Po
pierwsze, żadna sprawiedliwość nie wróci życia ludziom, których
posłano na śmierć w Pniówku i Zofiówce. Po drugie, co to jest
sprawiedliwość? W takiej Halembie na sprawiedliwość rodziny 23
górników, którzy zginęli w tej kopalni w roku 2006, czekały 15
lat. Może tym razem to była natura? Może. W XXI wieku ludzie
wysyłają roboty do badania powierzchni Marsa, a na Śląsku ludzie
giną w robocie, jakbyśmy mieli rok 1923. I tak sobie wszyscy co
dwa-trzy lata kiwamy głowami ze zrozumieniem, razem z kolejnym
premierem lub prezydentem, którzy przyjeżdżają do nas zapalać
znicze i czcić pamięć poległych.
Żywi
z kolei uczestniczą w największym oszustwie, jakie na Śląsku trwa
od dekad. Nazywa się ono „bezpieczeństwem energetycznym”.
Bezpieczeństwo owo w wymiarze górniczym jest na tyle poważne, że
wytrzymuje błazenady polityków pokroju Janusza Kowalskiego,
grzmiącego o zamknięciu kopalni, w której skończył się węgiel.
Albo wiceministra od górnictwa, Piotra Pyzika, człowieka z zerowym
przygotowaniem do tej roli, który po wypadku w Bielszowicach chciał
ustawy wykluczającej tąpania. Zaś podczas Europejskiego Kongresu
Gospodarczego, pytany bodaj o rezerwy produkcyjne w śląskich
kopalniach, zaczął coś opowiadać o sądzeniu Putina przed
międzynarodowymi trybunałami. Poprzedni wiceminister od górnictwa
(Artur Soboń) uciekł ze stanowiska jak Rydz-Śmigły do Rumunii.
Bezpieczeństwo
energetyczne, na straży którego na Śląsku stoimy, to mit pojemny
i elastyczny. Gdyby taki poseł Kowalski zrobił szybki rachunek
sumienia, to zamiast pajacować przed KWK Wieczorek, pojechałby pod
kopalnię Makoszowy. To rząd Beaty Szydło zamykał tę kopalnię w
2016, choć sama Beata Szydło zapowiadała, że będzie tej kopalni
bronić. Z kronikarskiego obowiązku: w Makoszowach zostało 140 mln
ton czystego węgla. W pokładach bez metanu. Pośle Kowalski. I tak,
w kopalni Krupiński też jest węgiel. I też zamknął ją rząd
PiS.
Bezpieczeństwo energetyczne pozwalało spółkom energetycznym łamać umowy zawarte ze śląskim górnictwem na dostawy węgla. Jeszcze prościej: państwowe firmy nie odbierały zakontraktowanego węgla od innej firmy (PGG), której są udziałowcami, narażając ją na miliardowe straty i przybliżając widmo jej bankructwa. Rozumiecie coś z tego? Bezpieczeństwo energetyczne?
Przez
kilka lat wicepremier Sasin najpierw coś ze związkowcami uzgadniał,
po czym przedstawiał zupełnie inne, niektóre apokaliptyczne plany
zamykania kopalń. Na kolejnych Barbórkach prezydent Duda opowiadał
o węglu na 200 lat, premier Szydło (ta od Makoszów) o
strategicznym znaczeniu górnictwa, minister Tchórzewski o nowych
kopalniach, które trzeba na Śląsku budować. Pamiętacie, że prezes
Kaczyński w roku 2015 zapowiadał w Rudzie Śląskiej, że „ręki
nie da podnieść na śląskie gruby”, a z ruskim węglem zrobi to,
czego PO zrobić nie chciała? Wojna to zrobiła. A bałagan i nędza,
które panowały w górnictwie za czasów Platformy są niczym w
porównaniu z groteskowym pieprznikiem, jaki zapanował w nim w erze
Wielkich Reformatorów i Obrońców tej branży: Prawa i
Sprawiedliwości. Ilu prezesów miała od 2015 roku Jastrzębska
Spółka Węglowa? Sześciu?
Życia by nie starczyło, żeby to wszystko wymienić. Umowa społeczna, ustawy, reformy, fundusze transformacji Śląska, program dla Śląska, inwestycje w czyste technologie węglowe, osobne ministerstwo z rozumnymi ludźmi to wieczne zamienianie węglowego miału w gwiezdny pył. Fatamorgany, za którymi nie ma nic. Dziś po latach chaotycznego zwijania górnictwa, mamy z niego wycisnąć parę milionów ton, których braknie nam wskutek embarga na rosyjskie surowce. Można? Nie wiadomo. Do kiedy to wszystko ma tak pociągnąć? Nie wiadomo. Ile posad partyjni kadrowi załatwili różnym szwagrom w tutejszych spółkach? Nie wiadomo. Ważne, że w tym pałacu z papendekla ciągle gra orkiestra.
Do
śląskich posłów PiS mam serdeczną radę: zastanówcie się co wy
właściwie robicie w polityce i komu służycie. Siedzieliście
cicho, gdy górnictwo, którego zamierzaliście bronić, zamieniało
się w trupa i proszę mnie nie rozśmieszać jakimiś zespołami
parlamentarnymi ds. transformacji – zupełnie nic z nich nie wynika
i nikogo to nie obchodzi. Tak, tak Platforma robiła to samo, ale
m.in. wskutek tego to wy od lat rządzicie, a nie oni. Po blisko dwóch kadencjach tego rządzenia jedyna polityka, na którą macie i chcecie mieć wpływ, to polityka kadrowa.
Ilu
PiS ma posłów w województwie? Prawie 30? Większość na Śląsku (plus Zagłębie), prawda? Zagadka dla Państwa. Większość
sejmowa od miesięcy wisi na jednym-dwóch parlamentarzystach, bywa
klecona doraźnie (taki Łukasz Mejza się kłania) i w każdym
głosowaniu może być wątpliwa. Ile razy śląscy parlamentarzyści
z PiS (albo i nawet z PiS wspólnie z PO, lewicą...etc) walnęli
pięścią w stół, zaprotestowali przeciwko czemukolwiek,
wyszarpali cokolwiek, gdy widzieli (a widzieli), że ich region i
okręg wyborczy jest ordynarnie robiony w bambuko? Głos dwóch mógłby przeważyć. Więc ile razy? W sprawach naprawdę
strategicznych? Zero. I nie, nie bronię fedrowania do końca świata. Piętnuję bierność, mierność, wierność, gdy z jednej strony topi się hołubione górnictwo, a z drugiej nikt w rządzie nawet nie udaje, że jest wobec górnictwa jakaś alternatywa.
O tragediach w Pniówku i Zofiówce należy krzyczeć. O Śląsku, który jest traktowany jak surowcowa kolonia, wystarczy stanowczo mówić. Ale ludzie, których Państwo wysłaliście do polityki, nie są w stanie wydać z siebie nawet jęku.