Wczoraj ruszył proces przejmowania akcji Tramwajów Śląskich przez Górnośląsko-Zagłębiowską Metropolię. Może słyszeliście: temat ciągnął się od paru lat, w końcu miasta dogadały się między sobą i z GZM, czego efektem była stosowna uchwała zgromadzenia Metropolii. Porozumienie obejmuje 11 tramwajowych miast, akcje warte w sumie ok. 200 mln zł zostaną przekazane nieodpłatnie. Porozumienie nie obejmuje Katowic (mają 47 proc. akcji), które od początku były przeciw, a wczoraj ich przedstawiciel wstrzymał się od głosu w głosowaniu w tej sprawie. W sumie... Nic nowego.
Niespodzianki przyszły później. Miasta zgodnie ze statutem spółki zapytały pozostałych akcjonariuszy, czy któryś z nich chce skorzystać z prawa pierwokupu akcji. Katowice takiej chęci nie sygnalizowały, za to wczoraj okazało się, że miasto wysłało oświadczenia notarialne do spółki i banku prowadzącego rejestr akcji, oświadczenie informujące o skorzystaniu z prawa pierwszeństwa. Oznaczałoby to przejęcie za darmo 47 proc. akcji (wartość: ok. 100 mln zł) należących do innych miast (m.in. Sosnowca, Zabrza, Bytomia, Chorzowa czy Dąbrowy Górniczej) zgodnie z obecną proporcją, którą mają w Tramwajach Śląskich.
Kompromis z niesmakiem?
Prezydenci pozostałych tramwajowych miast poczuli się oszukani. Na spotkaniu pod adresem władz Katowic padały słowa, których do tej pory nie słyszano w GZM, nawet podczas corocznych, burzliwych dyskusji na temat składek na finansowanie transportu. Niewykluczone, że sprawa znajdzie swój finał w sądzie. Z całą pewnością o jakiekolwiek poważniejsze porozumienie od tej pory w Metropolii będzie trudniej niż kiedykolwiek. Aha, za pół roku wybory samorządowe. Jeśli scenariusz katowicki dojdzie do skutku, reszta prezydentów-akcjonariuszy dostanie w prezencie kampanijną minę: tłumaczenie się, jakim cudem każdy z nich dał się ograć Katowicom i pozbawił się jakiegokolwiek wpływu na politykę Tramwajów Śląskich, przede wszystkim tę inwestycyjną.
Dlaczego Katowice postanowiły ograć resztę? W trakcie procesu głównym argumentem był tramwaj na południe i stolica Metropolii sygnalizowała, że przed ewentualnymi przekształceniami, musi mieć gwarancje przeprowadzenia tego przedsięwzięcia. Można ten interes zrozumieć, ale z drugiej strony, nikt w GZM nigdy nie poddawał w wątpliwość jego sensowności. Aha, nieoficjalnie: wciąż jest szansa na kompromis z Katowicami i rozmowy będą kontynuowane, ale... Jak w tym dowcipie: u sąsiadów niesmak pozostanie. Po wczorajszej awanturze, minie sporo czasu, zanim relacje władz Katowic i innych miast (przy okazji: wielu prezydentów to przecież członkowie Ruchu Samorządowego Tak dla Polski) wrócą choćby do poprawnego poziomu.
Jak za pierwszego GZM-u
Nie jest to pierwszy metropolitalny kryzys z Katowicami w roli głównej. Likwidacja KZK GOP, przekazywanie akcji lokalnych PKM-ów, składki i formuła organizacji zbiorkomu, kiedyś nawet organizacja metropolitalnego Sylwestra - to tylko niektóre pola sporów i konfliktów. Jeszcze w zeszłym roku Katowice sondowały możliwość uruchomienia własnej komunikacji publicznej, darmowej dla swoich mieszkańców. W wielu przypadkach władze stolicy sugerowały, że są pokrzywdzone w metropolitalnych rozstrzygnięciach, np. przy liczeniu kosztów transportu (w obowiązujących od zawsze tzw. wozokilometrach, zamiast w przeliczeniu na mieszkańca danego miasta). Mniejsze miasta w rozwiązaniach proponowanych przez Katowice widziały głównie własne szkody i dodatkowe koszty.
Nawet gdy Katowice w którymkolwiek ze sporów mają rację, tracą z oczu strategiczny cel, nie tylko swój, ale i całej Metropolii. Jeśli nawet "Wielkie Katowice", supermiasto w rdzeniu GZM, to dziś perspektywa wielu lat, kampania trwa albo powinna trwać już teraz. Przekonywania, budowania relacji, pokazywania atutów i działania na rzecz większej całości, który kiedyś może być jednym miastem. Dziś Katowice cofnęły ten proces do czasów pierwszego GZM-u, gdy metropolitalna integracja - jeszcze bez ustawy - utknęła w martwym punkcie.
Nie jest tajemnicą, że po ewentualnym zwycięstwie w wyborach parlamentarnych, Prawo i Sprawiedliwość zmieni ustawę metropolitalną. Swoją drogą, eskalacja konfliktu o Tramwaje Śląskie może być niezłym pretekstem. Jedną ze zmian miałby być wybór władz GZM "w uzgodnieniu z premierem". Wątpię, żeby Katowicom było łatwiej dogadać się z szefem Metropolii, który będzie funkcjonariuszem partyjnym.
Może Cię zainteresować: