwartałowej i
od kiedy my się przejmujemy jakimiś osiami? Parę
lat temu oś do Spodka zatkał lustrzany kibelek na Rynku.
Konserwator zauważa jeszcze jedno: można by porządnie załatwić problem samochodów na placu (vis a vis będzie sąd, setki ludzi, hello!), ale trzeba było wybudować parking podziemny. Kto miał wybudować? Niech zgadnę: miasto? Kolejny znakomity pomysł.
Rozumiem,
że miasta potrzebują też betonowych placów na modłę
bukaresztańską, w imię wyższych celów państwowych. W Katowicach
jest Rynek, jest plac pod Spodkiem i jest plac Sejmu. Plac
pod Spodkiem jest najlepiej skomunikowany i największy – można
tam przemawiać od rana do nocy. I
może jeden taki wystarczy.
Szarża
konserwatora na placu Sejmu jest zadziwiająca z jeszcze jednego
powodu. Parę miesięcy temu panu konserwatorowi nie drgnęła
powieka, gdy archikatedrę przyozdobiono jak wiedeński tort bezowy –
betonowym tympanonem z rzeźbami wszystkich świętych. Mówimy
o obiekcie, którego historycznej wartości nikt nie kwestionuje,
obiekcie zabytkowym. I arcybiskup przy milczącej zgodzie
konserwatora po prostu dokleja zabytkowi tympanon ciężki jak żarty
Karola Strasburgera. „Nie
chcielibyśmy, żeby ta świątynia stała się Licheniem albo czymś
w tym rodzaju. Żeby pozostała monumentalna”. Wtedy trzeba było
szarżować, bo i powody były.
Panu
konserwatorowi podpowiadam jeszcze. W Rudzie Śląskiej szykują się
do zgruchotania betonowo-patelnianego monumentalizmu. Na
tak
zwany Rynek w Nowym Bytomiu, plac
przecież jak najbardziej reprezentacyjny (fara, urząd…) ma wrócić
zieleń. Skoro
nigdy nie będziemy Amsterdamem czy Kopenhagą, brońmy chociaż
Bukaresztu.
A nowy projekt zabytkowego jak diabli placu Sejmu Śląskiego będzie fascynującym konstruktem. Bo trzeba znaleźć takie drzewa, które nie rosną. Wyżej pomnika, urzędu, a może nawet jego lokatorów.
Może Cię zainteresować: