Słyszeliście
kiedyś o prawach Murphy’ego? Rozejrzyjcie się. To definicja
funkcjonowania wicepremiera Sasina: jeśli ma jakąkolwiek możliwość
popełnienia błędu, zrobi wszystko, by go nie uniknąć. Nie
żartuję, doceniam tę stabilność i przewidywalność, zwłaszcza
w świecie, w którym globalny porządek od miesięcy wisi na włosku.
Dziś węgiel, jutro olej
Jeszcze
kilka tygodni temu wydawało się, że najbardziej absurdalny w
państwie, które śpi na węglu, jest brak węgla. I wtem.
Kumulacja. Sasin postanowił podzielić się bałaganem z samorządami. Zaproponował, by miasta kupowały, a potem
rozprowadzały sprowadzany z zagranicy opał na swoim terenie.
Gdzieś na plebanii usypią kopczyk kolumbijskiego surowca, a wójt,
wikary, wespół z kołem gospodyń i woźnym ze szkoły im. Łyska z
pokładu Idy będą go sprzedawać ludności na wiadra.
Nieważne
przetargi, koncesje, sprzęt. Nieważna cena „taniego” węgla
(ponad 3 tys. zł za tonę). Nic nie jest ważne, gdy cebularze
polskiego bezpieczeństwa energetycznego hakują kolejny odcinek
matrixu istnienia. Dziś węgiel, jutro olej słonecznikowy, pojutrze
papier toaletowy. Przysięgam, gdybyśmy mieszkali na pustyni, w
Polsce brakowałoby piasku.
Mniej węgla, to jasne
Trzymajmy
się wątku. Pan wicepremier oświadcza, że to samorządy winne są
„luki węglowej”, bo ich ciepłownie kupowały rosyjski węgiel.
Człowiek odpowiedzialny za spółki energetyczne, które jeszcze 1,5
roku prowadziły śląskie górnictwo ku spektakularnemu bankructwu,
gdy nie odbierały od kopalń zakontraktowanego surowca. Człowiek,
który latem 2020 roku „z partyzanta” przywoził do Katowic plan
radykalnego zwijania górnictwa. „Zamykanie kopalń jest twardą
koniecznością” – tłumaczył. Oczywiście, nic z tego planu nie
wyszło, ale patrz prawa Murphy’ego.
Wreszcie, na początku marca do Komisji Europejskiej trafiła umowa społeczna likwidująca górnictwo, wynegocjowana i podpisana przez Sasina. Zakładała ona m.in. sukcesywne zmniejszanie wydobycia węgla, np. o milion ton w roku 2023. Żeby szybciej skojarzyć fakty: dwa tygodnie wcześniej Rosja wjechała do Ukrainy. Rząd rękami Sasina tak przygotowywał się na nadchodzący krach paliwowy i tak przewidywał jego skutki, że już po wybuchu wojny zadekretował jeszcze większą „lukę węglową”. Gdy dyskutowano tę całą umowę społeczną ponad 2 lata temu, związkowcy wychodzili z ministerialnych spotkań nasmarowani przekazem: „będzie więcej węgla ze wschodu (głównie z Rosji), bo trzeba nam tańszej energii”. Tak zwany cytat autentyczny, z pierwszej ręki.
Sortowany, czyli niesortowany
W
całym tym pierdutnym bałaganie ginie fundamentalne być może
pytanie: kto w ogóle zarządza tym całym kryzysem, górnictwem,
węglem i indonezyjskim błotem? Na pewno Sasin? Jak błoto, to chyba
raczej pani minister od klimatu i środowiska (to dopiero konstrukt...)?
Minister Moskwa gwarantowała w czerwcu, że „węgla po
akceptowalnej cenie nie zabraknie”. Gwarantowała cenę na poziomie
996 zł za tonę, autoryzowane składy i sieć sprzedawców. Więc po
jaką cholerę węglem mają handlować urzędnicy z MOPS-ów i
dlaczego za tonę wychodzi ponad 3 tys? Ktoś tam wie, o czym mówi i bierze za to jakąkolwiek odpowiedzialność?
Nie, nie zapomniałem, w górnictwie jest też – wybaczcie żart – wiceminister Piotr „Zielone światło dla górnictwa” Pyzik. A może to domena premiera ze Śląska? No, chyba że Prezes? To przecież on tłumaczył: węgla niesortowanego kupiliśmy trzy raz za dużo, dlatego sortowanego jest trzy razy za mało. Bo jak sortowany wjeżdża, to zaś się zamienia w niesortowany. Wungel to taki Harry Houdini. Wymyka się, percepcji.
Żeby było jeszcze śmieszniej, partyjni magicy od propagandy złożyli klip, w którym o wzmiankowany ledwie powyżej bałagan oskarżyli Platformę Obywatelską. "Chcieli zamykać kopalnie!" i lecą wypowiedzi Schetyny, Budki i kolegów. Tak, Platforma chciała zamykać. Rząd Ewy Kopacz chciał nawet bardzo, ale ta sztuka, podobnie jak chyba każda, mu nie wyszła. Dla porównania, rząd Beaty Szydło pod parasolem łopocących związkowych sztandarów, kopalnie i to czynne zamknął aż dwie: Makoszowy i Krupińskiego. Z 800 mln ton węgla pod ziemią. Aha, to akurat jeszcze nie Sasin. On, gdyby zamykał, to pewnie oba zakłady działałyby do dziś.
Dla jasności, wszyscy czujni tropiciele symetrii: PO też jest stabilna w rozkminianiu
problemów cywilizacyjnych Śląska. Przez 7 lat, z których tak z 5
to czas postępującego rozkładu tutejszego górnictwa, najważniejsza partia opozycyjna nie
wychowała sobie jednego eksperta, z którym dziś można by
przynajmniej rozmawiać o wielkiej d..., w której się urządzamy. Marność. Wszędzie.
Wiecie, że nawet Solidarność ma dość tego bezhołowia i zapowiada historyczny protest w Warszawie (17 listopada)? Słyszeliście najciekawszą teorię o motywach przesunięcia wyborów samorządowych? Parlamentarzyści PiS zaczynają powątpiewać, czy za rok zdobędą mandat i chcą zostawić sobie szansę, by przynajmniej wylądować z mandatem radnego (pewnie możliwe) albo burmistrza/prezydenta (raczej mało możliwe). Tak się to będzie rozłazić, jak rozmoczona dykta z ławeczek w konturze Polski.
Wicepremierowi Sasinowi został jeszcze jeden as w rękawie. Żeby był węgiel we wsi. Jest sprawdzony partner w operacjach specjalnych (wybory kopertowe, prawda?). Poczta polska. To się musi udać. Prawa Murphy'ego, pamiętajcie.
Może Cię zainteresować: