Po pierwsze, prawie dotrzymałem słowa, bo nie zamierzałem komentować kolejnej politycznej awantury o to, czy istnieje język śląski. Po pierwsze, jak w "Pulp Fiction": za wcześnie, by celebrować (dosłowny cytat zna każdy, pra?), na razie mamy tylko przewidywalny sejmowy rytuał z udziałem Janusza Kowalskiego i gościnnym występem prof. Jana Miodka, którego wywiad sprzed 13 lat okrążył już globus Polski ze 150 razy. Finalnie o tym, czy Ślązacy dostaną język regionalny jak Kaszubi, zdecyduje prezydent Andrzej Duda i wtedy będą prawdziwe emocje.
Dziś to nawet nie są emocje - są głównie chorobliwe obsesje polskiej prawicy. I nie chodzi tylko o posła Kowalskiego, który ewidentnie nie uważał na lekcjach historii (coś tam mu się na temat plebiscytu na Górnym Śląsku zupełnie pomieszało), nie chodzi nawet o PiS, bo przecież prezydent Bronisław Komorowski to czysty antyPiS, a jednak w poglądach na temat tożsamościowych aspiracji Ślązaków mówi dokładnie to samo, co Kowalski czy Jarosław Kaczyński. Jest w tym coś absolutnie masochistycznego, że ilekroć Ślązacy raczą nie przypominać siebie z wyobrażeń polskiej prawicy rodem z propagandy PRL, ilekroć przestają być pociesznymi ludkami obleczonymi po chopsku, śpiewającymi przyśpiewki ludowe, jakiś polski mąż stanu zaczyna syczeć. Niemcy, germanizacja, separatyzm. My tu właściwie nic nie robimy, tylko myślimy jak naprawdę powrócić do Macierzy. Poseł Kowalski nie podpowiada jednak jak to zrobić, jak złączyć się z RFN: tunelem a może mostem powietrznym?
Russia Today ostrzega
Wielu śląskich polityków dało się wytresować w ten sposób i przez lata również oni powtarzali te zaklęcia swoich partyjnych wodzów. Nie oddamy Śląska, aeeejaooo! Szczytowym osiągnięciem tej szlachetnej myśli była szalona prowizorka patriotyczna pod hasłem Aleja Polskiego Dziedzictwa Śląska w Katowicach. Można oczywiście złośliwie dodać, że prawdziwa aleja polskiego dziedzictwa na Śląsku to są szkody górnicze, zostawiony sam sobie Bytom albo piękna estakada w Chorzowie zamiast jakiegoś tam rynku z pruskimi rupieciami.
Prawdę mówiąc, do pisania najbardziej zmobilizował mnie poseł Arkadiusz Mularczyk, który rozdarł szaty i przedobrzył. Cytat:
Ustawa o języku śląskim to plan rozwodnienia poczucia polskości wśród Ślązaków. Depolonizacja Ślązaków będzie pierwszym krokiem ku ich germanizacji. Jednocześnie jest grą UE na rozniecanie separatyzmów i podziałów, w myśl zasady "dziel i rządź". Rząd Tuska działa przeciw Polsce.
Mularczyk zawsze był i jest zbyt gorliwy. Zawsze przedobrza i nie odkrył jeszcze, że przez to niczego nigdy w polityce nie zwojował i nie zwojuje, bo tak to można w Radiu Maryja albo na obrazach Matejki. Tym niemniej: język śląski, który "rozwadnia poczucie polskości", a potem to już ino germanizacja... To są pikantne myśli, które - na moje oko (tu może doktór Aleksandra Sarna się wypowie) - mają w sobie jakiś ładunek podobny do erotycznych fantazji. Pewnie słyszeliście, że poseł Kowalski w Sejmie dowodził, że język śląski to tak naprawdę pradawna odmiana polszczyzny. I niemiecki spisek przeciwko Polsce polega właśnie na tym. Że Ślązacy w polskiej szkole będą uczyć reliktu staropolszczyzny. To się wszystko tak bardzo nie spina, że trzeba wyciągać po raz 150. prof. Miodka i - wznosząc ręce ku niebu - przypominać, że powstańcy śląscy się w grobach przewracają.
Do tego wszystkiego poseł Grzegorz Braun, który ostrzega przed dezintegracją państwa w naszym wykonaniu. Tak, ten sam poseł Braun, który przy otwartej kurtynie w polskim Sejmie jedzie z przekazem Russia Today, ostrzega przed ukrytą opcją niemiecką. Konfederacja w ogóle zrobiła najlepsze show z językiem śląskim. Poseł Roman Fritz mówił po śląsku lepiej niż którykolwiek ze śląskich posłów rządzącej koalicji, ale nienaganną godką sprzeciwiał się językowi regionalnemu. Zaś puentą były słowa posła Witolda Tumanowicza: "Poseł Fritz, który doskonale zna język śląski udowodnił, że nie istnieje język śląski".
Dzięki za przegrzanie i przedobrzenie
Ustawa o języku regionalnym po świętach ma być głosowana w Sejmie i tu wątpliwości nie ma, patrząc choćby po kolektywnym zdecydowaniu po stronie rządzącej koalicji. Większą ciekawostką będzie np. postawa śląskich posłów PiS, zwłaszcza tych, którzy wiedzą, że to straszenie Niemcem, depolonizacjo-germanizacja i spisek z Berlina to schodzący z afisza spektakl dla największych hardkorów. Na razie bodaj 10 z nich zagłosowało przeciwko odrzucaniu projektu w pierwszym czytaniu, wśród nich dwóch, którzy publicznie przyznawali się do deklarowania narodowości śląskiej (i polskiej) oraz języka śląskiego w spisie powszechnym.
Najbardziej pocieszające w całej tej sprawie jest to, że językiem śląskim przestano straszyć dzieci. Polityka dostrzegła w końcu coś, co zauważył rynek: te wszystkie Samsungi, Facebooki, sieci handlowe, cała branża reklamowa, nawet piłkarska Ekstraklasa (Wielkie Derby Śląska po śląsku - oglądaliście?) - oni od dawna zwracają się po śląsku do swoich klientów, widzą w tym sens biznesowy i nie boją się, że legiony prawilnych patriotów uznają to za akt zdrady narodowej. Język śląski doktrynalnie piecze już tylko polityczny margines w Polsce i - czasem trudno w to uwierzyć - ten etap mamy już za sobą. Poseł Kowalski czy Mularczyk pewnie jeszcze kilka razy rozedrą szaty, ale nikogo to już nie będzie obchodzić. Dziękujemy za to przedobrzenie, naprawdę pomogło sprawie. W końcu mamy poważniejsze problemy.
Te zostały na razie ledwie dotknięte: w Sejmie wynotowałem dwa nieśmiałe pytania o to, jak jesteśmy przygotowani do skorzystania z praw i przywilejów języka regionalnego. Nie mamy nauczycieli, nie mamy programu i nie mamy za wiele czasu, więc sporo się jeszcze musi wydarzyć i Rada Języka Śląskiego, czyli inicjatywa oddolna i społeczna będzie potrzebować instytucjonalnego wsparcia: od rządu, od Uniwersytetu Śląskiego, od samorządów, od marszałka województwa.
Cała reszta to już tylko "Allo, allo".
Może Cię zainteresować: