Po opowieściach o dawaniu w szyję
przez kobiety, marnym węglu ze Śląska, kocopołach o zmianie płci
czy wyjadaniu kartofli dzikom za Tuska poprzeczka była zawieszona
wysoko. W Katowicach Jarosław Kaczyński też czuł się swobodnie,
ale mniej było słownej husarii widzianej wcześniej we wszystkich
Ostródach czy Radomiach. Prezes PiS (co by tam o nim nie mówić)
opowiadać potrafi, te wszystkie przemówienia podczas jego „tour
de Pologne” wyglądają jak ogólna teoria wszystkiego rodząca się
na dużym spontanie, a w takich sytuacjach, wiadomo: różnie bywa.
Przez ostatnie tygodnie trochę się pośmialiśmy, trochę
pooburzaliśmy… Co z tego wynika? Niewiele.
Zdawkowo odnotujmy wszystkie złote myśli prezesa PiS o liberalizmie, który mknie ku totalitaryzmowi, o fałszowaniu wyborów (ten polski folklor…), o Tusku, przyczynach zmian klimatycznych, nawet żarty o „Kaczorze-dyktatorze” („Często to słyszę” he he). Rozumiem, że to partyjny wiec, ale nie zamknięty, tylko transmitowany w Polskę, więc w Katowicach miałem prawo oczekiwać czegoś więcej (o Śląsku; a o czym?) niż mobilizacyjnego przekazu dla aktywu. I co? I tak właśnie działa partyjny głuchy telefon.
Fabryka - to już działa. Co?
Zanim zmobilizowany partyjny aktyw zacznie w kolejnych tygodniach raczyć nas opowieściami o złotych wrotach transformacji, do których się zbliżamy, o kluczykach do polskich samochodów elektrycznych z Jaworzna i innych jaskółkach szczęśliwości… Kilka sprostowań.
„Fabryka polskich samochodów elektrycznych – to już działa” – powiedział Kaczyński w Katowicach. Co działa? „Teren już jest, ma być uzbrajany” – dodał. Budowa fabryki Izery w Jaworznie miała rozpocząć się rok temu. Dziś jest umowa na platformę (Geely), ale w praktyce oznacza ona biznes w stylu: montownia aut z chińskich podzespołów. Jeśli już, bo fabryki wciąż nie ma.
Kaczyński nie sprostował w Katowicach słów z Radomia o „śląskim węglu, który jest marnej jakości”. Zapowiedział za to powołanie „Funduszu Restrukturyzacji Śląska” (ściślej: chodzi o Fundusz Transformacji Śląska). To obietnica złożona jeszcze w umowie społecznej regulującej likwidację górnictwa do 2049 roku. „Projekt ustawy jest w Sejmie. Będą duże pieniądze, by budować coś zupełnie nowego” – powiedział Kaczyński. Co „zupełnie nowego”? Nie wiem. Pamiętam natomiast Program dla Śląska, który skonał w ciszy na regale u wojewody Jarosława Wieczorka. Wieczorek, jak i premier Mateusz Morawiecki siedzieli i klaskali dziś w pierwszym rzędzie.
Domy wznosi piekarz...
Teraz
będzie samo gęste. „Dziś musimy mówić nie tylko o
bezpieczeństwie militarnym, ale i energetycznym. Więc patrzymy dziś
na Śląsk nieco inaczej, niż kiedy zawieraliśmy umowę społeczną
w sprawie górnictwa” – rzekł prezes PiS. Aktyw mógł nie
zrozumieć, dlatego kilka istotnych szczegółów. Od wybuchu wojny
na Ukrainie podejście do górnictwa od strony
decyzyjno-administracyjnej nie zmieniło się nawet o centymetr (to
Jerzy Markowski). Likwidacja w trakcie, są konsumowane wielkie
pieniądze publiczne na ten cel (zresztą nie uzgodnione z Komisją
Europejską), a węgiel sprowadzany statkami zza morza tylko
przyspieszy ten proces.
„Patrzymy
na Śląsk nieco inaczej”? No tak, spółki energetyczne już nie
śmieją się z umów na dostawy węgla ze śląskich kopalń jak 2
lata temu. Ale zapytajcie związkowców, którym obiecano inwestycje
w górnictwie. Żeby było jeszcze zabawniej, ostatnio na Śląsk
pielgrzymuje w obronie tego górnictwa minister sprawiedliwości,
wiceminister rolnictwa, zaś najwięcej do powiedzenia w Warszawie ma
minister klimatu. Jak pięknie śpiewał Kult: „Rosną w Polsce
domy z czerwoniutkiej cegły. Domy wznosi piekarz, bo w tej pracy
biegły. Handel zagraniczny rozwijają zduni...etc”. Stanisław
Staszewski (ojciec Kazika) miał wyjątkowy dar w opisywaniu
rzeczywistości. A była to rzeczywistość PRL.
Na koniec ta nieszczęsna umowa społeczna. Nie wiem, co prezes miał na myśli mówiąc o super ważnym punkcie piątym tego dokumentu. Punkt 5 dotyczył gwarancji zatrudnienia, a Kaczyńskiemu chodziło o nowoczesne gałęzie przemysłu. W punkcie 3 było o transformacji, może to? Bo gdyby jeszcze raz popytać związki, łącznie z Solidarnością, która ostatnio przechodzi sama siebie (Piotr Duda odwołał wielki protest, prawda?), to usłyszelibyście litanię o punkcie 2, w którym zapisano osiem inwestycji w nowoczesne technologie węglowe. Śląsko-dąbrowska Solidarność, zanim sprawy w swoje ręce wziął przewodniczący Duda, zamierzała z tym postulatem iść na demonstrację.
Jaka znowu umowa społeczna?
Umowa
społeczna to ta sama tragifarsa, co Program dla Śląska. Nie
wiadomo, gdzie jest, nie wiadomo w ogóle, czy ktokolwiek w Komisji
Europejskiej do niej zajrzał, nic nie wiadomo. Gdy rok temu
wiceminister Piotr Pyzik wybierał się bodaj na jedyną wizytę do
Brukseli w tej sprawie, pomylił nazwisko urzędnika średniego
szczebla, z którym miał się spotkać. Dwa tygodnie po wybuchu wojny na Ukrainie do KE wysłano dokument zakładający zmniejszenie wydobycia o milion ton w roku 2023. Tak byliśmy przygotowani na "lukę węglową". I tak dalej…
A cała ta „mobilizacja”? Pamiętam prezesa ze 3 lata temu, gdy mobilizował w Katowicach przed wyborami. Wtedy aktyw wracał do domu zmobilizowany jak deweloperzy po spotkaniu ze Stevem Ballmerem w Microsofcie. Dziś pogodzony z losem, co najwyżej ma klaskaniem obrzękłe prawice. Przynajmniej prezesowi humor dopisuje.
Może Cię zainteresować: