Janusz Kowalski to ten, któremu grożono „nożem, który się w kieszeni otwiera”. Ten, który za młodu ciągnął sanki za Donaldem Tuskiem, a gdy wydoroślał zajął się tropieniem antyszczepionkowych spisków. Ten, co chciał otwierać w Katowicach zamkniętą (na marginesie: przez rząd PiS) kopalnię, w której skończył się węgiel. Każde dziecko wie, że Janusz Kowalski robi i mówi mnóstwo niemądrych rzeczy. Czasem takie, że wyobraźni brak, by zrozumieć, jakie procesy myślowe zachodzą w jego głowie. Ostatnio w Sejmie walnął coś o Ślązakach, którzy zawsze polscy, a jak nie Polacy, to znaczy, że Niemce. Wszystko zawsze z żyłą na czole i kaznodziejską egzaltacją operetkowego polskiego patrioty, który chętnie poucza innych, ale sam nie zna nawet słów hymnu państwowego.
Russia Today jest ok
W sumie, większa część publicznej działalności Janusza Kowalskiego, posła ze Śląska (Opole) to polityczny cyrk, bazujący na ludzkiej niewiedzy, niskich instynktach i trafnej skądinąd obserwacji, w której masom wystarczy impuls, wskazanie wroga i szybkie, często radykalno-absurdalne rozwiązanie. Kowalski domagał się ostatnio delegalizacji Ruchu Autonomii Śląska. Nie wiem po co. RAŚ od 3 lat jest na takim organizacyjnym topie, że sam zastanawiam się, czy jeszcze istnieje. Kowalskiemu nie przeszkadza przy tym Konfederacja, która jawnie, z trybuny sejmowej, ustami Brauna czy Korwin-Mikkego przędzie propagandową nić Russia Today.
Konfederacja
Kowalskiemu nie wadzi, bo dla jego Solidarnej Polski to szalupa, pod
którą SolPol podczepi się ze swoją złotą tratwą, gdyby
Kaczyński ostatecznie rozwiódł się z Ziobrą. Nie ma tu żadnej
logiki, ideałów, dylematów. Nie ma, bo czas zrozumieć ludzie
kochani: Janusz Kowalski może wszystko. Powiedzieć. Pojutrze nikt
nie sprawdzi, co było jutro, jak dziś nikt nie sprawdza, co było
wczoraj. Zostają emocje. Wiecie, że poseł Kowalski niedawno
czarował nawet związkowców z rdzennie lewicowego Sierpnia 80?
Poseł Kowalski jest jak dworcowy kebab: tani, szybki, a do buły
można włożyć dowolny składnik.
15 punkowców zwiewa przed 1 skinem
Ok,
miało być krótko. Życzę takiego Kowalskiego Prawu i Sprawiedliwości na Śląsku. Że jak? Że tak. Nie takiego, co nam ze szranku wyciąga
niemieckie papiery i nawet przez sen gada o Tusku. To już skrajna
desperacja. Mam na myśli jednego krzykacza, wśród tych 30, którzy
narzekają na korytarzach, że nic nie mogą, że prawdziwa władza
urzęduje przy Nowogrodzkiej, a na sali sejmowej są wyłącznie
maszynkami do głosowania. Jednego wkur… jak z piosenek starego
dobrego i lewackiego Rage Against The Machine.
Hej tam w jedynej słusznej partii, znacie jeszcze to uczucie?
Niech
jeden z tych 30 nawet czasem robi z siebie błazna, walnie na oślep, ale niech też
przynajmniej udaje, że cokolwiek reprezentuje. Gdzieś tak od ponad
roku rządząca większość w PiS opiera się na dwóch-trzech
posłach i jeśli ktoś taki jak Łukasz Mejza był w stanie
wydreptać sobie stanowisko wiceministra, to paru naszych kadrowych
od węgla mogło przynajmniej czasem upomnieć się o śląski
interes. Choćby ten górniczy, doprowadzony do totalnej ruiny.
Rzeczywistość
mamy jednak taką, jak w starym kawale o 15 punkowcach, którzy
zwiewają przed jednym skinheadem. Dlaczego uciekacie, jak was 15, a
on jeden? „Bo nie wiadomo, któremu spuści łomot”. I tak sobie
dotrwa ta ekipa do kolejnych wyborów, w których najważniejsze
będzie miejsce na liście. A ja chciałbym zobaczyć jednego, który
nie ma nic do stracenia.
Gdy najlepszym śląskim politykiem po stronie władzy jest związkowiec Dominik Kolorz, to znaczy, że całej reszty po prostu nie potrzebujemy. Nie ma się co łudzić, w ekipie, którą wysłaliśmy do Sejmu, nie ma materiału na krwiste steki. Nie ma, to uczcie się chociaż kebabów od Kowalskiego.
Może Cię zainteresować: